Wstawiam następny One Shot Kasi Kukułki. Tak mnie o nie męczycie :P Wiedzcie, że czekam na pozwolenie autorek ;) Proszę o ładniutkie komentarze! :D
"A ja i tak Cię kocham... Przecież dziś są
walentynki!"
Czasem ciemność pożera. I to dosłownie. Czasem zmusza nas do
czynów, których zwyczajnie nie jesteśmy w stanie popełnić. Czasem ciemność to
jedyne wyjście. Czasem to jasność. Czasem nie. Jedni z nas ją wybierają, a
drudzy się nią brzydzą. Jedni ją chwalą, a drudzy odpychają. Jedni uważają ją
za ratunek, drudzy za zgubę.
A ja?
Ja się nie odnajduję.
Szukam wyjścia z sytuacji.
Szukam go, nie zważając na ciemność, czy jasność, bo
wszystko mi jedno.
Ale co się stanie, kiedy przestanie mi być wszystko jedno?
No jasne, zakocham się.
Dzień, jak co dzień.
---------------------------------------
Liceum, jakże banalne i niezwykle zarazem miejsce,
powiedział kiedyś profesor nauk anglicystycznych, Adam Walsh, a mój osobisty
wykładowca. Czy ma rację? Tak, liceum jest banalne. Pełne stereotypów. Głupich
blondynek. Nudnych kujonów. Zadufanych w sobie futbolistów. Gejosków w różowych
sweterkach. Pedałków w rurkach. Dziwek w skąpych strojach. Skąpych bogaczy.
Cheerleaderek bez serca. Dziwadeł z okularach-kujonkach. Grubasów zajadających
jeden obiad drugim obiadem. Lalusiów z lustereczkiem. Anorektyczek
wyrzucających jedzenie do kosza. Bulimiczek wymiotujących do toalety każdy
posiłek. No-life'ów bez perspektyw. Geeków od komputera. Wypalonych poetów.
Piosenkarek z zapałem, za to bez krzty talentu. Gitarzystów z grzyweczkami na
prawą stronę. Outsiderów. Badboy'ów w czarnych katanach i kolczykach w każdym
możliwym miejscu, chętnych do każdego rodzaju wandalizmu. Idiotów, klasowych
pajaców. Imprezowiczów. I w końcu, na pozór lubianych przez wszystkich,
zwykłych ludzi. Tylko, że w takim świecie, jak liceum, nie ma normalnych ludzi.
KAŻDY SKRYWA TAJEMNICĘ.
Ale czy wszystko musi być takie, jakim się wydaje? No
właśnie.
----------------------------------------
Tak więc, wchodziłam przez przeszklone drzwi szkoły i
uśmiechałam się do wszystkich, jak to mam w zwyczaju. Ja nigdy nie jestem
smutna, przygnębiona, zapłakana. Nie przy ludziach. W zaciszu domu zdarza mi
się coraz częściej płakać, ale nigdy nie jestem taka w szkole. Jeszcze nigdy
nie płakałam przy innych. Zawsze pozostaję radosna i wesoła. Tak, Claire
Thompson nigdy nie płakała przez chłopaka.
Do czasu.
Zawsze wyobrażałam sobie swój ideał.
Nie musi być mega zabójczo przystojny. Nie musi być idealny.
Ma być idealny dla mnie. Zawsze wyobrażałam sobie swojego chłopaka, jako
szatyna o fajnym uśmiechu, ale wygląd nie ma tu nic do rzeczy. Chłopak powinien
mieć dla każdego dobre słowo. Powinien być troskliwy. Kochany. Dobry. Nie musi być
orłem. Ma być sobą. Ma mnie kochać.
Pewnego dnia przez korytarz przeszedł ideał każdej widzącej
na oczy dziewczyny, nie wykluczam się z tego grona.
Był to chłopak o idealnych rysach, włosach brązowych, z
lekkimi pasemkami ciemniejszego blondu. Krok jego był pewny, a ciało
umięśnione. Koszula idealnie je opinała. Uśmiech mógłby powalić. Biel idealnie
prostych zębów zalała korytarz, a westchnienia odbijały się echem od wszystkich
ścian. Moja przyjaciółka, jako największa flirciara w całej szkole, przypisała
sobie pierwszeństwo w zawodach, która pierwsza pozna smak języka nieznajomego.
Cóż mogłam poradzić, puściłam ją wolno, a sama powolnym krokiem skierowałam się
do biblioteki. Usiadłam w najdalszym zakątku wielkiego pomieszczenia. Były tam
dwa fotele i często zaszywałam się tam z Crush, czyli moją przyjaciółką.
Niewiele osób w ogóle znało to miejsce. Zazwyczaj siedzieli w centrum, gdzie
było mnóstwo stolików, foteli i kanap. Ja preferowałam zamknięte, wręcz
klaustrofobiczne przestrzenie. Otworzyłam książkę i zatopiłam się w świecie
bohaterki. Czas się zatrzymał. Miałam teraz długą, 45-minutową przerwę. W końcu
jednak czyjś głos wyrwał mnie z melancholii.
- Claire? Może wreszcie zaczniesz kontaktować?- trzykrotnie
strzeliła palcami przed moją twarzą Crush.
Zamrugałam gwałtownie. Potrząsnęłam głową i założyłam
zakładkę w książce.
- Tak, jasne.- rzekłam słabym głosem, wciąż oczarowana
sytuacją opisaną w książce. Wstałam z fotela, chwyciłam torbę ze stolika,
założyłam ją na ramię i powoli wyszłyśmy z biblioteki.
- I co?- spytałam ciekawa.
- Co co?- odparła pytaniem rudowłosa.
- Jak ci poszło z tym ciachem?- nie ukrywałam, że mi również
się spodobał. I mimo, że wydawał się być idealny, nie znałam go. Wiedziałam
natomiast, że i tak nie mam u niego szans.
- Olał mnie zupełnie! Wyobrażasz to sobie?! MNIE się nie
olewa.- rzekła twardo. Jednak widać było jak na dłoni, że się przejęła.
- Wiesz chociaż, jak ma na imię?- zapytałam z nadzieją, że
będę mogła choć bezmyślnie mazać jego imię we wszystkich zeszytach. Czekał mnie
jednak zawód.
- Nie.- wykrzywiła się, a po chwili wydęła usta. Wiedziałam,
co to oznacza. W jej głowie krystalizował się plan. Byłam pewna, że się nie
podda.
- Muszę zrobić coś, dzięki czemu ten kochaś mnie nie
zapomni...
- Crush..- zaczęłam ostrzegawczym tonem. Spojrzałam w stronę
szafek.- Patrz, kto tam stoi.
Rudowłosa popatrzyła przed siebie. Przy jej szafce stał
blondyn, który w żadnym wypadku nie zamierzał jej odpuścić tak, jak ona nie
zamierzała odpuścić temu chłopakowi.
- Cody... Odczep się już ode mnie.- jęknęła żałośnie
dziewczyna.- Zrozum, nie jesteś tym, który miał posiąść me serce. Nie dzwoń,
nie pisz, nie zamęczaj mnie swoim uczuciem.- dramatycznym gestem dotknęła
dłonią czoła.
Ta sytuacja wydawała mi się wprost komiczna. Zaśmiałam się
pod nosem, widząc powtarzającą się w kółko scenę tragicznego zerwania. Ci
biedni chłopcy byli ofiarami uroku i piękna Crush, nie mogli nic poradzić na
to, że się w niej zakochiwali.
- Ale mogło się nam udać. Mogliśmy być szczęśliwi.
Mogliśmy...
- Cii..- Crush położyła mu palec na ustach i posłała kolejny
piękny uśmiech, przez co chłopak od razu się przymknął. Działała na chłopaków
jak czarownica. Zaczęłam się zastanawiać nad prawdziwością tej tezy.- Nie, nie
mogliśmy. Ty jesteś mądry, przystojny, wysportowany, wręcz idealny.
- Ale odkąd ten laluś pojawił się dziś w szkole, zmieniłaś
odrobinę znaczenie słowa idealny.- przerwał jej blondyn już wściekły.
- Tak... Tu też muszę przyznać ci rację.- rudowłosa
przechyliła swą głowę lekko w bok.- Ten chłopak jest idealny. Jego uśmiech
sprawia, że mam ochotę się na niego rzucić i go oblizać.- rozmarzyła się
dziewczyna.
Starałam się ze wszystkich swych sił wyobrazić to sobie, a
jednak moja wyobraźnia bała się skazy w psychice. Przystałam na jęku pełnym
odrazy.
- No wiesz!- oburzył się Cody.
- Co?- zdziwiła się Crush.- Trochę szczerości nikomu nie
zaszkodziło.
- Jesteś okropna!- krzyknął i, niczym dziecko, rozpłakał się
i odbiegł.
- Nie musiałaś być taka ckliwa.- rzekłam do niej otwarcie.
- Uwielbiam odgrywać inne role, aniżeli moja własna
egzystencja.- odparła poetycko, a ja ledwo co z tego zrozumiałam.
- Ehh..- westchnęłam. Crush miała wtedy chemię, a ja łacinę.
Spokojnym krokiem przemierzałam wciąż zapełniony korytarz, choć było już po
dzwonku.
Zbliżałam się do klasy pana Watkinsa. Stałam już praktycznie
przy drzwiach. Dotknęłam klamki, a wtedy poczułam czyjąś dłoń lekko stykającej
się z moją. Uniosłam wzrok, a wtedy moje spojrzenie spotkało się z oczyma tego
chłopaka, którego kilka godzin wcześniej widziałam na dole. Jego błękitne
tęczówki wpatrywały się we mnie. Czułam, jak rumieniec wkrada mi się na twarz.
Serce zabiło mi mocniej. Zrobiło mi się gorąco. Chłopak nadal wlepiał we mnie
wzrok, wręcz nachalnie przyglądając się mojej twarzy, która była czerwona jak burak.
Nagle opamiętałam się, że nadal stoimy przed klasą, a korytarz już całkiem
opustoszał. Nacisnęłam klamkę i wparowałam szybko do klasy, zajmując swoje
miejsce. Wymamrotałam przeprosiny i poczęłam wypakowywać zeszyt, książkę i...
Piórnik, którego nie było w plecaku. Zaklęłam cicho, szukając gdzieś nad dnie
jakiegoś długopisu. Nic.
- To ty jesteś tym nowym uczniem, tak? Dan, mam rację?-
spytał pan Watkins.
Dan...
- Oczywiście, panie- spojrzał na kartkę, którą dostał
zapewne w sekretariacie, jak wszyscy pozostali zresztą- Watkins.- po raz
pierwszy słyszałam jego głos. Był łagodny, charakterystyczny.
- Z tego, co wiem, z łaciną masz niewielki problem.- starał
się nie zawstydzić nowego ucznia. Nie udało mu się. Przez klasę przebiegł cichy
szmer. Rozglądał się z zamysłem po pomieszczeniu, a jego wzrok prześlizgiwał
się po kolejnych uczniach. Zatrzymał się na mnie.- Usiądź obok Claire.- tym
razem żeńska część klasy westchnęła z irytacją, piorunując mnie wzrokiem przez
całą lekcję. Nadal nie mogłam znaleźć żadnego długopisu. Dan zasiadł na pustym
miejscu obok mnie i powoli rozpakował się. Zapewne zauważył, że nie mam czym
pisać, bo już po chwili podał mi czarny długopis i uśmiechnął się do mnie
ciepło. Powiedziałam mu bezgłośne "dziękuję" i skupiłam się na lekcji.
Poza łaciną, Dan chodził też na nauki anglicystyczne i
zajęcia techniczne wraz ze mną. A to oznaczało słuchanie pięknych wykładów i
gapienie na chłopaka. Idealnie.
Z czasem polubiliśmy się. W trójkę z panem Walshem
prowadziliśmy na lekcjach długie dysputy. Poza lekcjami jednak nigdy nie
zamieniliśmy słowa. Jakbyśmy się nie znali. I choć oboje obracaliśmy się w tych
samych kręgach, nigdy nawet nie powiedzieliśmy sobie zwyczajnego
"cześć". Może uważał mnie za dobrą koleżankę, ale tylko tyle?
Nie chciałam być tylko koleżanka. Może to wydać się głupie,
ale chyba zaczęłam się do niego przywiązywać. Ale nie wiedziałam o nic
praktycznie nic!
Któregoś dnia podczas zajęć technicznych robiliśmy domki z
drewna. Jak można się domyśleć, piłki, noże, młotki i inne niebezpieczne
przedmioty poszły w ruch. Pracowaliśmy w parach. I znów głupie szczęście
chciało, że byłam w parze z Danem. Przyglądałam się pracy jego rąk. Był
zręczny. Cholernie zręczny zresztą. Już po chwili obok mnie leżały idealnie
wyciosane deseczki z ornamentami, które były przepiękną ozdobą. Westchnęłam,
muskając opuszkiem palca drewno. Kiedy skończyliśmy nasz domek, co stało się
bardzo szybko, chłopak skorzystał z nieobecności nauczyciela i podszedł do
innej pary, która nieudolnie próbowała sobie poradzić z szlifem. Obserwowałam
jego twarz, pięknie napiętą skórę na policzkach, urocze dołeczki, kiedy się
uśmiechał. Był dla nich dobry. Cierpliwie tłumaczył im wszystko, a później
przeszedł od słów do czynów i już po chwili pomógł im stworzyć miniaturowe dzieło
sztuki. O wszystkich się troszczył. Był miły i uroczy.
Jednak, gdy starał się pomóc ostatniej parze, do klasy
wrócił pan Edwards i od razu zaczął besztać chłopaka. Kolejne, co nastąpiło,
było niesprawiedliwe. Razem z Danem otrzymaliśmy karę. Tego dnia oboje mieliśmy
zostać po lekcjach i wykonać 10 domków. Nie mam pojęcia, czemu miała służyć
taka kara, ale ją przyjęłam. Po lekcjach nauczyciel wpuścił nas do klasy i już
po kilku minutach nas zostawił.
- Czas brać się za te domki.- potarł jedną dłonią o drugą i
zabraliśmy się do pracy. Podczas, gdy chłopak wykonał już trzy miniaturowe
budowle, ja nadal męczyłam się z pierwszą.
- Źle to robisz.- rzekł łagodnie, podchodząc bliżej. Chwycił
mnie w ramionach i począł instruować moje dłonie. Czułam jego oddech na swej
szyi, ciepło jego muskularnych ramion, bicie serca, ten przyjemny zapach
przypraw korzennych. Miałam ogromną ochotę go pocałować. Powstrzymałam tą myśl
i skupiłam się na tworzeniu domku. Po kilku minutach z moich dłoni wyłonił się
budyneczek z misternie wytłoczonymi ornamentami. Chłopak puścił mnie i
zauważyłam, że ściągnął twarz w nieodgadniony wyraz. Nie odezwał się ani
słowem. Skończył sześć domków, ja kończyłam ostatni. Lecz, gdy już odłożyłam
malutką budowlę, chłopaka nie było.
A ja byłam pewna, że nie jest mi już wszystko jedno.
Ciemność czy jasność?
Zakochałam się.
I wtedy wszystko się zaczęło.
Następny dzień był dziwny. Na łacinie Dan się w ogóle do
mnie nie odzywał. Na naukach nie odzywał się ani do mnie, ani też nie brał
udziału w dyskusji o ekscesach renesansu.
Na przerwie siedział na parapecie na korytarzu z Emily na
kolanach i szeptał jej do ucha, podczas gdy ona tylko chichotała. Emily była
jedną z największych suk w szkole. Z czystego serca mnie nienawidziła. Zresztą,
z wzajemnością.
Od tyłu zaszedł mnie Noah i delikatnie objął w talii.
- Zgadnij, kto to.- szepnął mi do ucha uwodzicielskim tonem.
- Noah.- zapiszczałam na tyle głośno, by Dan zwrócił na mnie
swą uwagę. Odwróciłam się do niego plecami i pocałowałam Noah prosto w usta.
Blondyn poddał się pocałunkowi bez wahania. Jego dłonie przycisnęły mnie do
niego, a ja zanurzyłam swoje w jego włosach.
Noah był moim najlepszym męskim przyjacielem. Był jednym z
najwyższych chłopaków w całej szkole. Był też nawet niezłym ciachem. Jednak
bolało mnie to, że go wykorzystałam. A szatyna nawet już nie było na parapecie!
Oderwałam się od niego i spojrzałam na niego, oceniając sytuację. Jego oczy
wyrażały rozbawienie, a uśmiech sugerował, że wcale nie poczuł się
wykorzystany.
- Nieźle całujesz.- zaśmiał się.- Ale ten laluś już sobie
dawno poszedł. I nie wyglądał na zadowolonego.
Zmierzyłam go znów wzrokiem.
- Wiesz doskonale, że zasługujesz na więcej.- powiedział
ciszej.
- Niestety, za późno.- powiedziałam ze smutnym uśmiechem na
ustach.
Odeszłam spokojnym krokiem do swojej szafki. Poczułam się
słabo. Zakaszlałam i straciłam ostrość widzenia, aż w końcu utraciłam
przytomność.
I to tu właściwie zaczyna się prawdziwa historia...
Kilka dni później wróciłam do szkoły. Okazało się, że
dostałam silnego zatrucia pokarmowego. Ktoś dosypał mi do lasagne środki na
przeczyszczenie.
I wtedy coś sobie przypomniałam.
Dan podał mi tacę z obiadem na stołówce. Jednak nie mogłam
uwierzyć, że on mógłby zrobić coś takiego.
Jednak robiło się coraz dziwniej.
Dan zmienił styl. Zaczął ubierać skórzane kurtki i ciężkie
buty. Często na jego nosie widniały czarne okulary przeciwsłoneczne, a
kasztanowe włosy zaczął ustawiać niemal na sztorc. Uśmiech nie był już uroczy.
Był cholernie arogancki i wskazywał na to, że chłopak jest pewny siebie i
zupełnie obojętny na innych. Nadal pozostawał jednak tym, w którym się
zakochałam...
Przeszedł obok mnie. Przystanął na chwilę, uniósł swoje
czarne ray-bany i ostentacyjnie rzucił na mnie wzrok. Mierzyliśmy się przez
krótki czas. W tych tęczówkach nie było troskliwości i ani krzty jakichkolwiek
uczuć. Tylko pustka, a wiejący z nich chłód sprawił, że zrobiło mi się
niedobrze. Chłopak znów rzucił okulary na nos i poszedł dalej.
Tego dnia po raz pierwszy w życiu płakałam. I to okropnie
długo i rzewnie.
Jednak starałam się zachowywać pozory normalności. Crush
ustawiała mnie na randki z kolejnymi chłopakami. Czułam się jednak nieswojo i
już po jednym spotkaniu odmawiałam kolejnych. Jeden chłopak, Damien był
wyjątkowo uroczy. Przyłapałam się na tym, że każdego chłopaka porównuję z
Danem. I każdy wypadał blado w stosunku do szatyna. Damien jednak miał coś, co
było pociągające. Po kilkunastu spotkaniach zostaliśmy parą. Jednak nadal cały
czas myślałam o Danie. O tych oczach, o ramionach, które tak cudownie mnie
obejmowały, o uśmiechu, który dodawał otuchy, o nim całym. O jego aksamitnym
głosie.
Z dnia na dzień robiło się coraz gorzej. Oprócz obojętnych
spojrzeń i ostentacyjnych gestów, zaczął mi docinać. W pewnym momencie
rozpętała się wojna pomiędzy mną, a nim.
Razem z Crush szłyśmy przez korytarz.
- Hej, Thompson, słyszałem, że nieźle zabawiasz się z
Damienem!- krzyknął z drugiego końca korytarza.
Wszyscy zwrócili wzrok na mnie. Delikatnie się zarumieniłam,
ale nie dałam po sobie poznać, że się przejęłam.
- Nawet jeśli, to nie twoja sprawa.- odkrzyknęłam, nie
odwracając się do niego.
- Wysłał mi wasze zdjęcia!- dodał, będąc coraz bliżej.
Zaraz, zaraz... Jakie zdjęcia?
- Jakie zdjęcia?- spytałam niepewnie.
Wtem w całej szkole rozległ się głośny odgłos przychodzącej
wiadomości. Wszyscy naraz odebrali je, a już po chwili znów wlepiali we mnie
oczy.
Crush pokazała mj zdjęcie nagiej nastolatki. To prawda,
dziewczyna była podobna, jeśli chodzi o ciało, ale moja twarz nijak nie
pasowała do reszty.
- To nie ja.- powiedziałam rzeczowym tonem.
- Damien się upiera, że jest inaczej.- powiedział twardo.
- Nieprawda.- rozległ się za mną głos bruneta.- Nie
wysyłałem ci żadnego zdjęcia idioto.- odrzekł ostrym tonem, którego się lekko
wystraszyłam.
- Tak sądzisz?- wydął dziwnie usta.- A to przypadkiem nie
twój numer?- pokazał mu swój numer.
To był numer Damiena. Poczułam, że mi niedobrze. Pojedyncza
łza spłynęła mi po policzku.
Chłopak patrzył niewidzącym wzrokiem na telefon Dana i nie
wiedział, co powiedzieć. Poczułam się zdradzona, wykorzystana, skrzywdzona.
Ruszyłam pędem przed siebie.
- Claire!- zawołał za mną Damien, a Dan roześmiał się
szyderczo.
I to wcale nie był koniec. Wkrótce szatyn zaczął mnie ranić.
I to dogłębnie.
A Damien wciąż błagał o wybaczenie.
Byłam jednak zajęta lizaniem ran zadanych przez Dana, że
miałam gdzieś innych.
Oprócz Crush.
Która już dawno odpuściła sobie szatyna i od tego momentu
skutecznie motywowała mnie do odparcia ciosów Dana.
Był wredny, oschły, zimny. I już wydawało mi się, że
straciłam miłość do niego, ale zawsze podnosił te cholerne okulary i psuł
wszystko, boleśnie przypominając mi, że nie tak łatwo jest się odkochać.
Jednak zawsze, gdy byłam gotowa pierwsza zaatakować, chłopak
robił mi kolejny paskudny żart.
Farba wypływająca z szafki.
Farba wystrzeliwana przy otwieraniu szafki.
Zdechła ryba w torbie.
Niestosowne symbole wykaligrafowane na kartkach zeszytów od
łaciny i nauk.
Śmierdzące niespodzianki.
Jednak któregoś dnia czara się przelała.
Przekroczyłam wraz z Crush drzwi szkoły.
- Claire...- zaczął Damien, wyłaniając się zza rogu.
- Daj spokój.- zmęczona kolejną nieprzespaną nocą, gestem
dłoni, pokazałam mu, że ma się przymknąć.
- Brawo mała.- pochwaliła mnie rudowłosa.
- Pójdę poprawić makijaż.- rzekłam zaspana.
- Okey.- uśmiechnęła się do mnie ciepło i dodała:- Ja będę
przy swojej szafce.
- Dobrze, zaraz wracam.- skręciłam w stronę łazienek.
- O, Thompson idzie. Jak tam ci odludku?- spytał z
obojętnością.
- Ah, nawet nie wiesz, jak przyjemnie.- postanowiłam
poudawać kogoś innego, jak to miała w zwyczaju Crush.
Chłopak był widocznie zdziwiony moją radosną reakcją na jego
słowa, jednak już się nie odezwał. To źle wróżyło. Przez ostatnie trzy miesiące
ani raz sobie nie odpuścił, by mnie obrazić. Coś się szykowało.
Pociągnęłam drzwi i weszłam do środka toalety.
Stanęłam przed lustrem. Wyjęłam z torby uprzednio zarzuconej
na ramię miniaturową kosmetyczkę, a z niej wyciągnęłam tusz, puder, cienie oraz
mleczko do demakijażu. Szybkimi i zdecydowanymi ruchami zmyłam resztki z
poprzedniego dnia. Rano byłam tak zaspana, że nie potrafiłam tego zrobić
dobrze. Nie wyglądałam tragicznie. Nałożyłam puder kryjący, delikatne błękitne
cienie, eyelinerem wykreśliłam kreski na powiekach, a całość dopełniłam tuszem
tylko na górnych. Różem wprowadziłam lekkie rumieńce na policzkach, a na wargi
nałożyłam niewielką warstwę transparentnego błyszczyku. Blond loki przeczesałam
palcami i uniosłam u nasady, by nadać im objętości. Z torby wyjęłam jeszcze
białą boskerkę z flagą USA, czarną kamizelkę i oryginalnie podarte spodnie.
Weszłam do kabiny i szybko się przebrałam. Na stopy włożyłam czarne martensy i
szeroko uśmiechnęłam się do swego odbicia. Nie dam się mu nigdy więcej,
pomyślałam i wrzuciłam szybko ubrania i kosmetyki do torby. Wyszłam z łazienki.
Wszyscy, ale to dosłownie WSZYSCY chłopcy na korytarzu się
oglądali za mną, z czego czerpałam ogromną przyjemność.
Następne lekcje mijały szybko. Na łacinie ostentacyjnie
wpatrywałam się w Dana. Przeze mnie złamał trzy ołówki. Zaśmiałam się cicho,
podczas gdy Watkins męczył się, próbując wbić uczniom zasady i reguły.
- O co ci chodzi?- spytał Dan.
- Zależy, o co pytasz.- odparłam.
- Zmieniłaś się.- powiedział cicho.
- Myślałam, że cię to nie obchodzi.- oznajmiłam chłodno.
- Bo nie obchodzi.
- To co cię tak to interesuje?- zapytałam z frustracją.
- To do ciebie nie pasuje. Jesteś inna. Nie możesz być taka.
- To znaczy jaka? Modna? Fajna? Nie nudna?- podniosłam głos,
ale nauczyciel spojrzał na mnie, więc znów go ściszyłam.
- Bycie wrednym i ubranym w czerń to nie twoja bajka.
- Serio?- oburzyłam się.- Może boisz się, że mnie polubisz?
- Jesteś głupia, ciebie nie da się lubić. Po prostu to ja tu
robię za tego fajnego, a ty już zawsze pozostaniesz nudną, dziwną Claire.-
odparł wystarczająco arogancko, bym zdzieliła go w twarz i ze złością wyszła z
klasy wraz z dzwonkiem.
Tego dnia byłam okropnie wściekła na Dana. Miałam ochotę
wyrwać mu te jego piękne oczy i... Dotknąć tych włosów, a potem go pocałować i
mieć innych gdzieś.
Tak, mój przypadek beznadziejnego zakochania był... No cóż,
beznadziejny.
Kolejnego dnia weszłam do szkoły znów z Crush. Spacerkiem
skierowałam się do łazienki. Rudowłosej bardzo podobała się moja metamorfoza. I
to mi wystarczyło, by kontynuować przemianę. Jednak nadal nie przesadzałam.
Nagle dostałam jakąś wiadomość. Wyjęłam telefon z kieszonki
torby. Odblokowałam ekran i odtworzyłam. Był to jakiś film. I to dość długi.
Zobaczyłam siebie. Stałam przy lustrze i coś do siebie mówiłam.
- A ta Crush? Jej imię brzmi tak, jakby ktoś ją spłodził
jako wpadkę.- mój głos był zniekształcony. Może dlatego, że nie był to mój
głos, choć bardzo podobny. Ja w życiu czegoś takiego nie powiedziałam!
Na filmie obrażałam wszystkich znajomych z rocznika. Ale to
nie byłam ja!
Szybko wrzuciłam wszystko do torby i wybiegłam z łazienki.
Wszyscy dookoła mieli telefony w dłoni i zapewne oglądali film, który ktoś
rozesłał. Po kilku minutach sto kilkanaście par oczu wpatrywało się we mnie ze
złością, smutkiem i z chłodem.
Crush wyłoniła się z tłumu.
- Wpadka? Za to mnie uważasz? Nie sądziłam, że jesteś taka.
Jak się myliłam.
Była jedna osoba, której nie obraziłam w tym filmie. I byłam
pewna, że to ona jest za niego odpowiedzialna.
Dan stał z tyłu z ogromnym uśmiechem triumfu na ustach.
Machał telefonem i miał minę zwycięzcy. W końcu to on wygrał.
Rozpłakałam się i wybiegłam ze szkoły, choć lekcje dopiero
miały się zacząć.
Przez następne trzy dni zupełnie olewałam szkołę.
Wagarowanie mogłoby się odbić na moim świadectwie.
Ale niewiele tak naprawdę jeszcze mnie obchodziło.
Straciłam przyjaciół.
Rodzina dowiedziała się o tym filmiku od Carmen, mojej
młodszej o rok kuzynki. Szczerze mówiąc, gdyby mogli, wykopaliby mnie z domu.
Ale, że prawie w ogóle w nim nie bywałam, nie było takiej potrzeby. Wracałam na
noc, a rano zabierałam trochę jedzenia i wymykałam się, by wrócić późno i
następnego dnia znów się wymknąć. Przyzwyczaiłam się do takiej rodziny, gdzie
wszyscy interesują się tylko opinią z zewnątrz i tak naprawdę to tylko
toksyczne powiązanie genetyczne kilkunastu osób. Mama w ogóle się do mnie nie
odzywała, gdy w nocy widziała mnie w korytarzu. Tata mnie unikał, a Chloë było
wszystko jedno, zawsze miała mnie gdzieś. Taki los rodzinnego wyrzutka...
W piątek spacerował po zupełnie opustoszałym parku. Pogoda
wyglądała, jakby zaraz miało lunąć deszczem i nie przestać przynajmniej do
następnego dnia. Zaniepokoiło mnie to.
Usiadłam na ławce przy fontannie.
Nie miałam najmniejszej ochoty na retrospekcję całego swego
życia. Wyciągnęłam z plecaczka małą fiolkę pełną małych tabletek na ból głowy.
"Czas to zakończyć", pomyślałam i jednym haustem
połknęłam wszystkie.
Nie czułam żadnej różnicy. Nic się nie działo. A gdzie ten
zawrót głowy? Gdzie zanikanie głosów?
Nikt się nie odzywał, ale to nieważne.
Żadnych fajerwerków?
Umrę w ciszy i spokoju?
- Claire!- krzyknął ktoś z niedaleka. Albo daleka? Nie byłam
pewna.
Niedługo potem nad ławką, na której siedziałam, czekając na
śmierć, stanął Dan.
- A ty tu czego?- spytałam resztką oschłości, jaka mi
została.
- Czemu nie było cię w szkole?- spytał zdyszany, ignorując
moje pytanie.
- Tak wyszło.- wzruszyłam ramionami.
- Posłuchaj,- oho, zaczyna się- jest mi przykro, że
rozesłałem ten film...
- Nie jest ci przykro.- przerwałam mu.
- Jest.- rzekł.- Nawet nie wiesz, dlaczego robiłem ci te
świństwa.
- No nie.- przytaknęłam.- Ale liczę, że mi wytłumaczysz.
- Tego dnia, kiedy staliśmy razem pod klasą od łaciny ty
dotknęłaś mojej dłoni.
- Prawda.
- I już wtedy cholernie cię polubiłem. Tak słodko się
rumieniłaś, uśmiechałaś, byłaś inna, niż te wszystkie lachony.- skrzywił się.-
I dlatego cię tak polubiłem. Wtedy, kiedy robiliśmy za karę te domki, ty...
Zakochałem się.- powiedział z trudem ostatnie zdanie.
- Nie rozumiem czegoś... To nie wyjaśnia twojego
późniejszego zachowania.
- Przedtem zakochałem się tylko raz. Dziewczyna miała na
imię Julien. Była idealna. Taka jak ty. Byliśmy zgraną parą. Aż pewnego dnia
zobaczyłem, jak całuje się z innym.
- To okropne.- rzekłam ze smutkiem.
- Było. Obiecałem sobie, że będę zatwardziałym singlem. Już
na zawsze. Że nie pozwolę, by znów mnie skrzywdzono. Przestałem być miękki.
Nowa szkoła dała mi szansę rozpoczęcia wszystkiego od nowa.
Powoli trawiłam wszystko, co mi przekazał. Ale to nie był
koniec.
- Wtem spotkałem ciebie. I zniszczyłaś moje postanowienie.-
zaśmiał się gorzko.- Nie mogłem o tobie zapomnieć. Postanowiłem więc sprawiać
ci ból, wierząc, że uda mi się stłamsić uczucie, jakim cię darzyłem.
- Udało się?- uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie. Każda łza, jaką puszczałaś z oka ukradkiem gdzieś w
rogu korytarza, sprawiała, że miałem ochotę cię przytulić i pocałować.
- Wiesz, że cię nienawidzę?- spytałam i ostatnimi siłami
wstałam, by zrównać się z nim wzrostem.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- rzekł smutno.
- Przez ciebie umrę!- wrzasnęłam.
- Nie umrzesz, spokojnie.- położył mi dłonie na ramionach.
Były ciepłe i przyjemne, więc ich nie zrzuciłam.
- Ty nic nie rozumiesz...- powiedziałam słabym głosem.
- Claire, co ci jest?- spytał lekko zdenerwowany szatyn.
- Ja... Właśnie umieram.- wyszeptałam i zaczęłam się osuwać
na ziemię.
Jeszcze przez chwilę czułam nacisk wilgotnych i słodkich ust
Dana, ale już po chwili ogarnęła mnie ciemność.
Poczułam przyjemny zapach korzennych przypraw. Moja głowa
poruszała się w takt czyjegoś nierównego oddechu.
"Czyli to tak jest w niebie", pomyślałam.
Otworzyłam oczy. W pokoju, w którym leżałam, okna były zasłonięte żaluzjami.
Było mi wygodnie i ciepło.
Uniosłam głowę. Dan miarowo oddychał. Leżałam na jego nagim
i umięśnionym torsie. Mimowolnie krzyknęłam.
Chłopak od razu się przeraził, a przy tym rozbudził.
- Co my...? Co ja...? Co..?- żadnego z pytań nie zdołałam
dokończyć, bo poczułam osłabienie w okolicy serca. Jakby zastój...?
- Cii... Spokojnie...- masował moje ramiona chłopak, mocno
do siebie przytulając . Poczułam się bezpiecznie. Owinęłam się bardziej kołdrą
i przylgnęłam do chłopaka. Niechcący przy tym musnęłam jego usta, co
poskutkowało długim i niezwykle miękkim pocałunkiem. Gdy brakło nam oddechu,
wreszcie się od siebie odlepiliśmy.
- Jakim cudem ja żyję?- spytałam.
- Mój ojciec jest chirurgiem.- odparł.- Zrobił ci płukanie
żołądka.- wyjaśnił.
- Ach... Podziękuj mu.- sama to zrobisz.
Spojrzał na telefon, który miał pod poduszką.
- Długo spałaś.- stwierdził.
- Nooo... Jest kolejny dzień...- rzekłam.
- Spałaś trzy dni.- poprawił mnie.
- Że co?!- wrzasnęłam i próbowałam się podnieść, ale już po
chwili poczułam ostry ból w skroniach, więc z tego zrezygnowałam.
- Już cię szukają.- dodał.
- Czemu nie zaniosłeś mnie do domu?
- Bo nie wiem, gdzie mieszkasz.- odpowiedział.- A poza tym, zaczęli
wczoraj. Byłoby dziwne, gdyby nagle twoje największe nemezis przyniosło cię
nieprzytomną do domu.
- Uwierz, moi rodzice nawet by nie zauważyli.- odparłam
spokojnie, ukojona przyjemnym zapachem chłopaka i wymianą słodkich pocałunków
między wymianą słów.
- Musimy coś wymyślić.- powiedział i przejechał dłonią po
włosach.
- Spokojnie.- rzekłam. Wyjrzałam za okno. Za nim rozciągał
się las. Wpadłam na pomysł.- A może mógłbyś mnie wywieźć do lasu...
- Co?- zdziwił się Dan.
- Poturlałabym się trochę po liściach, ty byś zrobił dwa
kółko po okolicy, a potem zupełnie przypadkowo znalazłbyś mnie w lecie?-
gestykulowałam.
- To mogłoby się udać.- na usta chłopaka wkradł się
mimowolnie wielki uśmiech.
- Ubiorę się.- spojrzałam na ogromną koszulkę, którą miałam
zamiast swojego ubrania. Na szczęście miałam bieliznę.
- Ja też.- wstał z łóżka, a zanim wyszedł, podał mi jeszcze
mój plecak, gdzie miałam ubrania.
Po kilkunastu minutach oboje byliśmy już gotowi. Schowałam
się na dnie jego samochodu. Zakrył mnie kocem i pojechał w pola prosto do lasu.
W tej chwili wydało mi się to zupełnie idiotyczne.
Po piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce. Wysiadłam z
pojazdu i dyskretnie wskoczyłam w liście.
Posłałam Danowi buziaka i zaczęłam brudzić ubrania do granic
możliwości.
- Będzie mi szkoda tej bluzki...- westchnęłam i zupełnie
przypadkowo rozdarłam ją o pobliskie drzewo.
Kilkanaście minut później leżałam w liściach i czekałam na
chłopaka.
W końcu przyjechał.
Stanął nade mną i rzekł:
- Nawet z włosami w strąkach, podartych ubraniach i cała w
liściach wyglądasz nieziemsko.
- Och, bo się zarumienię.- zachichotałam i dodałam;- Bierz
mnie stąd.
Schylił się i wziął mnie na ręce. Czułam się jak
księżniczka.
Udawałam zmęczoną, chorą i naprawdę padniętą.
- Pomocy! Znalazłem ją!- wrzeszczał Dan. Wiedziałam, że ktoś
inny też chodzi po tym lesie.
Zamknęłam oczy.
- O jeny, nareszcie.- westchnął ktoś i przejął ją.- Wezwij
karetkę chłopcze.
Później odwieziono mnie do szpitala, ogarnięto mnie i
przyklejono do łóżka. Dan cały czas był przy mnie.
Trzymał za rękę i wspierał.
Kilka godzin później odwiedziła mnie Crush.
- Hej, Claire, jak się czujesz?- spytała.
- Do dupy.- skwitowałam. Szatyn udawał, że śpi. Rudowłosa
spojrzała na nasze złączone dłonie i wytrzeszczyła oczy do granic możliwości.
- Wy...?
- Tak, jesteśmy razem od tygodnia.- skłamałam.
- Dan przyznał się, że ty tak nie mówiłaś. Że ten film był
zmontowany.- powiedziała cicho.- Przepraszam. Powinnam ci zaufać. A ty niemal
zginęłaś.- załkała cicho.
- Nic mi nie jest.- uspokoiłam ją.
Siedziała u mnie godzinę. Później przyszli również moja
mama, tata i Chloë. Rozmawialiśmy trochę, ale i oni w końcu wyszli.
Dan otworzył oczy.
- Udało nam się.- zaśmiał się.
- A i owszem.- dołączyłam do niego.
Chłopak nachylił się nade mną i namiętnie mnie pocałował.
- Kocham cię.- szepnął.- Dziś są walentynki, wiesz?- spytał.
- Teraz już tak.- uśmiechnęłam się do niego i poddałam się
kolejnemu słodkiemu pocałunkowi, którym, mam przynajmniej taką nadzieję, nie
miało być końca...
Pierwsza ! <3
OdpowiedzUsuńTo było piękne :D Normalnie cudo ;> więcej takich rzeczy chce !
OdpowiedzUsuńWow! Wiedziałam, ze Kasia ma talent, ale to zbiło mnie z nóg!
OdpowiedzUsuńJest fenomenalne!
Kocham to<3<3<3<3
Cudne ♥ czytałam 2 razy. Zapraszam cie też do mnie .Właśnie wstawiłam 17 rozdział.
OdpowiedzUsuńAww!!
OdpowiedzUsuńTo jest przecudowne!
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz to możesz też opublikować mojego one shota. Pozwalam :)
cudo♥
OdpowiedzUsuńAwwwwww..... *.* jak słodko !! ~ Julka ~
OdpowiedzUsuńświetne :) wpadaj http://historia-o-raurze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńUuu boski one shot*.* Zakochałam się w nim<3
OdpowiedzUsuńNie jest to historia o Raurze, ale i tak jest boska. Tak pięknie opisuję każdą sytuację, każde uczucie. :) Kaśka masz talent hehe. Pisz tak dalej a zawsze bedziesz miała fanów. Zwłaszcza mnie <3 Cudeńko :)
OdpowiedzUsuń