Trzeci One Shot tym razem należy do Julki R :)
Co do rozdziału... Wiecie, święta już, a co za tym idzie? Sprzątanie, gotowanie i pieczenie ( <3! ). Także dopiero zaczęłam pisać i nie wiem czy wstawię dziś :( Ale się postaram napisać :P
"Z życia Rossa Lyncha..."
Sobota, 12.04
Zanim przejdę do konkretów, to na
wstępie kilka ważnych spraw.
Po pierwsze: to jest dziennik i w żaden sposób nie jest
spokrewniony z pamiętnikiem, więc nie mylić.
Po drugie: wcale nie chciałem zacząć prowadzić dziennika,
ale moja mama i siostrunia mi go zakupiły, wepchnęły w ręce razem z długopisem
i powiedziały, że wtedy łatwiej będzie mi rozwiązywać problemy. Taaa...
Na pewno. Dobrze, że nie kazały mi jeszcze pisać o swoich uczuciach. Ale
wracając. Nazywam się Ross Lynch, mieszkam w Los Angeles. Mam czwórkę
rodzeństwa: Rikera, Rocky'ego, Rydel i Rylanda. Razem z nimi ( bez RyRy'ego ) i
Ellingtonem Ratliffem, przyjacielem rodziny tworzymy zespół R5. Chodzę do
najlepszego liceum w moim mieście. Mam 18 lat. Więc jeśli nie wyraziłem się
jasno, to powtarzam. Na pewno nie spodziewacie się tu wpisów typu: "Drogi
pamiętniczku! Dziś pokłóciłem się z Rockusiem. Nie wiem co poradzić. Mam
nadzieję, że Ty mój ukochany Pamiętniczku jakoś pomożesz mi rozwiązać ten
problem." Nie. Takich rzeczy tu nie będzie.
W poniedziałek odbędzie się w szkole
wielka impreza, otwarta dla wszystkich. Kocham impry i dlatego nie mogę się
doczekać. A może poznam tam jakąś fajną laskę? Kto wie? Nigdy nie miałem
dziewczyny i grzech nie skorzystać z takiej okazji. Ale to dopiero za kilka
dni, więc może opiszę co dzisiaj się stało? Więc tak... Rocky dostał nowy
telefon. Cieszył się jak dziecko w przedszkolu, które zdobyło cukierka. I
powiedział, że nie rozstanie się z komórką do końca życia i że ją bardzo kocha.
Co on widzi w tym urządzeniu? No i poszedł z nią do toalety. Po chwili po całym
domu rozległ się pisk i płacz. Wszyscy pod łazienkę, wołają, pukają, a w końcu
Rocky wychodzi zalany łzami, w samych majtkach. Powiedział, że robił kupę i
telefon wypadł mu z kieszeni w sam środek brązowej mazi. FUJ! Dodał, że on go
nie będzie wyciągał. I wiecie komu przypadło to zadanie? MNIE! Myślałem,
że zemdleję. Ale mój braciszek wepchał mnie do pomieszczenia razem z
rękawiczkami. Podszedłem do kibla. Zaraz się zwymiotuję! Napisał bym zrzyga,
jak osoba w moim wieku, ale Delly będzie się czepiać, że używam brzydkich słów.
A skąd wiem, że będzie? Ponieważ to przeczyta! Ale wracając. Nie zrobię tego.
Nie wyciągnę telefonu z gówna Rocky'ego. Nie, nie, nie, nie. Nie dam rady.
Nagle rozległ się głos:
- Ross, już? - zapytał Rocky.
- Nie. - odkrzyknąłem. - Dajcie mi jeszcze chwilę. A tak w
ogóle to dlaczego ja?
- Bo ty się do takich rzeczy nadajesz. - odparł.
Co to za odpowiedź? Teraz albo nigdy. Zamknąłem oczy i
włożyłem rękę do kibla. Poczułem telefon i brązową maź. Wyciągnąłem szybko
urządzenie i wybiegłem z łazienki, rzucając je Rocky'emu, a przy okazji
wymiotując mu na buty. Blee. Ściągnąłem rękawiczki i rzuciłem Riker'owi.
Pognałem do swojej prywatnej łazieneczki i tam myłem ręce przez pół godziny. Wreszcie
zmęczony opadłem na łóżko. NIGDY WIĘCEJ!
Do końca dnia nie wychodziłem z pokoju.
Nie chciałem widzieć Rocky'ego, jego zasranego telefonu i ogólnie mojej rodzinki,
która zmusiła mnie do tego. Gdy było już grubo po północy poszedłem spać.
Niedziela, 13.04
Już jutro imprezka! Trzeba wybrać jakiś
strój. AAA! Zachowuję się jak baba! Spokojnie, Ross, tylko spokojnie. Wdech...
Wydech... Wdech... Wydech... Dobrze więc jeszcze raz. Musze popatrzeć do szafy
co by na siebie włożyć. Już brzmi lepiej, chociaż nie jest to szczyt marzeń.
Stwierdziłem, że wybiorę zwykłą koszulę w kratkę, na to skórzana kurtka i
jeansy oraz zwykłe trampki. Ale to dopiero jutro.
Dzisiaj od rana w domu było naprawdę bardzo
cicho. To niepodobne trochę do mojej rodziny, która już od siódmej się
wydziera. Coś mi się wydaje, że to cisza przed burzą. I jak się okazało, miałem
rację. Nagle z dołu zbiegł Riker, a za nim Rocky. Ten pierwszy schował się za
mną, a drugi próbował go złapać. Zaczęli się wyzywać, więc postanowiłem
wkroczyć do akcji.
- STOP! - krzyknąłem.
Wszyscy ucichli, więc kontynuowałem:
- Co się właściwie stało?
Znowu zaczęli się wydzierać. Usłyszałem tylko pojedyncze
słowa typu: "miś", "dureń", "dzidziuś" i
"palant".
- CISZA!!! - wrzasnąłem znowu. - Niech mówi jedna osoba.
Rocky zacznij.
- No bo on ukradł mi misia!
- Ja nie ukradłem żadnego misia! Leżał na korytarzu, więc go
podniosłem, a ten na mnie naskoczył i zaczął gonić.
- Wcale nie! Nie chciałeś mi go oddać!
- A dziewiętnastolatki nie śpią z misiem!
- A właśnie, że śpią!
- A właśnie, że nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- A wiesz Rocky, że w Pedałowie mieszkają same pedały?
- Naprawdę? Nie wiedziałem. Musisz mnie tam kiedyś zabrać.
Opowiedz mi coś o tym mieście.
Riker zrobił facepalm i powiedział:
- Po pierwsze: to miejsce nie istnieje! Po drugie: jakby
istniało to bym cię tam zabrał, ponieważ jesteś debilem!
- A ja myślałem, że istnieje! I ja nie jestem debilem! -
powiedział Rocky płacząc. On chyba naprawdę nabrał się na to
"Pedałowo".
- Ojej rozpłacz się! Masz minę jak stara hiena, która
uciekła z cyrku i pogryzła ochroniarzy!
- Potrzebuję twojego zdjęcia.
- A po co Ci? - zapytał zbity z tropu Riker.
- Bo krowa nie chce zdechnąć!
- A ty byłeś w zoo?
- No oczywiście.
- A ile lat?
- Hm... Musze się zastanowić. Nie wiem. Ale wracając! Nie
bądź tak do przodu, bo cię sznurówki wyprzedzą!
- Lecz się lepiej na nogi, bo na głowę już za późno!
- Chyba ty!
- No chyba ty!
- Spadaj na drzewo prostować banany! - krzyknął Rocky.
- A ty się tam lepiej schowaj, bo małpa dzieci szuka!
- Możecie wreszcie przestać? - wrzasnąłem.
- Nie! - krzyknęli i dalej kontynuowali!
- USPOKÓJCIE SIĘ DO JASNEJ CHOLERY! - wydarłem się. - I
przestańcie się popisywać tekstami z internetu!
A ci dalej swoje.
- O głupoto bądź pozdrowiona! - krzyknąłem i opuściłem
pokój.
Zawsze myślałem, że Rocky jest cofnięty w rozwoju, ale że
Riker? To już SZCZYT WSZYSTKIEGO! Najstarszy, a zachowuje się jak małe dziecko
razem z Rock'ym. I jeszcze popisują się tekstami z Internetu! Co za osoby... Po
raz kolejny zadaję sobie pytanie: z kim ja żyję? Jeszcze przez nich zdarłem
sobie gardło. Ale przecież u nas to normalne. Poszedłem do kuchni, zrobiłem
sobie śniadanie i szybko je zjadłem. Postanowiłem wyjść do parku. Jak najdalej
z tego domu wariatów. W parku mam pewne sekretne miejsce, o którym nikt
nie wie. Po dziesięciu minutach byłem już na miejscu. Chciałem przejść przez
krzaki, ale coś mnie zatrzymało. Pod wierzbą siedziała pewna dziewczyna. Nie
widziałem dokładnie jej rysów twarzy, mogę tylko powiedzieć, że jest szatynką z
rozjaśnionymi końcówkami. Stwierdziłem, że nie będę jej przeszkadzał, więc
wróciłem z powrotem do domu. Do końca dnia było nawet spokojnie. Nikt się nie
wydzierał, nie kłócił. Po prostu raj na ziemi. Około dwudziestej drugiej
poszedłem spać, kompletnie zapominając o tej dziewczynie.
Poniedziałek, 14.04
Nie chce mi się iść do szkoły. Tekst
każdego ucznia, gdy po weekendzie trzeba wstać i zapieprzać do budy. Ale
dzisiaj mamy lekcje tylko do dwunastej, ponieważ jest impreza i trzeba się
przygotować. Tylko trochę głupio, bo zabawa zaczyna się o siedemnastej, a już
o dwunastej mamy wolne. Pewnie zrobili tak ze względu na dziewczyny,
które będą się szykować co najmniej cztery godziny.
Lekcje minęły nawet szybko. Wróciłem do
domu, zjadłem obiad i poszedłem do pokoju. Włączyłem laptopa i postanowiłem
posurfować trochę po Internecie. Gdy skończyłem, była już piętnasta.
Postanowiłem powoli się przygotować. Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic,
przebrałem się w przygotowane wczoraj ubrania, umyłem zęby, przeczesałem włosy
i popstrykałem się perfumami dla mężczyzn. Zajęło mi to około godziny. Zszedłem
na dół. Rodzeństwo oglądało jakiś film więc postanowiłem na chwilę dołączyć do
nich. Po pół godzinie wyszedłem z domu i skierowałem się w kierunku sali
gimnastycznej przy szkole. Po drodze spotkałem moich kumpli: Jacka i Jamesa. Na
sali było bardzo dużo osób, jedzenie oraz DJ. Rozpoczęła się impreza. Nagle
zobaczyłem tą dziewczynę. Tą co widziałem w parku. Teraz mogłem przyjrzeć się
jej dokładnie. Była piękna. Miała takie śliczne czekoladowe oczy...
- Co się tak gapisz? Nie masz szans. Ta dziewczyna jest
najładniejsza w szkole. Wszyscy faceci się w niej kochają. To Laura Marano.
Sprowadziła się tu dwa tygodnie temu. - powiedział James.
A moja wyobraźnia mnie poniosła. "Stoję właśnie przed
ołtarzem, a do kościoła wchodzi Laura w pięknej białej sukience. Wszyscy się na
nią patrzą z zachwytem. Ale ona nie zwraca na nich uwagi. Jej wzrok skierowany
jest na mnie. Posyła mi piękny, promienny uśmiech. Podchodzi i delikatnie
całuje w usta..."
- Przepraszam?
- Co?... Co?
- Czemu się tak na mnie patrzysz? Mam coś na policzku?
- Nie... - odpowiedziałem.
Nie wierzę. Laura Marano się do mnie odezwała! Ale ja byłem
głupi. Zamiast zachęcić ją jakąś rozmową to palnąłem byle co! I teraz już sobie
poszła. Ale jedno mnie cieszy. Najładniejsza dziewczyna w szkole się do
mnie odezwała. Podbiegłem do chłopaków i krzyknąłem:
- Laura Marano się do mnie odezwała! Rozumiecie? Rozmawiałem
z najładniejszą dziewczyną w szkole!
- Widziałem. - odpowiedział Jack. - Ale nie była za bardzo
zadowolona jak się śliniłeś na jej widok.
- Naprawdę? - zasmuciłem się. Jack pokiwał głową. -
Szkoda...
Do końca balu nic się nie działo. Laura nawet na mnie nie
popatrzyła. Nagle w głośnikach rozległ się głos dyrektorki:
- A teraz puszczamy wolnego. Zapraszamy do tańca.
Przeraziłem się. Muszę przecież poprosić Laurę. Zacząłem
szukać jej po całej sali, ale nigdzie nie mogłem dostrzec. Szukałem i szukałem,
aż taniec się skończył. Zmarnowałem moją jedyną szansę!
- Dziękujemy za przybycie. Teraz prosimy spokojnie udać się
do domu. - powiedziała dyrektorka.
Wszyscy zaczęli się pchać do wyjścia. Postanowiłem
przeczekać tłum i bez przepychania się wyjść.
Po dwudziestu minutach dotarłem przybity
do domu. Do nikogo się nie odzywałem, bo po prostu nie miałem ochoty. Jak sobie
pomyślę, że mogłem zatańczyć z Laurą, a jednak tego nie zrobiłem wzbiera się we
mnie złość, a zarazem smutek. Wiem, że to trochę dziwne, ale zakochałem się w
niej od pierwszego wejrzenia. Nigdy nie wierzyłem w taką miłość, ale jednak
teraz wiem, że jest to możliwe. Chciałbym, żeby Laura ze mną porozmawiała, albo
coś... Ale na pewno to się nie stanie. Nie zwróci na mnie uwagi. Ech...
Piątek, 25.04
Dlaczego nie pisałem przez ponad dwa
tygodnie? Po prostu nie miałem czasu. W szkole tyle nauki, że aż nie ma chwili
wytchnienia. A jeśli chodzi o Laurę... Nie rozmawiałem z nią od tego pamiętnego
balu. Starałem się zwrócić jakoś na siebie uwagę, ale na darmo. Myślę i myślę
co by tu zrobić... Zaraz, zaraz... Już wiem! Namówię rodzeństwo i zagramy
koncert. Tak to jest bardzo dobry pomysł! Wywieszę w szkole plakaty. Tak!
Zbiegłem na dół. Długo nie zajęło mi przekonywanie rodzeństwa. Zgodzili się od
razu. Więc tak. Koncert będzie w przyszłą sobotę, w jakimś tam klubie. Szybko
wydrukowałem plakaty. Powieszę ja w poniedziałek w szkole, a teraz idę na
próbę, zarazem kończąc mój wpis.
Sobota, 03.05
Koncert za około trzy godziny. Z tego co
wiem dużo osób powinno przyjść, ponieważ plakaty zyskały popularność. Mam
nadzieję, że Laura też przyjdzie. Dobra, zbieram się na koncert. Zszedłem na
dół i wszyscy ruszyliśmy do limuzyny. Po kilkunastu minutach byliśmy już w
klubie. Rozpoczął się koncert. Rozglądałem się w około. Jest! Przyszła! Laura
przyszła! Dobra teraz jest ten moment. Podszedłem do mikrofonu i powiedziałem:
- Tą piosenkę dedykuję pewnej dziewczynie. Nie powiem
jakiej, bo by mnie wyśmiała. To dla ciebie.
Popatrzyłem prosto w oczy Laury. Dziewczyna się zdziwiła,
ale chyba zrozumiała, że to o niej. Zaczęliśmy grać piosenkę Love me. Potem
jeszcze kilka innych i koncert dobiegł końca. Jestem ciekawy czy jej się
podobało. Mam nadzieję, że tak.
Niedziela, 04.05
I kolejna niedziela. Ale ten czas szybko
leci. Jak co tydzień poszedłem do parku. Usiadłem pod wierzbą i zacząłem
rozmyślać. Nagle usłyszałem głos:
- Przepraszam, mogę się dosiąść?
Spojrzałem do kogo on należał. Przede mną stała Laura, we
własnej osobie. Ucieszyłem się jak nigdy.
- Oczywiście. - powiedziałem.
- Koncert był wspaniały. Naprawdę. Ale mam jedno pytanie.
- Jakie?
- Czy tą piosenkę dedykowałeś mnie?
- Tak. - powiedziałem i się zaczerwieniłem.
- To miło z twojej strony. Dziękuję.
- Nie ma za co.
Po chwili milczenia dziewczyna powiedziała:
- Lubię tu przychodzić. Zawsze w tym miejscu się uspokajam i
układam swoje myśli.
- Ja mam tak samo. Zawsze uważałem to miejsce za sekretne i
nikomu o nim nie mówiłem. Co ty na to, by było ono nasza tajemnicą?
- Tak. Oczywiście. - powiedziała i się uśmiechnęła.
Rozmawialiśmy długo. Opowiedziała mi o sobie. Jest naprawdę
wspaniałą dziewczyną.
- Muszę ci się do czegoś przyznać. - powiedziałem.
- To wal śmiało.
- Bo wiesz, jak był ten bal, to chciałem z tobą zatańczyć
wolnego, ale nie mogłem cię znaleźć.
- Naprawdę? Byłam wtedy chyba w toalecie, ale jeśli chcesz
to możemy to teraz zrobić.
- Czyli zatańczyć?
- No tak.
Wstałem. Laura zrobiła to samo i zderzyliśmy się. Byliśmy
blisko, chyba za blisko. Nie wiedziałem co robić. Dziewczyna patrzyła prosto w
moje oczy, a ja w jej. Nagle szatynka wpiła mi się w usta. Ja bez dłuższego
namysłu, odwzajemniłem pocałunek. Jedną ręką objąłem ją w pasie, a drugą
zanurzyłem w jej delikatnych włosach. Ona zarzuciła mi ręce na szyję i cały
czas trwaliśmy w namiętnym pocałunku, który mógłby trwać wiecznie. To uczucie
było najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek mogłem doświadczyć. Smak jej ust... Nie
do opisania. To po prostu było piękne. Nagle oderwałem się od niej. Zobaczyłem,
że zrobiła się smutna, ale zapytałem:
- Wiem, że to może trochę za wcześnie, ale czy zostaniesz
moją dziewczyną?
W odpowiedzi Laura znowu pocałowała mnie namiętnie i znowu
to przerwałem:
- Czyli mam rozumieć, że tak?
- Tak, Ross. Tak!
Teraz to ja ją pocałowałem. Trwaliśmy w
tym pocałunku długo. Może kilka minut, a może nawet i godzin. Nie wiem. Nie
obchodziło mnie to. Teraz liczyliśmy się tylko my i nasz wspaniały pocałunek...
Cudowny one shot
OdpowiedzUsuńAwww..... *.*
OdpowiedzUsuńFajny fajny =3
OdpowiedzUsuńSuuuperowy ♥
OdpowiedzUsuńTrzymajta mnie... Kto zakłada koszulę do skórzanej kurtki?!?!?! No KTO?! A rozdział słodziutki :3
OdpowiedzUsuńAle o co Ci chodzi? Przecież można założyć koszulę do skórzanej kurtki.
UsuńCzepiasz się, o nic anonimku.
UsuńJa pierdziele.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAwww cudowny One Shot taki romantyczny koniec arr. <3
OdpowiedzUsuńCudny one shot...
OdpowiedzUsuńCzekam..
<3 <3 Karcia 546 <3 <3