czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 42 'You know what? You're lovely, Ring-a-ding-ding, you're lovely'

*Następny dzień - sobota*
*Laura*
Jadłam śniadanie w ciszy. Samotnie o wczesnym poranku. Żułam płatki z mlekiem chyba od dobrych trzydziestu minut i nadal nie mogłam skończyć posiłku. Jutro wieczorem mama wyjeżdża z Jonah. Nie chcę tego. Tak dobrze mi było spędzić z nimi tyle czasu. Długo ich nie widziałam i nie słyszałam ich śmiechów na żywo. Gdy przyjechali, poczułam, że moje serce napełnia się ogromną radością. A teraz? Z każdą godziną przybliżającą do ich wyjazdu mam wrażenie jakby ta moja radość z życia była wysysana.
Uśmiechnęłam się smutno i wyjrzałam przez okno. Słońce świeciło swoim blaskiem zachęcając do przeżycia kolejnego wspaniałego dnia, jednak ja nie mogłam cieszyć się tak mocno, bo wiedziałam, że mój czas z mamą i Jonah dobiega końca.
Dzisiaj jest koncert R5. Długo przez nich wyczekiwany, bo zrobili sobie długą przerwę przez wzgląd na Rossa i serial, w którym gramy. Teraz w studiu jest już trochę luźniej, dlatego zespół postanowił wrócić do koncertowania. Nie występowali na bardzo dużą skalę, ale to im nie przeszkadzało, bo robią to, co kochają.
-Co tak sama jesz śniadanie? - usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami. Odwróciłam się - Ooo jesz płatki i się nimi ze mną nie dzielisz? Co z ciebie za siostra? - spytała Van i od razu wzięła ode mnie trochę jedzenia.
-Jak chcesz to możesz to dokończyć - powiedziałam wręczając zdziwionej siostrze miskę i wychodząc z kuchni.
-Laura, co jest? Coś się stało? - natychmiast spytała widząc moje dziwne zachowanie i poszła w moje ślady.
-Nic.
-No widzę przecież.
-Po prostu nie mam ochoty już jeść - powiedziałam i usiadłam na kanapie. Vanessa stanęła nade mną i zmarszczyła brwi.
-Nie prawda. O co chodzi? - spytała swoim stanowczym głosem, a ja tylko spuściłam z niej wzrok.
-Nie chcę, aby już wyjeżdżali - wyznałam i objęłam swoje kolana jak mała dziewczynka. Czarnowłosa uśmiechnęła się do mnie smutno, odstawiła miskę na stolik do kawy i usiadła obok mnie obejmując mnie troskliwie ramieniem.
-Ja też nie chcę - oznajmiła.
-Tęsknie za nimi, mimo że jestem tutaj dopiero od ponad miesiąca. A ich obecność tutaj przypomniała mi jak bardzo brakowało mi spędzania czasu w naszym wspólnym gronie. No wiesz... Ja, ty, Jonah i mama... - wyznałam, a Van mocniej mnie objęła.
-Wiem...
-Ty też tęskniłaś za nami, gdy wyjechałaś? - spytałam.
-Oczywiście, ze tak. Bardzo tęskniłam za wami i nadal tęsknię.
-Ale nie dzwoniłaś często...
Vanessa westchnęła, spojrzała na mnie i lekko się ode mnie odsunęła.
-Przecież wiesz, że czasem nie miałam po prostu na to czasu, a poza tym ja sama mam z tym problem. Ciężko mi jest czasem przyznać się do jakiejś słabości.
-Ale tęsknota to nie słabość.
-Wiem, ale ja tak czasem czuję.
Spojrzałam na nią i tym razem to ja ją objęłam.
-Nie musisz się tak czuć. Nikt nie uważa cię za słabą. Jesteś najtwardszą dziewczyną jaką znam - wyznałam szczerze, a Van się do mnie uśmiechnęła.
-Dzięki. Ale wiesz nie zmartwiaj się teraz, że Jonah z mamą jutro wyjadą. Pomyśl, że macie jeszcze dwa pełne dni, a za dwa miesiące wracasz do nich na stałe - przypomniała mi. Jej krzepiące słowa spowodowały, że moje kąciki ust uniosły się lekko do góry.
-Masz rację - kiwnęłam głową i odsunęłam się od niej lekko - To w takim razie pójdę ich obudzić. Nie należy zmarnować ani jednej minuty tego dnia! - powiedziałam i wstałam z kanapy.
-Tylko najpierw umyj zęby, bo inaczej zabijesz ich tym oddechem - moja siostra się zaśmiała, a ja chwyciłam poduszkę i rzuciłam nią w Vanessę.
-Bardzo zabawne.
-Ale prawdziwe - zarechotała cichutko, a ja tylko teatralnie przerzuciłam oczami i pobiegłam po schodach do mojego pokoju.
Wpadłam szybko do mojej sypialni i podeszłam do stolika nocnego, aby chwycić swój telefon. Przy okazji lekko walnęłam się stopą o karton leżący na podłodze. Spojrzałam na dół i od razu go rozpoznałam. Leżały w nim wszystkie nieotwarte listy prócz jednego, który leżał otwarty i przeczytany obok pudła. Chwyciłam go i wrzuciłam do kartonu. Już miałam wcisnąć pudło pod łóżko, ale zrezygnowałam z tego. Spojrzałam na nie jeszcze raz i postanowiłam zostawić je w taki sposób w jaki teraz stał. Patrzyłam na niego chwilę, ale po kilku sekundach odwróciłam od niego wzrok i poszłam do łazienki umyć zęby. 
* * * * *
-Która jest godzina? - krzyknęłam ze swojej łazienki w stronę pokoju mojej przyjaciółki.
-15:19! - odkrzyknęła, a ja przygryzłam wargę ze stresu. Rydel miała tu być dwadzieścia minut temu, bo chciała kupić jakiś ciuch na dzisiejszy koncert, który ma odbyć się za niecałe pięć godzin. Wariatka! Kazała nam pójść z nią, aby ktoś mógł obiektywnie ocenić strój jaki sobie wybierze. Wszystko fajnie, ale troszeczkę późno się z tym ogarnęła.
-Jak zaraz się tu nie zjawi to jej łeb ukręcę - syknęłam po raz setny rozczesując swoje włosy.
-Nie wiedziała, że taka groźna jesteś - powiedziała nagle wspomniana przeze mnie blondynka. Odwróciłam się w stronę drzwi do łazienki i od razu zmrużyłam swoje oczy.
-Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz.
-I jak rozumiem, dla mojego własnego dobra, lepiej cię nie denerwować? - spytała unosząc jedną brew do góry.
-Z ust mi to wyjęłaś.
-Dooobra laski, idziemy? - spytała zdezorientowana Maia stojąc obok Rydel i Raini.
-Idziemy! - powiedziała Spencer wpadając do mojego pokoju - Wowowow nie wiedziałam, że idziemy taką zwartą grupą - wyznała, gdy zobaczyła trzy dziewczyny.
-W grupie raźniej - przypomniała Rainj i lekko się uśmiechnęła.
-Racja. Gotowe? - spytała Rydel patrząc na mnie i moją szczotkę w ręku, którą szybkim ruchem rzuciłam na łóżko.
-Tak. Co najmniej od dwudziestu minut - powiedziałam i ruszyłyśmy do wyjścia.

*Narrator*
Po opuszczeniu domu dziewczyny szybkim krokiem skierowały się w stronę centrum handlowego. Maia przyjechała samochodem, ale zaparkowała go kilkanaście metrów od domu Marano. Nastolatki szły równym krokiem wygłupiając się jak nigdy. Nie wstydziły się siebie nawzajem i czuły, że nie muszą się bać, że zostaną wyśmiane przez którąś. Żyły razem z myślą, że mogą sobie ufać i czuć pewnie w swoim towarzystwie. Dziewczyny śmiały się z jakiegoś żartu i robiły jakieś głupie miny, gdy ktoś powiedział coś w stronę.
-Cześć Rydel
Blondynka momentalnie spojrzała na bruneta idącego naprzeciwko niej.
-O hej Liam - powiedziała rozpromieniona i podeszła bliżej do chłopaka.
-Przeszkadzam wam? - spytał i spojrzał na jej przyjaciółki, które w tym momencie wykrzywiały swoje twarze robiąc to nowe miny. Wyglądały jakby miały wściekliznę z padaczką... Albo gorzej.
-Co? Nieee... Nie znam ich - powiedziała szybko i uśmiechnęła sie do bruneta szeroko. On odwzajemnił jej gest.
-Rozumiem. Co cię tu sprowadza?
-Byłam u przyjaciółek, a teraz idziemy do centrum handlowego.
-Uuu, babskie popołudnie? - spytał z lekkim uśmiechem, a blondynka pokiwała przecząco głową.
-Nie, nie. Raczej akcja ratunkowa dla Rydel, która nie ma w co się ubrać na koncert - wyznała i zaśmiała się cicho.
-Koncert? A na co się wybierasz? - spytał, a blondynka uśmiechnęła się zmieszana.
-No na...
-Ej! Rydel! Zaprosiłaś kolegę na koncert?! - krzyknęła roześmiana Spencer.
-Masz chyba dodatkowy bilet, co nie?! Może weźmiesz go ze sobą?! - zawołała Laura. Dziewczyny stały już przed autem Mai.
Liam spojrzał na blondynkę, która lekko się zarumieniła.
-No właśnie... Jak masz ochotę to mam dodatkowy bilet, więc gdybyś chciał to możesz się z nami wybrać - powiedziała, a brunet uśmiechnął się lekko.
-Z tobą i przyjaciółkami?
-Nie, jeszcze z naszymi przyjaciółmi i moimi braćmi. Nie martw się, będzie tam płeć męska - uśmiechnęła się, a brunet kiwnął głową.
-Jasne. Z wielką chęcią - odpowiedział, a Rydel uśmiechnęła się szeroko.
-Świetnie. Santa Monica o 19 - powiedziała wyjmując bilet z torebki i wręczając mu go.
-Dobrze. To widzimy się na miejscu, znajdziemy się tam? - spytał.
-Rydel chodź już! Bo odjedziemy bez ciebie! - krzyknęła Maia, a dziewczyny tylko się głośno zaśmiały. Blondynka olała przyjaciółki i spojrzała na chłopaka.
-Na pewno mnie zauważysz - odpowiedziała i pocałowała chłopaka w policzek na pożegnanie.
-Do zobaczenia - powiedział, a dziewczyna skierowała się w stronę samochodu, gdzie siedziały już jej przyjaciółki.
-Dłużej się nie dało? - spytała Laura.
-A ty co zazdrosna? Ona przynajmniej wyrwał jakiegoś przystojniaka Marano - zauważyła Spencer.
-Też bym mogła gdybym chciała - oburzyła się brunetka.
-No jasne, jasne.
-Dobra laski. Koniec tematu. Jedziemy - zadecydowała Rydel, a dziewczyny zamilkły słysząc poważny ton blondynki.
Chwilę jechały w ciszy, ale niedługo.
-A jak ma na imię ten przystojny Brytyjczyk? - Maia spytała z szerokim uśmiechem.
* * * * * 
Dziewczyny biegały po sklepach szukając odpowiedniego stroju dla blondynki na występ.
-Może ta? - Raini pokazała jedną sukienkę.
-Nieee za bardzo obcisła, ona musi się ruszać po tej scenie - przypomniała Laura.
-A to? - Spencer pokazała jakieś ogrodniczki.
-Nie. Poszerzy jej biodra - stwierdziła Maia.
-Dzięki - powiedziała sarkastycznie blondynka, a Mitchell się do niej słodko uśmiechnęła.
-No, ale to trudne! - zawyła Raini - Rockowe, seksowne, mocne i delikatne zarazem. Prawie niewykonalne w tak krótkim czasie...
Dziewczyny spojrzały po sobie i oparły się o wieszaki z ubraniami w sklepie. Musiały się chwilę zastanowić co zrobić.
-Spodenki czy sukienka? - spytała Laura.
-Spodenki - palnęła Rydel, a Spencer machnęła lekceważąco ręką.
-Nikt się ciebie nie pyta o zdanie. Sukienka - powiedziała rudowłosa, a blondynka zmrużyła groźnie brwi.
-Do kolan? Do połowy uda?
-Do kolan - odpowiedziała Delly.
-Do uda - zadecydowała Maia.
-Ej! Ja mam tu w ogóle coś do powiedzenia? - spytała zdziwiona ich władczym zachowaniem.
-Nie - odpowiedziały równocześnie, a blondynka tylko otworzyła usta zdziwiona i skrzyżowała ramiona.
-Ostatni raz idę z wami na zakupy - burknęła pod nosem.
-Co tam mamroczesz? - spytała Lau.
-Nic, nic...
-No dobra... To musimy się sprężać. Mamy tylko 30 minut na kupno stroju - poinformowała Spencer patrząc na zegarek.
-Co? Tak mało? - spytała zdziwiona Raini.
-No już co najmniej godzinę chodzimy po tych sklepach, a trzeba jeszcze do domów wrócić i się przyszykować - zauważyła Laura, a wszystkie kiwnęły głowami.
-Znam tutaj taki świetny sklep z sukienkami. Jest ich tam milion i to na każdą okazję - powiedziała Maia.
-To biegniemy tam - oznajmiła Spence i szybkim krokiem ruszyły w stronę wspomnianego sklepu.
Dziewczyny przeszukiwały wieszaki w ekspresowym tempie. Ekspedientki patrzyły na nie z ogromnym zdziwieniem w oczach, bo nie dawały sobie pomóc, a latały po sklepie jak oszalałe.
-A może to? - krzyknęła Rydel pokazując im jedną sukienkę. Jej przyjaciółki spojrzały na nią i zmrużyły oczy.
-Chcesz, żeby cię wyśmiali? - spytała Spence, a blondynka wystawiła jej język.
-A ta?
-Nie jest rockowa.
-A taka?
-Nie pasuje do jej karnacji.
-Może to?
-Ta na pewno nie!
Nastolatki wymieniały swoje poglądy, a w tym czasie Laura trochę się od nich oddaliła szukając sukienki w innym miejscu. Przeglądała wieszaki, przeglądała i tak w kółko, aż do pewnego momentu, gdy trafiła na to cudo. Brunetce od razu zaświeciły się oczy i uśmiechnęła pod nosem. Tak, to było to.
Marano podeszła do przekrzykujących się przyjaciółek.
-Ej, dziewczyny! Chyba znalazłam - powiedziała z uśmiechem. Gdy wszystkie spojrzały na sukienkę, którą trzymała brunetka, odebrało im mowę.
-Idealna - pokiwała głową Rydel.
-Do przebieralni, już! - nakazała Raini i popchała ją do małego pomieszczenia.
Po minucie Delly wyszła ubrana w kreację.
-Bosko - szepnęła zadowolona Maia.
-Założę do tego te moje czarne buty na obcasie i skórzaną kurtkę - powiedziała blondynka.
-Ale przydałyby się jakieś dodatki - zauważyła Raini.
-Ja dam ci mój złoty naszyjnik i bransoletki - powiedziała Laura.
-A ja złoto-czarny paseczek to założysz go w pasie - dodała Spencer.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie szeroko z zadowolenia.
-To możemy jechać do domu - powiedziała uśmiechnięta Delly i schowała się w przebieralni.
* * * * *
-No i gdzie my zaparkujemy? - spytała Laura rozglądając się wokoło.
-Może tam? - Jonah pokazał palcem jak inny samochód zwalnia jakieś miejsce. Brunetka uśmiechnęła się szeroko.
-Dzięki, co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Zginęłabyś.
-No nie przesadzajmy, aż tak źle by nie było.
-Nie sądzę - powiedział jej brat i zaśmiał się szczerze.
-Dobra, dobra. Żarty żartami Marano, ale musimy się spieszyć, bo zaraz Ryland wychodzi i idzie ich supportować, więc się pospieszmy - przypomniała rudowłosa.
Brunetka zaparkowała auto, we trójkę wyszli z niego i skierowali się w stronę plaży, gdzie miał odbyć się koncert.
* * * * *
-Laura Marano, R5 na nas czeka - przedstawiła się dziewczyna ochroniarzowi.
-Tak, na pewno... - wyśmiał ją mężczyzna. Dziewczyna zmrużyła oczy.
-Serio mówię.
-A ja na serio cię nie wpuszczę.
-A ja cię zaraz uduszę - warknęła Spencer.
-Słucham? - spytał unosząc wysoko brwi.
-Nie wiesz z kim zadzierasz. Albo nas wpuścisz do środka albo mocno oberwiesz - poinformowała go rudowłosa. Mężczyzna zaśmiał się głośno.
-Ach tak? Ty mnie zbijesz? - nadal śmiał się.
-Nie. On - wskazała na Jonah, który patrzył groźnie na łysego mężczyznę.
-On? Taki maluszek? Nie rozśmieszaj mnie mała - powiedział i mrugnął do niej. Spencer skrzywiła się.
-No wpuść nas! - Laura się zdenerwowała.
-Masz przepustkę?
-Tak, mają - powiedział nagle Riker pojawiając się za plecami ochroniarza. Łysy goryl zaniemówił na jego widok - Nie patrzył pan na rozpiskę, którą wam daliśmy? Z nazwiskami i ZDJĘCIAMI? - spytał, a ostatnie słowo wymówił bardzo głośno. Ochroniarz spojrzał na kartkę z listą i podrapał się po głowie.
-No rzeczywiście... - wymamrotał zawstydzony.
-I co łysolu? - powiedział Jonah i wraz z siostrą i Spencer weszli za kulisy.
-Co za baran - warknęła rudowłosa.
-Coś wam nagadał? - Riker spytał troskliwie przyjaciół.
-Tak, ale bardziej nas zdenerwował - wyznała, a blondyn objął ją jednym ramieniem.
-Oberwie ode mnie po koncercie.
Spence zmrużyła oczy widząc potulność przyjaciela.
-Jesteś dla mnie miły tylko dlatego, że wbiłam się w sukienkę?
-No nie zaprzeczę. Z grzeczności - uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna trąciła go w ramię.
-Spadaj - powiedziała odsuwając go od siebie.
-Ooo nareszcie jesteście! - ucieszył się Ryland, który wyglądał na zestresowanego.
-Mieliśmy małe obsunięcie - wytłumaczyła Laura.
-Zaraz wychodzę na scenę.
-Weź dwa wdechy i wyluzuj. Będzie dobrze - zapewniła rudowłosa.
-Właśnie! Dobrze gada! - zawołał Rocky.
-Wychodź, a my idziemy na nasz mały prywatny sektor - oznajmiła Maia.
-Tylko znajdziecie Liama i się nim zaopiekujecie? - spytała Rydel nagle podchodząc do zgromadzonych. Wyglądała ślicznie w swojej kreacji, a pofalowane włosy i wyrazisty makijaż tylko dopełniał ten cudowny widok.
-Ale laska! - zawołała zadowolona Spencer.
-Odezwały się - powiedziała blondynka patrząc na dziewczyny.
To prawda. Laura ubrała transparentną żółtą bluzkę i kwiecistą spódnicę, Spencer  sukienkę z wciętymi plecami, a Maiaubrała się w spódnicę i transparentną bluzkę.
-A gdzie Ross? - spytał nagle Jonah.
-Szuka Savanah. Zaraz ty przyjdzie - wytłumaczył Ell.
I nagle w tym samym momencie przyszli wspomniani nastolatkowie.
-O wilku mowa - powiedział uśmiechnięty Josh.
-Zaczynamy? - spytał Ross i spojrzał na swoje przyjaciółki - Ślicznie wyglądacie - powiedział i uśmiechnął się do dziewczyn patrząc w oczy Laury.
-Dziękujemy - powiedziała Raini.
-Dobra. To mg idziemy na widownie, a wy dajcie czadu! - krzyknął Calum i rozległy się słowa otuchy i życzenia udanego występu.
Przyjaciele poszli na swoje miejsce, a Ryland wyszedł na scenę. 
* * * * *
-RYLAND! - krzyczały fanki, gdy brunet supportował występ R5. Przyjaciele stali w swoim gronie w oddzielonym miejscu od reszty tłumu, który groził niespodziewanymi niespodziankami. A przede wszystkim nie muszą martwić się, że jakieś fanki powyrywają im włosy.
Maia rozglądała się w około szukając przystojnego Brytyjczyka. Nagle ujrzała znajomą brązową czuprynę.
-Liam! LIAM! - wydarła się, a chłopak spojrzał się zdziwiony na nią. Brunetka pomachała do niego, a on zdezorientowany podszedł do niej przeciskając się między ludźmi - Wchodź do nas - zaprosiła go.
-A co wy tu robicie?
-To miejsce dla VIPów. Tylko dla wybranych - wyznała Laura. Brunet kiwnął głową i wszedł do ich małego ogrodzonego miejsca.
-A gdzie jest Rydel? - spytał, a dziewczyny się uśmiechnęły pod nosem.
-Zaraz przyjdzie - powiedziała Spencer.
Minęło kilkanaście minut. Ryland już skończył swój występ i zaczął zapowiadać zespół:
-A teraz zapraszam na występ niesamowitego zespołu, którego tworzą ludzie, z którymi nigdy się nie nudzisz! A mnie można wierzyć! - mrugnął i zaśmiał się szczerze - A teraz zapraszam na scenę zespół R5! - krzyknął i zaczął klaskać.
Fanki zaczęły piszczeć jak oszalałe, a na scenę wybiegli członkowie zespołu. Riker, Rocky, Ell, Ross i... Rydel. Piękna blondynka wyszła z szerokim uśmiechem.
Liam, gdy zobaczył Delly na scenie, zaniemówił. Blondynka spojrzała na grupkę swoich przyjaciół i odszukała tam spojrzenie zaproszonego przez nią bruneta. Uśmiechnęła się do niego lekko i delikatnie pomachała. Liam odwzajemnił gest nie mogąc oderwać wzroku od blondynki, która wyglądała dla niego niewiarygodnie pięknie.


--------------
Siemka :D
Rozdział wstawiam późno, nie poprawiałam, bo siły nie mam. W ogóle bezsensu. Nie ma to sensu ani nic. Jakiś taki nijaki jest. Wybaczcie. Nie mam weny. Ciężkie dni mam ostatnio i to na mnie negatywnie wpływa :/
Nie mam siły pisać, więc po prostu Komentujcie to może mnie trochę rozweselicie i następny rozdział będzie szybciej :)
Całuję was kochani! <3




środa, 21 maja 2014

Moja mała NIESPODZIANKA :D

Jak już w tytule posta napisałam: Mam dla was niespodziankę :) Miesiąc temu wspomniałam, że wam ją niedługo przedstawię i oto jest ten dzień. On już nadszedł! Teraz 21 maja będzie dla mnie kolejną ważną datą do zapamiętania, a dlaczego? Bo w sumie odrobinkę będzie mi bliska ;)

Ale zacznijmy od tego, że od długiego czasu kontaktuję się z taką wariatką, co często mnie rozśmiesza i rozbraja. Wy znacie ją jako Niewidzialną. Tak, tak Niewi! Mówię o tobie :D Wyobraźcie sobie dwie nastolatki rozmawiające ze sobą. Macie przed sobą taki obraz? Świetnie, teraz pomyślcie jak może wyglądać burza mózgów i ogrom śmiechu. Z tego, aż się prosi, aby się zrodziło. I co? Tak się stało :3

Także chciałabym was oficjalnie zaprosić na mojego i Niewi nowego bloga, którego historia została utworzona w naszych głowach kilka miesięcy temu. Dłuuugo musiałyśmy czekać z premierą. Ahh... ta wredna matura :P


Zapraszamy na historię, która, mamy nadzieję, że wam się spodoba :D


WPADAJCIE, już jest prolog! :D


Rozdział 41 'We don't even have to try, It's always a good time'

*Narrator*
-Zamknięto nas tu - Laura powiedziała szybko.
-Właśnie dlatego tutaj jestem. Jonah się wygadał - poinformował ich Peter.
Brunetka kiwnęła głową. Nagle zobaczyła za mężczyzną sylwetkę swojego brata. Dziewczyna zmarszczyła groźnie brwi.
-Oj, pożałujesz tego! - syknęła i ruszyła na chłopaka. Jedenastolatek otworzył tylko szerzej oczy i od razu zaczął uciekać. Brunetka ścigała swojego brata po korytarzach, aż do planu serialu. Obydwoje wpadli tam jak torpeda i zaczęli się ganiać. Tylko przez ten czas złość Laury minęła i oboje zaczęli się po prostu śmiać. Biegali pomiędzy ludźmi, sprzętami i meblami na scenie. W końcu roześmiana brunetka złapała swojego brata i chwyciła go w pasie - Mam cię!
-Hahahaha! Nie! - krzyczał rozbawiony, gdy jego siostra podniosła go lekko do góry - Puść mnie! - prosił, ale brunetka nie zamierzała się tak szybko poddać.
-Nie ma mowy, zapłacisz za swoje żarty - zapowiedziała i zaczęła go łaskotać. Chłopiec zaczął wić się ze śmiechu.
Stali tak na środku planu i śmiali się w niebo głosy. Nic innego nie było w tym momencie dla nich ważne. Byli oni. Siostra i brat. Nie widzieli się długi czas, a oni odczuwali tęsknotę każdego dnia. Po rozwodzie ich rodziców i przeprowadzce Vannesy, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej niż byli przedtem. Jednak zawsze we trójkę tworzyli i będą tworzyć Trzech Muszkieterów. Nazywali się tak od zawsze, odkąd tylko pamiętają. A dlaczego? Bo zawsze byli sobie bliscy jak nikt inny, rozumieli się bez słów, a każde kłótnie kończyły się śmiechem. Są prawdziwym rodzeństwem, które znalazło wspólny język i postanowili to wykorzystać. I to im się udało. Mimo dużej różnicy między dziewczynami a chłopcem.
-A co tu się dzieje? - ktoś nagle spytał. Laura i Jonah jak oparzeni przestali się łaskotać i spojrzeli na kobietę stojącą przed nimi - Beze mnie się bawicie? - Van uśmiechnęła się szeroko i dołączyła do łaskotania rodzeństwa. We trójkę śmiali się jak wariaci. W końcu byli razem.
-Chyba dzisiaj już nic nie nakręcimy - Raini stwierdziła z uśmiechem stojąc i wpatrując się z Rossem, Calumem oraz Peterem w rodzeństwo Marano.

* * * * *
*Dwa dni później - piątek*
Dni mijały w niesamowicie szybkim tempie. Czas leciał, a rodzina Marano spędzała ze sobą możliwie najwięcej czasu. Grali, jedli wspólnie posiłki, rozmawiali i śmiali się. Po prostu byli ze sobą. W komplecie. No prawie... Już od dawna ich rodzina jest niepełna, ale oni poradzili sobie z tym i stworzyli zupełnie nową rodzinę. Bez pana Marano.
-Mamo, mamo patrz! Widzisz to? To jest garderoba Laury! - podekscytowany Jonah ciągał swoją mamę po różnych pomieszczeniach i zakamarkach studia. Czuł się tutaj jak ryba w wodzie, mimo że w tym budynku spędził dopiero dwa dni - Widzisz jaka wielka?
Oczy chłopca świeciły jak iskierki. Wszystko, co znajdowało się w studiu, go zachwycało i fascynowało. Nie mógł uwierzyć, że jego siostra pracuje w tak wspaniałym miejscu.
-Rzeczywiście duża - powiedziała pani Marano, która weszła do wspomnianego pomieszczenia - Mógłbyś pobawić się tutaj w chowanego.
-Bez przesady, aż taka wielka nie jest - powiedziała z uśmiechem Laura opierając się o framugę drzwi.
-A poza tym ja jestem już za duży na grę w chowanego - chłopczyk dodał dumnie.
-No jasne, jakoś ostatnio ci to nie przeszkadzało - zauważyła brunetka, a brat uśmiechnął się szeroko i pokazał jej język.
-Uważaj z tym językiem, bo ktoś ci może go zaraz wyrwać - powiedziała Laura mrużąc oczy.
-Ten ktoś by nie dał rady - oznajmił zadowolony.
-A przekonamy się? - spytała podchodząc do niego, a chłopak zaczął uciekać przed siostrą.
-Kochani, uspokójcie się proszę - powiedziała mama i zwróciła się do Jonah - Może pójdziesz po jakiegoś batona na stołówkę? - zaproponowała, a syn uśmiechnął się szeroko.
-Naprawdę?
-Tak - odpowiedziała pani Marano i wręczyła mu banknot.
-Dziękuje - powiedział, schował pieniądze do kieszeni i wybiegając z pomieszczenia krzyknął - Ross! Ross idziemy coś zjeść?!
Na twarzy Laury i Ellen pojawił się szeroki uśmiech. Nic nie sprawiało im radości jak szczęście ich bliskich.
-Widzę, że dobrze ci się powodzi - oznajmiła kobieta podchodząc do córki i obejmując ją jednym ramieniem.
-Tak, chyba lepiej być nie mogło - brunetka uśmiechnęła się lekko.
-Oglądamy cię w każdą niedzielę.
-Naprawdę?
-Oczywiście, to nasz mały rytuał - kąciki ust Ellen uniosły się do góry.
-Dziękuję.
-Nie masz za co, kochanie. Wiesz, że my zawsze będziemy cię wspierać - powiedziała i nastała chwila ciszy. To było przyjemne milczenie, podczas którego delektowano się swoją wspólną obecnością. Jednak coś trapiło kobietę, która czuła, że musi o coś spytać - Laura... - wspomniana brunetka spojrzała na swoją mamę - A nie przeszkadza ci to, że musisz grać na pianinie w tym serialu? - spytała będąc gotowa na wybuch ze strony córki, ale, ku jej zdziwieniu, dziewczyna zareagowała inaczej.
Laura westchnęła ciężko i spuściła wzrok z Ellen.
-Przeszkadza i to bardzo, dobrze o tym wiesz. Jednak... to moja praca. Postać, którą gram jest mocno związana z muzyką i dlatego ja też muszę, chociaż na te parę minut. Taka moja rola - powiedziała i odsunęła się od mamy - Mimo wszystko, wolę o tym nie rozmawiać. Pójdę przypomnieć Jonah, że wybieramy się ze wszystkimi na plażę - oznajmiła wymijająco i wyszła ze swojej garderoby.
Ellen Marano stała na środku pomieszczenia zastanawiając co się przed chwilą stało. Laura nie wybuchnęła gniewem na wspomnienie o muzyce. Można było powiedzieć, że przyjęła to ze spokojem. A to nie było częste w tym temacie. Ta reakcja zdziwiła kobietę, ale zarazem ucieszyła, ponieważ pierwszy raz, od tylu lat, zobaczyła iskrę nadziei, że Laura w końcu przestanie wyładowywać swój gniew, spowodowanym sytuacją z ojcem, na muzyce.
* * * * *
-Zagramy w siatkówkę? - zaproponowała z uśmiechem Maia stojąc przed swoimi przyjaciółmi oraz ich rodzicami.
W piątkowy wieczór rodzina Lynch oraz Marano wraz z rodzicami oraz przyjaciółmi nastolatków wybrała się na plażę, by spędzić wspólnie czas grając w gry i jedzeniu wcześniej przygotowanych posiłków na piknik. Stormie, Mark oraz Ellen bardzo dobrze się dogadywali, dlatego zajęli się swoim towarzystwem kompletnie zapominając o swoich dzieciach, którzy wykorzystywali każdą sekundę jak najlepiej potrafili.
-No jasne, grajmy! - powiedział podekscytowany Ross wstając z koca i podszedł do Mitchell - Kto się dołącza?
-Wszyscy, bez wyjątków - zapowiedział Ell i mrugnął porozumiewawczo do Jonah, który natychmiast uśmiechnął się szeroko.
I tak zaczęli grać w siatkówkę. Gra toczyła się między nastolatkami, nawet Tom i Vanessa dołączyli. Nie obyło się bez głośnych śmiechów, krzyków, dopingów i zażaleń. Przyjemnie było im uczestniczyć w meczu siatkówki przy tak delikatnym wietrze, który otulał i ochładzał ich ciała swoim dotykiem. A słońce, które powoli zachodziło, lśniło na niebie rozlewając wokół siebie paletę intensywnych kolorów. Widok był tak niesamowity i niepowtarzalny, że aż nie do uchwycenia.
W pewnym momencie Riker, widząc nadlatującą piłkę, podskoczył wysoko i ściął ją bardzo mocno. Ona poleciała na pole przeciwnej drużyny, ale przy tym uderzyła w głowę Savannah. Oszołomiona silnym ciosem blondynka upadła, gdy poczuła, że nagle uginają jej się pod nią kolana. Wszystkim oczy otworzyły się szeroko z przerażenia.
-Sav? - Ross podbiegł szybko do dziewczyny i ukucnął obok niej - Wszystko dobrze? - spytał patrząc na nią. Dziewczyna kiwnęła lekko głową.
-Tak, tak - powiedziała cicho, jakby siła uderzenia odebrała jej mowę.
-Pójdę po lód - oznajmił Riker, który czuł się winny tego małego wypadku. Wrócił biegiem po zaledwie paru sekundach i wręczył dziewczynie worek z lodem - Bardzo cię przepraszam.
-Nic nie szkodzi, zagapiłam się - powiedziała i uśmiechnęła się lekko do blondyna, który odetchnął z ulgą i odwzajemnił jej gest.
-Może zrobimy przerwę, co? - zaproponował Rocky, a wszyscy kiwnęli głowami.
-Chodź, pomogę ci z dojściem na koc - zaproponował Ross i wziął blondynkę na ręce, która cicho się zaśmiała przytrzymując worek lodu do obolałej głowy.
-W ten sposób nie pomagasz mi z dojściem tylko robisz to za mnie.
-A jest w tym duża różnica? - spytał z uśmiechem, który Savannah od razu odwzajemniła. Blondyn podszedł do koca i położył ją tam - Może przyniosę ci coś do picia, hmm? Co ty na to?
-Jak proponujesz to poproszę - powiedziała, a chłopak kiwnął głową i skierował się w stronę turystycznej lodówki, którą zabrali ze sobą. Obok niej stał Jonah.
-Co tam młody? Gdzie reszta?
-Poszli moczyć stopy nad wodę - poinformował go chłopiec i zerknął na Savannah leżącą na kocu - To twoja dziewczyna? - spytał, a Ross otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
-A czemu pytasz?
-Bo tak wyglądacie - wzruszył ramionami, a Lynch uśmiechnął się lekko i sięgnął po butelkę zimnej wody i coli z lodówki.
-Nie jesteśmy parą, ale wiesz... Czasem nie trzeba z kimś być, żeby czuć coś do tej osoby. Można spędzać ze sobą czas, kłócić się czy nawet nie odzywać do siebie, ale wystarczy, że zawsze będzie się trwało przy tej osobie.
-Czyli, że czujesz coś do Savannah? - spytał, a blondyn pokiwał przecząco głową.
-Tego nie powiedziałem.
-To dobrze - chłopiec odetchnął z ulgą.
-Ale dlaczego? - spytał zdziwiony.
-Bo wolałbym, żebyś był z moją siostrą - wypalił nagle, chwycił butelkę coli z lodówki i powolnym poszedł do reszty przyjaciół stojącymi nad oceanem.
Ross zaniemówił. Był zaskoczony tym, co usłyszał. Ale jeszcze bardziej dobiła go ta szczerość. Ta dziecięca i szczera opinia. Spojrzał na roześmianą Laurę, która w tym momencie ochlapywała wodą Rydel. Ross wpatrywał się przez chwilę w brunetkę i nagle pokiwał przecząco głową. Otrząsnął się i szybkim krokiem wrócił do leżącej na kocu Savannah.
W tym samym momencie Jonah szedł w stronę wybrzeża, a naprzeciwko niego szedł Josh.
-Co tam pijesz, młody?
-Cole.
-Wiesz, że to niezdrowe? - spytał podchodząc do niego i unosząc jedną brew. Chłopiec wzruszył ramionami.
-Jestem młody, przystojny i zdrowy. Nie straszny mi cukier w coli! - powiedział uśmiechając się szeroko i wziął dużego łyka napoju. Brunet pokiwał głową z niedowierzaniem uśmiechając się przy tym.
-Chyba udziela ci się towarzystwo Lynch'ów - stwierdził mając na myśli tekst młodego Marano o swojej urodzie.
-Może trochę - wzruszył ramionami i spojrzał ukradkiem na Rossa - Dlaczego oni nie są razem? - spytał, co Josha trochę zaskoczyło, bowiem nie spodziewał się takiego pytania.
-A czemu pytasz?
-No, bo spędzają ze sobą czas i widać, że się lubią to czemu nie są razem?
Proste przyczynowo-skutkowe myślenie dziecka. Skoro ktoś kogoś lubi powinien postarać się o tą osobę, prawda? Proste dla chłopca, lecz trochę bardziej skomplikowane dla starszych od niego osób.
-Wiesz... To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
-Problem w tym, że ja tu nie widzę żadnych komplikacji - odpowiedział szczerze Jonah i wziął łyka napoju. Brunet zmarszczył brwi zdezorientowany. Westchnął i usiadł na piasku, a jedenastolatek się do niego dosiadł.
-Czasem trzeba się po prostu bliżej poznać. Ludzie mogą się sobie podobać i lubić, ale jest potrzebne coś więcej. Wtedy nadchodzi czas rozmów i poznawania się.
-Ale oni wyglądają na to, że mają o czym rozmawiać.
-No mają, mają - przyznał brunet.
-To czemu nie są parą?
-Bo czasem trzeba sobie na to zapracować, nie ma tak łatwo od razu. Trzeba sprawić, żeby druga osoba ci zaufała i była pewna, że może na ciebie liczyć. Jednak najważniejsze jest uczucie łączące obojga. To ono nadaje sens i ono porusza oraz otwiera nasze serca na innych... - powiedział, a Jonah westchnął ciężko i spojrzał na ocean.
-Wiem coś o tym - wyznał, a Josh uniósł wysoko brwi.
-Jak to? - spytał zdziwiony, a chłopiec zamilkł - No mi możesz powiedzieć - powiedział z uśmiechem. Jedenastolatek ponownie westchnął.
-No bo jest taka Callie...
-Ktoś tu się zakochał? - spytał z szerokim uśmiechem i zaśmiał się przy tym dostał kuksańca w bok - Wybacz. Opowiadaj dalej.
-No i ona mi się strasznie podoba. Nawet zaprosiłem ją na lody.
-I co?
-Odmówiła.
Jonah wydawał się być rozczarowany i zasmucony faktem, że dziewczyna, która mu się podobała go odrzuciła. W sumie nic dziwnego.
-Naprawdę? - zdziwiony Josh nie mógł w to uwierzyć.
-Tak. Powiedziała, że nie umawia się z nieznajomymi.
-To wy się znacie?
-No właśnie znamy! Chodzimy do jednej klasy! - powiedział z lekka zdesperowany. O nie... Taki młody, a już się przejmuje dziewczynami? A co będzie w przyszłości? Drugim Rikerem to on raczej nie będzie - I nie rozumiem o co jej chodzi. Czy tak zwykle zachowują się dziewczyny? - spytał, a brunet otworzył szeroko oczy.
-Niestety nawet gorzej - szepnął.
-Co?
-Nic, nic. Słuchaj... Czasem dziewczyny lubią udawać niedostępne, ale lubią także czuć się silniejsze od faceta. To nie idzie w parze z naszym męskim ego, dlatego przeważnie dajemy im odczuć, że to one rządzą, choć tak naprawdę jest inaczej. To my sprawujemy władzę.
Jonah zmarszczył brwi zagubiony. Kompletnie nie zrozumiał o co chodziło brunetowi.
-To skomplikowane - stwierdził, a Josh wzruszył ramionami.
-Nie, jest w sumie całkiem proste.
-Mamy chyba odmienne pojęcia o znaczeniu prostoty - zauważył, a nastolatek uśmiechnął się lekko.
-No to zrób tak... Po prostu spędzaj z nią możliwie jak najwięcej czasu,  poznawaj ją i daj jej możliwość, aby ona ciebie poznała. Bądź sobą, a jestem pewien, że jeszcze ona zaprosi cię na lody.
-Myślisz?
-Jestem tego pewien - powiedział i mrugnął do jedenastolatka.
-Cudownie!
-Co cudownie? - spytała nagle Laura podchodząc do chłopaków. Miała mokre nogi i lekko przemoczone krótkie spodenki i bluzkę.
-A nic, tak sobie gadamy - odpowiedział szybko brunet.
-Josh doradzał mi jak zdobyć Callie - oświadczył z szerokim uśmiechem - Dziękuję - zwrócił się do nastolatka i pobiegł w stronę przyjaciół nadal bawiących się przy brzegu.
Laura zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela.
-Jaką Callie?
-Jego ukochaną - mrugnął do niej.
-Mój braciszek się zakochał? - spytała uśmiechając się szeroko, a brunet kiwnął głową - Ale jak to od niego wyciągnąłeś? - spytała zaciekawiona.
Josh wzruszył ramionami.
-Talent - uśmiechnął się szeroko, a brunetka odwzajemniła jego gest.
-Rydel powiedziała mi przed chwilą, że jutro mają koncert. Wiedziałeś o nim?
-Tak.
Dziewczyna uniosła ręce do góry zrezygnowana.
-Czemu ja dowiaduję się zawsze ostatnia?
-Bo wolno łapiesz - zaśmiał się, wstał z piasku i ruszył w stronę brzegu.
Laura stała jeszcze chwilę zastanawiając się nad słowami bruneta, jednak przerwała rozmyślać na chwilę, bo zobaczyła Rossa wraz z Savannah. Siedzieli na kocu i śmiali się szczerze. Brunetka patrzyła się na nich chwilę, ale szybko odwróciła od nich wzrok i ponownie zaczęła rozmyślać nad słowami Josha.
No i w końcu załapała.
-Ej! Ja wcale wolno nie łapię!

----------------
Siemka! :D
Wstawiam rozdział w nocy. Obiecałam sobie, że zrobię to dzisiaj (niby wtorek, ale w tym momencie już środa), więc wstawiam :) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i go skomentujecie ;) Byłoby mi bardzo miło! Jak zawsze z resztą :3
Nie mam siły pisać, dlatego mówię, że jutro powiem coś bardzo ważnego, dlatego odwiedzajcie mnie jutro, bo wam coś powiem! :P
Komentujcie kochani! <3
Miłej nocki życzę :*




poniedziałek, 19 maja 2014

Moje orędzie w pewnej sprawie

No dobra, była jedna wielka akcja. Dużo się działo, dużo emocji i dużo rozmów, które przeprowadziłam z niektórymi osobami. Było bardzo dużo odzewu ze strony czytelników. Każdy miał inne zdanie na ten temat. Jednak ja się swojego trzymam. Uważam, że musiałam się podzielić swoimi odczuciami, przede wszystkim dlatego, że już wcześniej była podobna sytuacja i załatwiłam ją prywatnie. Każdy kto napracuje się nad czymś poczuje urazę do kogoś, kto to kopiuje. Każdy. Tylko po prostu nie każdy tego doświadcza. Niektórzy uważają, że źle zrobiłam publikując to, ale ja zrobiłam to, co uważałam za słuszne. I na tym koniec.
No, ale nic... Udało mi się porozmawiać z Unpredictable. Wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Każda otworzyła się w jakiś sposób. Porozmawiałyśmy i jest już między nami dobrze. Ja nie mam do niej żalu, ani nic. Także zamykam całą aferę związaną z tą całą sytuacją. Myślę, że skoro między mną i Unpredictable jest już wszystko dobrze, nie należy rozpamiętywać tego, co się stało. Ja mam tak, że jeśli wybaczam to zapominam. Dlatego skasowałam poprzedniego posta. Dla mnie tej sytuacji nie ma, umawiamy się, że nic takiego nie było.
Jednak proszę Was o jedno. Nie obrażajcie dziewczyny i nie zniechęcajcie się w żadnym stopniu do jej pracy i twórczości. Ja poprzez złość napisałam tamtego posta, który wy odebraliście jako odzew, aby nie czytać jej blogów. Nie, nie, nie. Tak nie robimy :) Ja sama będę je czytać i nie chcę, aby Unpredictable ucierpiała na tym wszystkim. Niech nikt nie cierpi, dobra? Hahaha. Nie chciałam, aby ktokolwiek tutaj kogoś obrażał. Jednak nie wiedziałam, że niektórzy tak zareagują. Poza tym proszę mnie nie oskarżać o to, że przeze mnie Unpredictable usunęła blogi. Rozmawiałam z nią i wróci do was. Ona nie zniknie, jest za silna na takie akcje :D
No to...Zaczynamy od nowa :)

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 40 'I need another story, Something to get off my chest'

PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM :)
Aaa i oczywiście wielkie podziękowania dla Niewi, która dała mi kopa, abym to w końcu napisała :P Dziękuję za pomoc przy rozdziale złomie xd 

*Ten sam dzień*
*Laura*
-Co wy tutaj robicie? - spytałam odsuwając się lekko od brata - Nie mieliście jutro przyjechać?
-Tak, ale przełożyli mi lot, więc jesteśmy dzisiaj - powiedziała moja mama i uśmiechnęła się szeroko.
-To dlaczego mi nikt o tym nie poinformował?
-Bo miała to być niespodzianka! - powiedział radosny Jonah, a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Która się udała - oznajmiłam i usiadłam na kanapie obok wszystkich. Natomiast mój brat postanowił usadowić się na moich kolanach, co mi wcale nie przeszkadzało - A nie zastanawialiście się, gdzie byłam przez ten cały czas? - spytałam zdziwiona, a Vanessa pokiwała przecząco głową.
-Wiedzieliśmy z kim byłaś, dlatego nie chcieliśmy ci przeszkadzać - odpowiedziała moja siostra, a ja podniosłam wysoko brwi.
-Jak to? Skąd?
-Od Rossa - oznajmił Jonah.
-Rossa? - spytałam naprawdę zaskoczona spoglądając na rozpromienionego brata.
-Tak. Był tutaj, bo dziś miał zajmować się ogrodem i przy okazji powiedział nam, że umówiłaś się z Joshem - wytłumaczył Tom, a ja kiwnęłam głową.
-Co to za chłopak? - spytała mnie mama.
-Przyjaciel - odparłam automatycznie. Nie lubię, gdy ludzie pytają mnie w taki sposób o moich kolegów. Równie dobrze mogliby zapytać 'Podoba ci się?' albo 'Chodzicie ze sobą?'. Po co te podchody?
-No dobrze... Laura, jesteś głodna? My już jedliśmy kolacje, ale wszystko jest w lodówce, więc jak chcesz to mogę ci odgrzać - zaproponowała Van z uśmiechem. Ja pokiwałam przecząco głową.
-Nie trzeba, zaraz sama to zrobię - powiedziałam mocno obejmując swojego brata, który głośno ziewnął.
-Ooo widzę, że ktoś tu jest śpiący, co? - Tom spytał wysoko unosząc swoje kąciki ust.
-Trochę się zmęczyłeś dzisiejszego popołudnia, co nie? - Spencer mrugnęła do chłopca, a on kiwnął tylko głową i oparł ją o moje ramie.
-To jakie mamy plany na jutro? - spytała Vanessa.
-Ja niestety do wieczora jestem na konferencji - powiedziała mama, a mi zniknął uśmiech z twarzy. Miałam nadzieję, że spędzimy czas razem, dużo czasu. Jednak jak na razie zapowiadają się dni spędzane bez mamy. Szkoda, stęskniłam się za naszymi rodzinnymi wypadami na pizze, lody, rolki czy rower. Po prostu za naszą wspólną obecnością...
-To... Jonah może pójść ze mną, Spencer i Laurą do studia i zobaczy jak jego siostra gra w serialu. Co wy na to? - spytał podekscytowany Tom. Wszyscy uśmiechnęli się na tą myśl.
-Jak dla mnie super - powiedziała rudowłosa.
-Ja do was dołączę jak skończę papierkową robotę w kancelarii - poinformowała nas Van.
-Świetnie! - zaszczebiotał zachwycony Jonah.
-No dobrze, ale teraz powinieneś już iść spać - powiedziała mama, a brunet tylko pokiwał przecząco głową.
-Ale ja nie jestem jeszcze śpiący - zapewnił, a jego powieki zaczęły ociężale opadać domagając się odrobiny snu.
-Kochanie, jutro też jest dzień, w którym czeka cię mnóstwo atrakcji, więc jeśli teraz pójdziesz spać to będziesz wypoczęty i wcześniej zaczniesz jutrzejszy poranek - powiedziała mama próbując uatrakcyjnić opcję spania. Jonah westchnął ciężko i spojrzał na zgromadzonych.
-Muszę was opuścić. Dobranoc - oznajmił i wstał z moich kolan i podreptał razem z mamą do pokoju.
-Dobranoc - powiedzieliśmy wszyscy równocześnie odprowadzając ich wzrokiem. Jednak zanim poszli na górę, mój brat odwrócił się w naszą stronę.
-A jutro dołączy do nas Ross? - spytał, a ja uniosłam wysoko brwi zaskoczona.
-Ross?
-Tak, fajnego masz przyjaciela. Pozwolił mi dzisiaj nawet wieźć taczkę - powiedział zadowolony i wbiegł po schodach na górę.
Spojrzałam na przyjaciółkę, siostrę i szwagra z pytaniem wymalowanym na twarzy. Czuję, że o czymś nie wiem... O co chodzi z moim bratem i Rossem?!
-Jak Lynch przyjechał dziś, aby pracować w ogrodzie, rozmawiał trochę z Jonah - wytłumaczyła mi Van.
-Spędzili ze sobą jakieś dwie godziny. Młody nalegał, że chce mu pomóc, a Ross, po kilku minutach błagań, zgodził się i pozwolił sobie pomóc - dodał Tom.
-Żebyś widziała jak się dogadywali! I jak razem bawili! Serio. Powinnaś się martwić, że Jonah może zabrać ci przyjaciela - zaśmiała się Spencer. Ja skrzyżowałam ramiona i zmarszczyłam brwi.
-Nie przejmowałabym się tym - powiedziałam, a rudowłosa uniosła znacząco brwi.
-Tak? A dlaczego?
-Bo jestem niezastąpiona - oznajmiłam i wytknęłam jej język. Moi bliscy zaśmiali się cicho, a ja wstałam z kanapy z lekkim uśmiechem i wdzięcznym krokiem skierowałam się do kuchni, aby przygotować sobie kolację, na którą mój brzuch od dawna czekał.

*Następny dzień - środa*
Ranek wyglądał trochę inaczej niż dotychczas. Więcej ludzi łączyło się z większymi kolejkami do łazienek (do mojej wpakowywała się Spencer, a do głównej znajdującej się w korytarzu, próbowała wejść mama, ale Jonah ciągle chciał także tam wparować przy czym przeszkadzał mamie. Normalka). A śniadanie odbyło się w chaosie. 'Kto chce tosta?' czy 'Ktoś sobie życzy soku do śniadania?'. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że wśród krzyków typu 'Ja chcę!' czy 'Ja poproszę!' nie dało się rozpoznać kto to mówił. Chodziliśmy w popłochu szykując się do pracy. Każdy biegał w jedną i drugą stronę. Tu ktoś leciał po torebkę, tam po portfel, gdzie indziej po papiery, a nawet i znalazła się osoba, która biegała szukając zabawek. Taaak. Dom wariatów.
I wreszcie poczułam się w końcu jak w domu. Tak... zwyczajnie i normalnie.
Po ciężkim grupowym przygotowaniu, odwieźliśmy mamę na konferencję, a Van pod kancelarię i wraz z Tomem, Jonah oraz Spencer ruszyliśmy w stronę studia. Kilkanaście minut później znaleźliśmy się pod budynkiem naszej pracy, wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę siedziby Disney Channel.
* * * * *
Stałam na planie wraz z Rossem, Raini i Calumem przygotowując się do nagrywania kolejnej sceny do nowego odcinka. Przeglądałam scenariusz i cicho, wręcz pod nosem, powtarzałam sobie tekst. Kątem oka zobaczyłam jak Jonah siedzi na krześle obok filmowców i je jakiegoś dużego pączka. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-No to jak? Jesteście gotowi? - spytał nas Peter, a my zgodnie kiwnęliśmy głowami - To zapraszam na miejsca i zaczynamy - odparł z uśmiechem. Uuu ktoś tu ma chyba dobry humor, trzeba się tym nacieszyć, bo długo taki wesoły pobyć nie może.
Zrobiliśmy to, o co nas poproszono i po chwili zaczęliśmy grać. Przechodziliśmy z miejsca na miejsce, powtarzaliśmy parę linijek kilkanaście razy. Tu źle ktoś wyszedł, tam ktoś za wcześnie zaczął swoją kwestie, a innym razem któreś z nas się pomyliło. I zaczynamy od nowa. W kółko i w kółko to samo. Minęły prawie dwie godziny, a ja była już zmęczona i zirytowana tym, że taka prosta rzecz nie chciała nam wyjść.
-Dobra, jeszcze raz - powiedział Peter, a westchnęłam ciężko.
Spojrzałam na Jonah, który niespokojnie machał nogami. Siedział na krześle i znudzony szukał wzrokiem czegoś bardziej interesującego. Widać, że on też się męczy, jednak bardziej z nudów.
-Zróbcie to porządnie to puszczę was na długą przerwę - obiecał Peter. Zerknęłam na Spencer, która także miała wykończoną minę. Nic tylko stoi i próbuje nagrywać. Próbuje, bo to, co odgrywamy nie da się filmować. Masakra.
-Weźmy to zróbmy dobrze, bo więcej powtórzeń nie wytrzymam - wyznał Ross, a ja Cal i Raini kiwnęliśmy głowami. Żadne z nas nie wytrzyma.
-Na miejsca, kochani! - zawołała Jenny i ustawiliśmy się.
-Iii... Akcja! - rozbrzmiał głos Petera.
Dobrze... Siedzę sobie spokojnie na krześle, wchodzi Raini. Rozmawiamy chwilę, ale po minucie wpada rozbawiony i szalony Calum. Podziwiam go za to jak gra Deza. A następnie do pokoju wpada Ross tanecznym krokiem. Przewróciłam oczami rozbawiona. Kilka tekstów, które mają rozśmieszyć człowieka. Powiedziałam jakiś suchar w stylu Ally. Raini drażniła się z Dezem, a ja próbowałam ich uspokoić. Krótka rozmowa, wpadnięcie na jakiś szalony plan i grupowe wyjście z pokoju. Koniec. I jak?
-Bosko! Mamy to - powiedział Peter, a w jego głosie dało się usłyszeć ulgę.
Westchnęłam głośno. WRESZCIE. Ile można?
Zeszłam z planu i rzuciłam się na kanapę, przy której znajdowało się jedzenie. Ale jestem głodna! Chwyciłam jakąś drożdżówkę w dłoń i zaczęłam ją jeść.
-Laura... - zagaił mnie Jonah podchodząc do mnie - Wy tak zawsze nie umiecie nagrać dwuminutowej sceny? - spytał, a ja już otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, ale mnie uprzedzono.
-Nie, ale twoja siostra wyjątkowo się dzisiaj leniła - powiedział Ross siadając obok mnie.
-Słucham? - uniosłam wysoko brwi - wypraszam sobie.
-Oj no dobra... Tak naprawdę zestresowała się widząc ciebie na widowni - oznajmił zwracając się do mojego brata.
-Coś tak przeczuwałem - uśmiechnął się szeroko i obaj zaśmiali. Poczułam się z lekka obgadywana.
-Ej ej ej. To nie prawda - zaprzeczyłam szybko.
-Nie tłumacz się, my i tak wiemy swoje - powiedział Jonah, a ja wysłałam mu groźne spojrzenie - Ooo widzę, że ktoś tu się zaraz zdenerwuje - zaśmiał się młody, a ja zmarszczyłam brwi.
-Ooo widzę, że ktoś tu zostanie wyrzucony ze studia - powiedziałam, a Jonah zrobił tak samo groźną minę, co ja.
-Nie odważysz się.
-Chcesz się przekonać? - spytałam i zaczęliśmy bić się na spojrzenia. Zdezorientowany blondyn siedział obok nas i nie wiedział co zrobić.
-Może coś porobimy? Co? Mamy godzinę przerwy - poinformował nas Ross, a my spojrzeliśmy na niego.
-Obiad! - krzyknęłam równocześnie z Jonah i zaśmialiśmy się szczerze. Blondyn zmarszczył brwi i spojrzał na nas uważnie.
-Bez dwóch zdań jesteście rodzeństwem.
* * * * *
*Narrator*
-Wasza stołówka podaje o wiele lepsze jedzenie niż moja - stwierdził Jonah zajadając się spaghetti. Laura uśmiechnęła się lekko - U nas zawsze podają jakieś paćki. Nigdy nie wiesz co jesz - oznajmił i aż się wzdrygnął na samo wspomnienie. Jego reakcja rozbawiła brunetkę.
-Przeżyjesz. Ja też żywiłam się tym jedzeniem i jeszcze żyję. Chodziłam do tej samej podstawówki co Jonah - dziewczyna poinformowała Rossa, który kiwnął głową ze zrozumieniem.
-Łatwo ci mówić, teraz masz pyszne to jedzenie - mruknął młody Marano.
-Racja, ale teraz możesz się nim delektować - brunetka mrugnęła do brata, który uśmiechnął się szczerze i zwrócił się do blondyna.
-A u ciebie jak było? Ciebie też kucharki chciały otruć? - spytał, a Ross pokręcił przecząco głową.
-Nie - odpowiedział krótko.
-Czyli dobrze w twojej szkole gotowały? - dopytywał, a blondyn zaczął niechętnie grzebać w talerzu.
-Nie do końca. Nie chodziłem do szkoły - odparł pochmurny. Laura widząc jego dziwne zachowanie zmarszczyła lekko brwi.
-Nie chodziłeś? Ale ci dobrze! To prawie wieczne wakacje! - zauważył zachwycony Jonah, a blondyn spojrzał się na niego.
-Żadna frajda, uwierz mi.
-No, ale jak? Brak nauki, brak prac domowych i do tego możesz spać do południa. To musiało być su...
-Jonah - siostra przerwała mu - Daj spokój z tą szkołą, co? Masz teraz wolne i skup się na tym, dobra? - zaproponowała, a chłopiec kiwnął głową i wrócił do dokańczania swojego posiłku. Brunetka spojrzała na blondyna, który wyglądał jakby stracił apetyt. Nie był zadowolony jak pięć minut temu - Może chcesz deser? - zapytała.
-Ja poproszę babeczkę - powiedział młody Marano.
-A ty coś chcesz?
-Nie, dzięki - odpowiedział chłopak nawet nie patrząc na przyjaciółkę. Ciągle niemrawo wpatrywał się w swój talerz.
-Dobra, zaraz przyjdę. Miej Jonah na oku - zwróciła się do Lyncha, a ten kiwnął głową.
-Mnie nie trzeba pilnować. Nie jestem już dzieckiem - zaprotestował jej brat. Laura tylko uniosła brwi do góry.
-Serio? Nie wiedziałam, że dorośli ledwo sięgają mi do pasa - powiedziała i odeszła.
Poszła po jakieś słodkości i stanęła w krótkiej kolejce, aby zapłacić za deser. Po paru minutach wróciła do stolika, jednak zanim do niego doszła zaczęła rozglądać się dookoła.
-Ross?! - podeszła szybko do przyjaciela i położyła na stole jedzenie - Gdzie jest Jonah? - spytała, a blondyn spojrzał na dziewczynę.
-Poszedł po serwetkę. Jest przy... - uciął, gdy zobaczył, że chłopca nie ma przy kasie. Zaczął się rozglądać zdenerwowany.
-Zgubiłeś mi brata? - spytała załamana - Zostawiłam go z tobą na trzy minuty! Jak to w ogóle możliwe?!
-No nie wiem! Był tam jeszcze przed chwilą, przysięgam - powiedział wstając z krzesła.
-No świetnie, teraz muszę go poszukać.
-Pomogę ci.
-No to chyba oczywiste - warknęła i wyszła szybko ze stołówki.
Obydwoje zaczęli szukać niewysokiego chłopca o ciemnych włosach i szerokim uśmiechu. Krążyli po korytarzach i zaglądali do jakiś pomieszczeń starając się znaleźć jedenastolatka.
-Nigdy go nie znajdziemy! To studio jest przecież ogromne! - Laura załamała ręce.
-Przynajmniej wiemy, że nie byłbym dobrą nianią do dzieci - oznajmił Ross, a brunetka spojrzała na niego groźnie. Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko.
-On sobie ze mną żartuje, pewnie siedzi gdzieś i śmieje się ze mnie, że nie mogę go znaleźć.
-To jakaś nowa wersja gry w chowanego? - spytał zdziwiony.
-Pewnie coś w tym stylu. Rozdzielmy się - powiedziała i ruszyła w jedną stronę, a chłopak w drugą.
Chodzili po korytarzach i szukali chłopaka. Sprawdzili swój plan, garderoby, swoje pokoje, jakieś inne pomieszczenia i nawet ponownie zajrzeli do stołówki. Przemierzali na ośleo korytarze budynku. I nic. Po chłopcu ani śladu.
-I jak? - spytał Ross podbiegając do brunetki, gdy zobaczył ją na końcu korytarza.
-I nic. Sprawdzam jeszcze te pomieszczenia - powiedziała próbując otworzyć jakieś drzwi, jednak spotkała się z lekkim oporem.
-Daj, pomogę ci - powiedział blondyn i wyręczył przyjaciółkę. Pchnął mocno drzwi, które otworzyły się szeroko. Jednak przy tym chłopak wleciał do środka i wpadł na coś, co sprawiło, że rozległ się huk. Laura zaśmiała się z tego.
-Wszystko w porządku? - spytała przez śmiech.
-Nie wiem, byłoby miło gdybyś mi pomogła - powiedział, a dziewczyna weszła do ciemnego pomieszczenia.
-No gdzie jesteś? - spytała i nagle kątem oka zobaczyła, że ktoś zamyka drzwi - Nie! - krzyknęła i podbiegła do nich, lecz za późno, bo ktoś je już zamknął na klucz - Halo?! Proszę otworzyć! Jesteśmy w środku!
-Wiem o tym! - nastolatkowie usłyszeli rozbawiony głos jedenastolatka.
-Jonah otwórz te drzwi!
-Nie!
-Już!
-Nie! Trzeba było mnie nie nazywać dzieckiem! - odkrzyknął, a Laura zdenerwowała się nie na żarty.
-Jonah otwórz te drzwi, ale obiecuję, że będziesz cierpiał!
-Zaryzykuję!
-Jonah! JONAH! - krzyczała, ale nie spotkała się z odpowiedzią.
-Chyba sobie już poszedł - stwierdził Ross.
Laura westchnęła zirytowana i obróciła się.
-Gdzie ty w ogóle jesteś? - spytała w przestrzeń. Było ciemno jak w nocy, nic nie było widać.
-Na podłodze gdzieś przed tobą, ale radzę najpierw włączyć światło - stwierdził, a brunetka zaczęła macać ściany w poszukiwaniu włącznika. Chwilę jej to zajęło, ale w końcu je znalazła i włączyła światło. Odwróciła się i zobaczyła blondyna. Natychmiast parsknęła śmiechem - No bardzo zabawne - mruknął.
Blondyn siedział na podłodze, obok niego leżały porozwalane butelki i szczotki, a jego stopa była wetknięta w jakiś kubeł.
-Jak ty to zrobiłeś? - spytała przez śmiech, a Ross zmarszczył groźnie brwi.
-Pomagając tobie otworzyć drzwi. A teraz pomożesz mi zdjąć to wiadro z nogi? - spytał, a brunetka z uśmiechem na ustach podeszła do niego i zaczęła ściągać kubeł, w którym utknęła stopa blondyna.
Po minucie ciągania, szarpania i jęków Lyncha udało się wyswobodzić jego kończynę z wiadra.
-Dzięki - powiedział chłopak i rozejrzał się po pomieszczeniu - Co to? Schowek na preparaty czystości.
-Na to wygląda - oznajmiła brunetka i odsapnęła. Trochę się zmęczyła.
-Twój brat jest nieobliczalny.
-Czasem potrafi tak rozrabiać, co niekiedy trochę mnie denerwuje.
-To postaw się na miejscu Rydel. Czterech braci z podobnymi upodobaniami do żartów - zaśmiał się.
-Też zamykaliście ją w schowkach? - spytała unosząc jedną brew.
-Nie, mieliśmy znacznie gorsze żarty - powiedział poważnie, a Laura zmrużyła oczy.
-Chyba nie chcę wiedzieć co jej robiliście.
-Dobrze, lepiej dla twojej psychiki - oznajmił i oboje uśmiechnęli się do siebie szczerze.
Siedzieli na przeciwko siebie na zimnej podłodze opierając się o jakieś szafki. Ten schowek nie był zadziwiająco ogromny.
-O co chodziło z tą szkołą? - dziewczyna spytała nagle. Blondyn spojrzał na nią zdziwiony.
-Ale o co ci chodzi?
-Jak rozmawialiśmy z Jonah o szkołach. Powiedziałeś, że do żadnej nie chodziłeś i od razu posmutniałeś. O co chodzi? - spytała łagodnie, a Ross odwrócił od niej wzrok - Tylko nie mów, że żałujesz tego, że nie jadłeś tego stołówkowego jedzenia - powiedziała, a chłopak lekko się uśmiechnął.
-Nie, tego akurat nie żałuję - wyznał.
-To czego? - spytała, ale chłopak nie odpowiadał - Ross... Mi możesz powiedzieć - uśmiechnęła się lekko. On spojrzał na nią i odwzajemnił gest.
-Po prostu czasem żałuję, że nie chodziłem do liceum, że nie wyjeżdżałem z klasą na wycieczki i, że nie śmiałem się z kolegami z nauczycieli - wzruszył ramionami. Starał się wyglądać jakby było mu to obojętne, jednak był trochę smutny tym faktem.
-Ale indywidualne nauczanie na pewno musiało być fajne - brunetka próbowała jakoś go rozchmurzyć.
-Taaa, jakiś stary koleś uczył mnie większości przedmiotów i zawsze było tak ciekawie, że myślałem, że tak usnę - wyznał, a dziewczyna westchnęła cicho - Nawet nie wiem co to jest klasa! Jak to jest przebywać w gronie rówieśników i uczyć się z nimi, powtarzać do egzaminów, śmiać się wraz z nimi albo robić w jakieś głupie rzeczy! - Ross zaczął mówić powoli wszystko to, co leżało mu na sercu - Ratliff mówi mi, że nie mam czego żałować, bo liceum było dla niego porażką. No, ale co z tego! Sam chciałbym się o tym przekonać! Może nie byłoby tak źle? Może należałbym do drużyny szkolnej i należał do sportowej elity? A może poznałbym tam jakiś ludzi, którzy zostaliby moimi przyjaciółmi? Nawet nie wiesz jakie masz szczęście, że chodziłaś do szkoły. Wolałbym jesć jakieś papki na stołówce niż siedzieć tyle lat w domu... - wyznał i walnął w jakaś butelkę, która poleciała na drugi koniec schowka.
Laura widząc jego żal, posmutniała. Podniosła się i usiadła obok blondyna.
-Ale pomyśl... Zamiast chodzenia do liceum przez te wszystkie lata grałeś w zespole z rodzeństwem i przyjacielem, występowałeś, tworzyłeś muzykę, a teraz grasz w serialu. Robiłeś to, co kochasz - powiedziała i ujęła jego dłoń w swoją - Muzyka, to jej poświęciłeś swój czas. Zrobiłeś to, bo to kochasz. A liceum nie da się pokochać, uwierz mi. Fakt, fajnie było spędzać czas z ludźmi ze szkoły i robić żarty z nauczycieli, ale to minęło. To trwało tylko parę lat. Skończyło się. Wszyscy zaczynamy dorosłe życie. A ty? Ty ominąłeś lata szkolne, ale za to zyskałeś to wszystko, co osiągnąłeś. Zdobyłeś doświadczenie i wiedzę. A najważniejsze jest to, że robisz to, co kochasz. Uwierz mi, że dużo ludzi zazdrości tobie. Ale po co zastanawiać się nad tym czego nie mamy? Lepiej skupić się na tym co jest teraz - powiedziała i uśmiechnęła się do niego patrząc mu w oczy. Blondyn odwzajemnił gest i mocniej ścisnął jej dłoń.
-Dziękuję, właśnie tego potrzebowałem - szepnął i pocałował ją w policzek.
Laura uśmiechnęła się lekko i oparła swoją głowę na jego ramieniu.
-Na mnie możesz liczyć - szepnęła, a chłopak uśmiechnął się szczerze.
-Wiem - powiedział i nagle drzwi od schowka się otworzyły.
-A co wy tu wyrabiacie? - spytał zdziwiony Peter patrząc na nich uważnie.
Laura i Ross od razu odsunęli się od siebie puszczając swoje dłonie.
-Nic - odpowiedzieli równocześnie z lekkim zakłopotaniem.

--------------
Siemka :D
No wiem, wiem. Minął tydzień. Mój błąd. Brak weny ma swoje minusy... Długo czekaliście, ale widzę, że jesteście cierpliwi :) Dlatego napisałam trochę dłuższy rozdział, żebyście mi wybaczyli moją nieobecność :P
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba ;) - Ale od razu uprzedzam, że go nie czytałam i nie wiem jakie są błędy. Nie mam siły sprawdzać :/
Czeka mnie jeszcze lektura i matma... Czyli KATORGA. Życzcie mi powodzenia xd
Chciałam was spytać jak wyobrażacie dalsze losy tych bohaterów? Jestem ciekawa co wymyślicie i kto wie, może coś spełnię co napiszecie? :P
Piszcie moi kochani!!! <3
Całuję :*



wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 39 'We used to say, That we were, Brother and sister'

*Ten sam dzień*
*Laura*
Jechaliśmy samochodem w nieznane. A przynajmniej ja nie wiedziałam gdzie się kierujemy, ale na szczęście mój przyjaciel był tego pewny, więc nie musiałam martwić się o to, że się zgubimy. Chyba.
-Ty zauważyłeś, że te uliczki wyglądają coraz mniej ciekawie? - spytałam, gdy po raz kolejny zobaczyłam budynek obdarty z farby i będący otoczony jakimś wianuszkiem chłopaków czy facetów z niebezpiecznymi wyrazami twarzy.
-Tak, zauważyłem - odpowiedział niepokojąco spokojnie. Zmrużyłam oczy spoglądając na niego.
-Zaczynam mieć obawy w związku z tą niespodzianką.
-Nie ma obaw. Zaraz dojeżdżamy i dowiesz się wszystkiego - powiedział i uśmiechnął się lekko, ale jakoś ten gest mnie nie przekonał.
Nie bałam się, co to to nie. Jednak zastanawiałam się, gdzie on może mnie zawieść. Ta okolica nie wygląda na bezpieczną ani miłą, a jednak tutaj się znajdujemy. Ciekawe o co chodzi.
-Co tak cicho siedzisz? - spytał mnie nagle, a ja wzruszyłam ramionami.
-Tak jakoś - odpowiedziałam.
-A uśmiechniesz się dla mnie?
-Nie.
-No dawaj.
-Nie.
-Nie daj się prosić - powiedział robiąc smutną minkę, a ja zdobyłam się na sztuczny szeroki uśmiech ukazując przy tym swoje białe ząbki - No no, nieźle. Ale zaczynasz mnie przerażać - zaśmiał się, a ja walnęłam go delikatnie w ramię.
-No zabawne.
-A nie? - spytał robiąc tzw. brewki. Parsknęłam śmiechem.
-Może trochę - uśmiechnęłam się szczerze.
-Powoli dojeżdżamy - oznajmił, a ja kiwnęłam głową i ponownie wyjrzałam przez okno. Po chwili Josh zaparkował gdzieś samochód i wyszliśmy z jego auta.
-No i gdzie mnie zabrałeś?
-Po prostu chodź - powiedział, złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę jakiegoś budynku, który wyglądał na niezamieszkany.
Weszliśmy do środka i wspięliśmy się na czwarte, a zarazem ostanie piętro. Stanęliśmy przed jakimiś drzwiami, które Josh natychmiast otworzył. Zdziwiłam się, ale postanowiłam nic nie mówić. Weszliśmy do środka, a tam zastała nas pustka. Żadnych mebli, ani nic. Spojrzałam zdziwiona na bruneta, a on uśmiechnął się do mnie i pociągnął na taras. Wyszliśmy na zewnątrz. Znajdował się tam stary materac i parę roślinek, które wyglądały na trochę wysuszone.
-Co my tu robimy? - spytałam spoglądając na dziwny wystrój.
-Usiądź tutaj, obok mnie, i spójrz przed siebie - powiedział i spoczął na materacu. Zmrużyłam oczy, ale zrobiłam to, o co poprosił mnie brunet. Usiadłam na starym i trochę zniszczonym materacu, a plecami oparłam się o ścianę. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam piękne niebo, plaże oraz ocean, który hipnotyzował swoim miarowym ruchem fal. Uśmiechnęłam się na ten widok - Tutaj spędzałem większość wolnego czasu w dzieciństwie - Josh powiedział nagle, a ja zerknęłam na niego - Wraz z Rossem znaleźliśmy to miejsce i postanowiliśmy, że to będzie taka nasza kryjówka.
-I co tu robiliście? Bawiliście się w żółwie ninja? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.
-Nie no co ty! - chłopak machnął ręką - Przeważnie w kowbojów - odpowiedział, a ja się zaśmiałam.
-Jak dużo czasu tu spędzaliście? - spytałam i oparłam głowę o ramię przyjaciela.
-Ja, swego czasu, mieszkałem z mamą niedaleko od tego miejsca, więc jak miałem wolną chwilę czy zły dzień to przybiegałem tutaj. A Ross miał podobnie, mimo że mieszkał o wiele dalej. Raz uciekł z domu i zaszył się tutaj na parę dni, aby trochę ochłonąć i się uspokoić. Nic go tak nie relaksuje jak szum wody i widok żyjącego oceanu - wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.
-Uciekł z domu?
-Tak, gdy miał jedenaście lat. Pokłócił się o coś z rodzeństwem, które zrzuciło na niego winę za coś czego nie zrobił, a rodzice uwierzyli im, nie jemu. Ze złości spakował się, wybiegł z domu i przybiegł tutaj. Siedział tu ze dwie noce.
-Nie wiedziałam o tym - powiedziałam ściszonym głosem.
-Przeważnie się tym nie chwali, ale wiem, że gdy spotykają go trudne sytuacje, czasem trudne do ogarnięcia, to zawsze znajdę go tutaj - wyznał, a ja nic nie mówiłam. To cudowne mieć takie miejsce, w którym czujesz się bezpiecznie i wiesz, że nic ci w nim nie grozi. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Josha.
-Dużo dziewczyn tu zabieraliście przede mną? - spytałam, a brunet kiwnął przecząco głową.
-Z tego, co mi wiadomo, jesteś jedyną osobą, która wie teraz o naszej kryjówce - wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.
-I Ross nie będzie zły, że mi ją pokazałeś? - spytałam, a brunet spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Wątpię, żeby miał coś przeciwko tobie - wyznał, a ja odwzajemniłam jego gest i ponownie zerknęłam na przepiękny widok, który miałam przed sobą.
Nie dziwię się im, że tutaj spędzali większość swojego wolnego czasu, gdy byli dziećmi. Tutaj jest naprawdę spokojnie, a widok jest niepowtarzalny. Ja w dzieciństwie nie miałam takiego miejsca, gdy miałam ciężkie chwile, szłam na plaże. Nieważne czy świeciło słońce czy padał deszcz. Po prostu musiałam popatrzeć na ocean, który beztrosko żyje swoim tempem. Jego wody były wolne, wyrażały swoje emocje poprzez fale. Było wzburzone, gdy odczuwało wściekłość i spokojne, gdy w jego sercu nie toczyła się żadna walka. To jest hipnotyzujące i kojące zajęcie - patrzenie na zmienność humorów oceanu. Można w nim znaleźć tyle podobieństw między człowiekiem, dlatego tak łatwo jest się z nim utożsamić. Pewnie dlatego wszyscy czujemy, że łączy nas pewnego rodzaju więź z tym żywiołem. Nie dziwię się Rossowi, że widok oceanu go uspokaja. Mam tak samo.
Nagle telefon Josha zaczął dzwonić, wyrywając mnie z moich rozmyślań.
-Przepraszam, muszę odebrać - powiedział spoglądając na ekran. Kiwnęłam głową, a chłopak odebrał połączenie i wstał z materaca podchodząc do barierki na tarasie - Halo?... No hej... Co? Ale teraz?... No tak, ale mówiłaś, że dziś ty się nią zajmiesz... No dobrze... Tak, tak. Będę za dziesięć minut... Dobrze, pa - powiedział i rozłączył się. Brunet stał chwilę wpatrując się w ocean, ale po paru sekundach spojrzał się na mnie - Laura, przepraszam cię bardzo, ale muszę jechać szybko do domu.
-Coś się stało? - spytałam wstając z materaca podchodząc do przyjaciela.
-Moja mama jest wzywana pilnie do pracy i muszę wrócić do domu, bo nie ma nikogo kto mógłby zaopiekować się Sophie. Wybacz - powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-Nie masz za co. Jedziemy? - spytałam, a chłopak otworzył oczy szerzej widocznie zdziwiony.
-Chcesz jechać ze mną?
Wzruszyłam ramionami.
-No tak, przecież mieliśmy spędzić ten czas razem - odpowiedziałam, uśmiechnęłam się szeroko i pociągnęłam go w stronę wyjścia.
* * * * *
*Narrator*
Gdy jechali samochodem, Josh wydawał się być czymś widocznie zdenerwowany. Oddychał szybciej niż zwykle i co chwila spoglądał na dziewczynę z obawą wymalowaną na twarzy. Laura nie wiedziała o co mu chodziło, ale powoli robiło się to dla niej lekko niepokojące.
Po paru minutach stanęli przed domem chłopaka. Brunetka już miała wysiąść z samochodu, gdy przyjaciel ją zatrzymał.
-Zostań tutaj chwilę, dobrze? Muszę porozmawiać z moją mamą na osobności - powiedział i wyszedł z auta. Podbiegł do domu i zniknął za jego drzwiami wejściowymi. Lau zmarszczyła brwi. Jego zachowanie było dziwne, ale ona postanowiła nie zagłębiać się w to.
Siedziała w samochodzie może jakieś pięć minut, gdy zobaczyła, że z garażu wyjeżdża inne auto, które pospiesznie opuszcza teren domu. 'Zapewne to jego mama, która musiała szybko dostać się do pracy', pomyślała.
W tym samym momencie z domu wyszedł Josh i ruchem ręki pokazał dziewczynie, aby do niego przyszła. Wyszła z samochodu i podeszła do przyjaciela.
-To była twoja mama? - spytała mając na myśli odjeżdżające przed chwilą auto.
-Tak - odpowiedział i weszli do środka domu.
Wnętrze było jasne. Gdy z holu przeszli do salonu, dało się zauważyć, że pomieszczenie było przestrzenne i przytulne. Jasne, przyjemne dla oczu kolory oraz rodzinny wystrój sprawiały wrażenie, że dom był przytulny i znajomy. Laura uśmiechnęła się na widok wielu zabawek, które były teraz porozrzucane na podłodze.
-Napijesz się czegoś? - Josh spytał swoją przyjaciółkę, a ona kiwnęła głową.
-Tak, poproszę coś zimnego.
-Może sok pomarańczowy z lodem?
-Idealnie - odpowiedziała i rozejrzała się po salonie. Wyglądał bardzo zwyczajnie. Kanapa, fotele, telewizor, głośniki, stolik do kawy, szafki, miękki dywan, lustro, mnóstwo dziecięcych zabawek i duże okna, przez które wpadało dużo światła - Gdzie twoja mama pracuje? - spytała siadając na kanapie.
-W szpitalu. Jest pielęgniarką - odpowiedział podchodząc do brunetki. Wręczył jej szklankę z napojem, a na stolik obok położył talerz z ciastkami.
-Czyli często zdarzają się takie sytuacje, że musi szybko pojechać do pracy?
-W nagłych przypadkach tak - odpowiedział, a ona kiwnęła głową.
-Ładnie tutaj - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu.
-Mimo że jest bałagan? - uśmiechnął się.
-Mimo że jest bałagan - zaśmiała się i upiła trochę soku.
W tym samym czasie rozległ się nagle płacz dziecka. Josh westchnął cicho.
-Wybacz - powiedział, wstał i szybko pobiegł do pokoju, gdzie znajdowała się jego młodsza siostrzyczka. Laura chwyciła ciastko i zaczęła je jeść czekając na przyjaciela.
Brunet wrócił do dziewczyny po minucie z płaczącą Sophie na rękach.
-Ciii... Cichutko mała. Zobacz kto przyszedł. To jest Laura - powiedział siadając na kanapie obok brunetki - To jest moja przyjaciółka, wiesz? Przywitasz się z nią? - chłopak mówił do dziecka.
-Cześć, Sophie - Lau powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, a mała dziewczynka przestała nagle płakać i spojrzała na nią zaciekawiona - Nie warto płakać, bo potem będą cię oczka boleć, wiesz? - powiedziała, a dziecko nie reagowało na nic tylko wpatrywało się w nastolatkę. Laura spojrzała się pytająco na przyjaciela.
-Weź ją na ręce, a ja znajdę jej ulubioną zabawkę - powiedział i wręczył swoją siostrzyczkę brunetce. Marano zrobiła przerażoną minę. Nie umiała rozmawiać z rocznymi dziećmi, a co dopiero zajmować się nimi. Nawet jeżeli miałoby to potrwać kilka sekund.
-Ale...
-Spokojnie. Nic ci nie zrobi - zaśmiał się Josh i zaczął szukać zabawki. Patrzył na podłodze i na szafkach. W końcu ją zobaczył. Podszedł do komody i chwycił ją, ale zanim skierował się z powrotem do przyjaciółki, zobaczył coś co go zaniepokoiło. Kątem oka zerknął czy Laura na niego patrzy. Jednak gdy zorientował się, że dziewczyna jest pochłonięta trzymaniem Sophie, Josh natychmiast zakrył ramkę ze zdjęciem, które go tak niepokoiło. Odwrócił się do dziewczyn, podniósł zabawkę do góry i z uśmiechem zapytał - To co? Zaczynamy imprezę?
* * * * *
Po dwóch godzinach zabawy z Sophie i niezbyt udanej próby jej nakarmienia, Josh i Laura położyli ją do łóżeczka. Mała dziewczynka szybko usnęła ze zmęczenia, a wykończeni nastolatkowe stali nad nią i wpatrywali się w nią z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Słodko wygląda, gdy śpi - szepnęła Laura wpatrując się w małą.
-Tak... Przeważnie, gdy śpi jest bardzo milutka. Jak już się obudzi jest z tym trochę gorzej - odszepnął brunet i oboje cicho się zaśmiali nie chcąc zbudzić dziecka. Ciągle rozmawiali szeptem.
-Zawsze chciałam mieć młodszą siostrę - oznajmiła, a Josh spojrzał się na nią zdziwiony, ale gdzieś tam w środku go to ucieszyło.
-Naprawdę?
-Tak, ale pojawił się Jonah, czego nie żałuję. A potem... Potem, gdy prosiłam o siostrzyczkę mama mówiła, że może kiedyś... Teraz jak się tak zastanowię to może już wtedy nie układało się między moimi rodzicami... - powiedziała, a między nastolatkami nastała chwila ciszy.
-Ja tam chciałem mieć zawsze młodszego brata, którego uczyłbym wędkować, surfować i, któremu dawałbym rady, gdyby jakieś potrzebował - wyznał, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
-Widzisz... Chyba nie wyszło tak jakbyśmy tego chcieli.
-No nie, ale tak też jest dobrze - powiedział i poprawił kocyk u śpiącej Sophie.
Stali w milczeniu i wpatrywali się w małą rudowłosą dziewczynkę. W pewnym momencie Josh spojrzał na Laurę i szepnął do niej:
-Jak chcesz to ona może być też i twoją siostrą - zdziwiona dziewczyna spojrzała na przyjaciela - Przyda jej się starsza siostra - wyznał, a brunetka uśmiechnęła się szczerze i przytuliła chłopaka.
-Dziękuję - szepnęła uradowana. Bardzo ucieszyła ją propozycja bruneta - Jesteś kochany - dodała, a Josh mocniej ją objął.
-To we wtorki i czwartki zmieniasz jej pieluchy - powiedział, a dziewczyna zaśmiała się cicho i oderwała się od niego patrząc mu w oczy.
-Muszę już lecieć. Nie mówiłam Van, że wychodzę gdzieś po pracy, a już jest późno - oznajmiła, a chłopak kiwnął głową ze zrozumieniem.
-Jasne - powiedział i uśmiechnął się - Odwiózłbym cię, ale ktoś musi zostać z Sophie.
Laura odwzajemniła gest i pocałowała go w policzek na pożegnanie.
-Przecież wiem, pojadę autobusem - szepnęła.
Po cichu wzięła swoją torebkę, założyła sweterek, pomachała Joshowi na pożegnanie i wyszła z domu.
* * * * *
Zmęczona Laura szła z przystanku autobusowego do domu. Nie spieszyła się, więc szła powolnym krokiem. Zegarek wskazywał już 21:04, ale ona się tym nie martwiła. W tym momencie myślała o miłych słowach Josha. 'Jak chcesz to ona może być też i twoją siostrą' - słowa takie zwykłe, ale takie ciepłe, które sprawiały uśmiech na jej twarzy. Gdzieś tam w środku miała nadzieję, że w pewnym sensie zyskała kolejną siostrę.
Rozmyślając tak nawet nie zauważyła, że znajduje się pod drzwiami domu. Dziewczyna otworzyła je i weszła do środka. Zdjęła swoje buty, a torebkę rzuciła na szafkę. Spokojnym krokiem skierowała się w stronę schodów nie patrząc nawet, co się dzieje wokół niej.
-Ładnie tak późno przychodzić do domu nie dając wcześniej znaku życia gdzie się jest? - usłyszała znajomy głos. Otworzyła szerzej oczy i odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na kanapę w salonie i siedzącą na niej postać.
-Mama? - spytała zdziwiona, ale zadowolona.
-Laura! - usłyszała krzyk i zobaczyła jak jej młodszy brat biegnie w jej stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Jonah! - powiedziała uradowana, a chłopiec podbiegł do niej i mocno się w nią wtulił. Odwzajemniła uścisk.
-Tęskniłem - wyznał, a siostra go tylko bardziej przyciągnęła do siebie.
-Ja też - szepnęła mu do ucha.


---------------
Siemka :D
Po pierwsze chciałam wam podziękować za wasze życzenia co do miłej zabawy na osiemnastce :) Mimo że przeczytałam je już po imprezie to mogę wam powiedzieć, że było świetnie! Mam zwariowanych przyjaciół i ludzi z klasy. Serio. Wariaci xd
Taka sytuacja, że prawie cały rozdział jest poświęcony Lau i Joshowi! Mam nadzieję, że wam się podobało. Bo wiem kochani, że wolelibyście więcej Rossa, ale cóż... Tak się czasem nie da hehehe xd Jak dla mnie chyba dobrze wyszło, ja tam jestem zadowolona :P
A wy co myślicie o tym rozdziale? Podobał się? Wgl jakoś tak coraz mniej jest tych komentarzy, mam się martwić? :'(
Piszcie i komentujcie moi kochani!!!
Całuję! :*
I nie pytajcie mnie czy będzie Raura, bo już mówiłam, że będzie :)

Wbijajcie tutaj!




piątek, 2 maja 2014

Rozdział 38 'Happy is the heart that still feels pain, Darkness drains and light will come again'

 Ten rozdział dedykuję Martynga Moon Ratliff  oraz Kasi Kukułce :)


*Ten sam dzień*
*Vanessa*
Wraz z Tomem weszłam do domu cały czas się śmiejąc. Dochodziła 20, a my dopiero co wróciliśmy z zakupów. Wnieśliśmy torby z jedzeniem do kuchni i spojrzeliśmy na siebie.
-Wiesz, że jesteś piękna? - powiedział Tom podchodząc do mnie bliżej. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
-Tak? - spytałam niby zdziwiona.
-Tak.
-A jak bardzo?
-Bardzo - szepnął mi do ucha i pocałował mnie w szyję. Ciarki przeszły po całym ciele.
-To szczęściarz z ciebie - odszepnęłam uwodzicielsko.
-Wielki.
Tom zaczął całować mnie namiętnie w usta. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i powoli zatracałam się w tych przyjemnościach. Mój mąż zaczął obdarowywać mnie czułymi pocałunkami w usta, szyję i moje dłonie. W końcu brunet złapał mnie w pasie i podniósł, a ja splątałam nogi wokół jego ciała nie odrywając się od niego ani na chwilę. Tom skierował się w stronę schodów, a później zaczął po nich wchodzić. Nasze chaotyczne i namiętne pocałunki mu w tym nie pomagały. Nasze ciała zaczęły powoli płonąć. Pojawiła się iskra pragnienia naszej miłości, która z każdą sekundą się zwiększała. Odkąd dziewczyny mieszkają u nas, nie mamy dla siebie zbyt dużo czasu, więc nie często możemy pozwolić sobie na taką bliskość. Czekaj. Właśnie... dziewczyny...
-Tom... - powiedziałam i oderwałam się od niego. Znajdowaliśmy się już na piętrze - Lau i Spence - przypomniałam, a on zrobił niezadowoloną minę.
-Myślisz, że są tutaj? Na dole nikogo nie było.
Wzruszyłam ramionami.
-Trzeba pójść sprawdzić - powiedziałam i pociągnęłam męża za dłoń.
Podeszliśmy do drzwi pokoju rudowłosej, zapukaliśmy i otworzyliśmy je. Pusto. Nikogo nie ma. Jeszcze tylko sprawdzimy czy jest moja siostra. Przeszliśmy parę kroków pod jej pokój i tak samo zrobiliśmy jak u Spencer. Natomiast, gdy otworzyliśmy drzwi, zobaczyliśmy coś dziwnego.
-A co oni tu robią? - spytał zdziwiony Tom.
Laura spała wraz z Rossem na jednym łóżku. Blondyn był pogrążony we śnie w pozycji siedzącej oparty o wezgłowie. Natomiast brunetka leżała opierając głowę na kolanach chłopaka, które zastępowały jej poduszkę. Wyglądali uroczo. Smacznie spali i nie przejmowali się resztą świata.
-To nie mamy domu dla siebie - wyszeptałam spoglądając na Toma. Brunet czule ścisnął moją dłoń.
-To w takim razie idziemy obejrzeć u siebie jakiś film? - spytał, a ja kiwnęłam głową - To pójdę na dół coś wybrać i wezmę coś do jedzenia - poinformował mnie, pocałował w policzek i po cichu zszedł do kuchni po schodach.
Ja postanowiłam zamknąć pokój i pójść do swojego pokoju. Gdy chwyciłam klamkę drzwi, nagle zobaczyłam coś kątem oka. Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam karton wypełniony listami. Był on na wierzchu, nie chował się nigdzie w szafce czy pod łóżkiem w celu zapomnienia. Uśmiechnęłam się lekko. W tym momencie widzę iskierkę nadziei na to, że Laura w końcu wybaczy ojcu. Może to potrwać, ale może jej się uda.
Ostatni raz spojrzałam na moją śpiącą siostrę oraz Rossa, i wyszłam z pokoju zamykając przy tym drzwi.

* * * * *
*Laura*
Usłyszałam jakieś stłumione śmiechy dochodzące z dołu. Otworzyłam powoli oczy i poczułam, że trochę zdrętwiała mi szyja. Podniosłam się odrobinę i złapałam za obolałe miejsce. Kątem oka zauważyłam śpiącego obok mnie blondyna. Uśmiechnęłam się lekko i wstałam po cichu z łóżka. Podreptałam do łazienki i zmyłam tam rozmazany od płaczu tusz. Gdy ogarnęłam twarz, postanowiłam zejść na dół. Przeszłam do mojego pokoju i ponownie spojrzałam na Rossa. Spał jak zabity, oparty był o wezgłowie, więc pewnie nie było mu zbyt wygodnie. Podeszłam do niego i przykryłam go kocem. Po chwili odwróciłam się w stronę wyjścia.
-No i gdzie uciekasz? - usłyszałam nagle męski głos. Odwróciłam się w jego stronę. Chłopak otworzył oczy i spojrzał się na mnie - Muszę ci powiedzieć, że coraz częściej ze mną śpisz - zauważył i uśmiechnął się lekko.
-Obok ciebie, a to różnica.
-I tak zastanawiam się czy nie powinienem poczuć się wykorzystany - powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko, podeszłam do łóżka i usiadłam obok blondyna.
-Dziękuję - szepnęłam i spojrzałam się na niego. On wyprostował się wyciągając swoje plecy.
-Nie dziękuj, nie masz za co.
-Właśnie mam. Niekażdy zachowałby się tak wyrozumiale jak ty. Jakaś dziewczyna nagle się na ciebie rzuca i płacze, to nie było normalne...
-Było, masz prawo tak reagować. Nie dziwię ci się.
-Przeważnie tak się nie zachowuję, najczęściej jestem silna...
-Nie musisz być. Już nie jesteś w tym sama, możesz na mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy - szepnął, a ja uśmiechnęłam się lekko. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego.
-Dziękuję - szepnęłam, a on delikatnie ucałował mnie w czubek głowy. Gest troski i czułości.
Siedzieliśmy w takiej pozie jakiś czas, gdy nagle usłyszeliśmy jakieś głośne śmiechy z dołu. Spojrzałam na zegarek. Było grubo po 20.
-Idziemy na kolację? - spytałam uśmiechnęłam się szeroko, a blondyn kiwnął ochoczo głową.
-Jasne.
I obydwoje wstaliśmy z łóżka chcąc zejść do reszty domowników. Spokojnym krokiem skierowaliśmy się na dół po schodach i praktycznie od razu nas przywitano.
-Ooo śpiochy się obudziły! - zaśmiał się Tom.
-Stęskniliście się za nami? - Van spytała nas z szerokim uśmiechem.
-Nie myśl sobie... Znając ich to po jedzenie zeszli - prychnęła Spencer.
-Nie prawda... To co jemy? - spytałam z szerokim uśmiechem.
-Mówiłam! - powiedziała triumfalnie rudowłosa.
-Brawo, detektywie. Podasz mi chleb? - spytał Ross siadając do stołu, gdzie wszyscy już siedzieli.
-Jak wam minął dzień? - spytałam nakładając sobie na talerz trochę sałatki.
Vanessa wzruszyła ramionami.
-Normalnie. Cały dzień na stażu w kancelarii adwokackiej, a w przerwie na lunch nauka scenariusza, bo już niedługo zaczynamy nagrywać film.
-Jaki film? - spytał zdezorientowany blondyn.
-Van dostała rolę w filmie - wyjaśniłam szybko, a chłopak uśmiechnął się szeroko.
-To świetnie! Gratuluję! - powiedział entuzjastycznie Ross.
-Dziękuję - odpowiedziała uszczęśliwiona Van.
-A jak tam u ciebie Tom? - spytałam.
-Dobrze, cały dzień spędziłem w pracy. Papierkowa robota, ogarnięcie waszych i nie tylko waszych wywiadów, skargi lub pochwały innych... Normalny ciężki i zalatany dzień - westchnął brunet i wgryzł się w swoją wielką kanapkę.
-A ja miałam cudowny dzień! - poinformował nas Spencer - Peter wziął mnie ze sobą na jakąś sesję zdjęciową dla jakiejś marki ubrań, ale to nieważne... On robił zdjęcia i pokazywał mi co jest najważniejsze w tego typu wydarzeniach. Na przykład na co trzeba zwrócić szczególną uwagę i jak ustawić odpowiednio do pionu kapryśną modelkę - zaśmiała się szczerze. Ja uśmiechnęłam się szeroko.
-To świetnie, naprawdę się cieszę - odpowiedziałam.
Jestem bardzo zadowolona, że Spence ma możliwość rozwijania swojej pasji i zainteresowań. Wiem, że z fotografią wiąże przyszłość, więc każda taka okazja przybliża ją do osiągnięcia swojej wymarzonej pracy. Ja tak miałam kiedyś z muzyką, a dziś z architekturą. Muszę przyznać, że prośby Vanessy, bym tu przyjechała na wakacje po liceum, nie były takie bezsensu jak na początku myślałam. Teraz okazuje się, że dzięki temu pracujemy na swoją przyszłość, której pragniemy z całego serca. Pobyt w L.A. sprawia, że kształcimy się w czymś co sprawia u nas radość. Każdy człowiek powinien czegoś takiego doświadczyć i zasmakować, bo jedno z ważniejszych rzeczy jest to, aby swoją pasję kształcić, rozwijać i rosnąć w niej.

* * * * *
*Następny dzień - wtorek*
Cały dzień mieliśmy sesję zdjęciową. Co chwila zmienialiśmy stroje, pozy, miny i scenerie. Dużo zamieszania i wiele godzin spędzonych na pozowaniu do aparatów. Oczywiście za obiektywem stał Peter oraz Spencer. Na ustach rudowłosej ciągle widniał uśmiech radości i wcale mnie to nie dziwi, bo była w swoim żywiole. Po kilku godzinach wzbogaciliśmy się o kilkanaście naprawdę świetnych fotografii. Po sesji mogliśmy wrócić do domu, jednak ja zostałam jeszcze chwilę w studiu, by pomóc trochę Jimowi. A Ross mi w tym towarzyszył. To było bardzo miłe z jego strony. Odważył się to zrobić, mimo że wie jak to się może skończyć. Ryzykuje pojawieniem się kilku nowych siniaków. Szalony.
Popijając kawę patrzyłam na różne szkice, a Ross w tym czasie spawał jakiś kawałek metalu. Nie wiem po co, ja w tym momencie udaję, że go nie znam. Nagle mój telefon zabrzęczał. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam, że dostałam smsa od Josha:
"Siemka Marano, masz ochotę się dziś spotkać? :)"
Uśmiechnęłam się pod nosem i odpisałam:
"Jasne Cullen, ale to dopiero po pracy, bo jeszcze w studiu siedzę."
Wysłałam, a na odpowiedź czekać długo nie musiałam:
"To podjadę po ciebie pod studio. O której będziesz wychodzić?"
Zastanowiłam się chwilę i napisałam:
"Za jakąś godzinę."
Po chwili mój telefon ponownie zabrzęczał.
"To oczekuj mnie na parkingu za godzinę ;)"
Uśmiechnęłam się lekko.
"Będę czekać :)"
Odłożyłam telefon i wróciłam do pracy. Musiałam jeszcze zrobić parę rzeczy przed wyjściem - przeanalizować szkice i nanieść jakieś ewentualne poprawki. Pomóc Rossowi w czymkolwiek on tam robi i postarać się, aby ten nowy stażysta Jima nie doprowadził go do szewskiej pasji. Dużo tego, oj dużo. A taka mało czasu...
Prawie godzinę później skończyliśmy wszystko robić i wraz z blondynem skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
-W sumie ciekawą macie pracę, gdy tak wszystko urządzacie - stwierdził Ross idąc obok mnie.
-Nie widziałeś jak to wygląda, gdy trzeba coś nagle zmieniać, bo coś się komuś nie podoba. Albo jak ktoś coś zepsuje czy nagle postanowi, że powinno być zupełnie inaczej. Wtedy jest okropnie. Wszyscy są podenerwowani. Normalnie potrafimy skakać sobie do gardeł.
-No to zazdroszczę - zaśmiał się i dostał ode mnie łokciem w bok.
-Wyobraź sobie, że to też jest fajne.
-W to nie wątpię - uśmiechnął się i wyszliśmy ze studia kierując się na parking - Podwieźć cię? - spytał mnie, gdy doszliśmy do jego motocyklu.
-Nie, dzięki. Josh po mnie przyjechał - powiedziałam i skinieniem głowy wskazałam na auto oddalone o kilkanaście metrów.
Blondyn uniósł wysoko brwi.
-Josh?
-Tak, umówiliśmy się - powiedziałam, podeszłam do blondyna i pocałowałam go w policzek na pożegnanie - Do jutra - powiedziałam z uśmiechem, a chłopak odwzajemnił mój gest.
-Do jutra - odpowiedział i usiadł na swoją maszynę, a ja podeszłam do samochodu przyjaciela. Otworzyłam drzwi i weszłam do auta.
-Hej - przywitałam się z uśmiechem i ucałowałam Josha w policzek.
-Witaj - uśmiechnął się szeroko, a ja usiadłam wygodniej na fotelu.
-To... Gdzie jedziemy?
-A to już jest niespodzianka - odpowiedział, a na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek, który, jeśli mam być szczerze, mnie pozytywnie zaintrygował.

---------------
Siemka :D
Dzisiaj krótko, bo spieszę się na osiemnastkę koleżanki. No i wiecie... Włosy, makijaż, strój i dojazd swoje robią :P Także dzisiaj wstawiam rozdział, bo jutro bym nie dała rady xd
Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Wiem, że krótki, ale jakoś to przeżyjecie xd Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale w weekend miałam inną osiemnastkę, potem trzy dni klasówek, a i do kina sobie w między czasie poszłam i tak jakoś wyszło xd Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :)
No to cieszcie się, że wstawiłam dziś i podziękujcie Niewi, która mnie męczyła wczoraj i dzisiaj o ten rozdział xd
Niewi, złomie ty, do nauki! <3
Komentujcie i dzielcie się swoją opinią!
Całuję! :*


Wchodźcie tutaj!
http://magic-story-raura.blogspot.com/
http://naughtyboyandcutegirl-raura.blogspot.com/