niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 54 "Hello, it’s me I was wondering if after all these years You’d like to meet"


¡Hola! 

Minęło trochę czasu, c'nie? Lepiej go nie liczmy, bo załamię się jak zliczę ile czasu zajęło mi ogarnianie siebie samej, by to napisać, a raczej dokończyć.
Nie będę Was zamęczać, ale tylko Was powiadomię:
Nie wiem jak często będę wstawiać rozdziały, ale planuję je pisać tak jak kiedyś, czyli nie raz na ruski rok XD
I boję się jednego, że po tak długim czasie już prawie nikogo nie ma. 
Mam nadzieję, że jeśli to czytasz to napiszesz mi to, bo bardzo mi zależy, by wiedzieć ile spośród Was mnie nie opuściło :3
Love ya all!
~In 💜



*Następny dzień*
Mówi się, że poranki bywają ciężkie. Że potrafią dać w kość i wywołać w ludziach jedne z najgorszych negatywnych emocji. W takich opowiastkach musi być chociaż ziarenko prawdy, jak nie cała ich garść. Lynch'owie przekonali się, że poranki mogą ich dobić. Ból żołądka i przysłowiowy "kac" po prostu zwaliły ich z nóg. Każdy obudził się z myślą "Gdybym tylko był/była bardziej asertywny/a". Ale wczoraj w nocy nie myślało się o tym, bo najważniejsze było to, co działo się tu i teraz. Carpe diem na całego. Tylko trochę zapomniało im się o jutrzejszym poranku i tym, że trzeba będzie zmierzyć się z ciężkim wstaniem z łóżka. A o tym nikt nie chciał pamiętać. 
Rocky obudził się leżąc na kanapie. Zdezorientowany uniósł głowę i natychmiast poczuł przeszywający ból w czaszce. Syknął momentalnie rezygnując ze wstania na równe nogi. Zamknął oczy i poczuł się tak jakby był na rollercoasterze. Góra, dół, góra, dół. Najgorsze, że strasznie cierpiał mu na tym jego żołądek i w tym momencie żałował, że obok niego nie leży miska, która pomogłaby mu przetrwać ten ciężki czas.
Chłopak powoli uniósł się i usiadł wyprostowany rozglądając się dookoła. Na fotelu leżał Josh, na dywanie Ryland z Rikerem. Przyjrzał się dokładniej najmłodszemu bratu. Wyglądał tak niewinnie, ale wiedział, że jeśli go obudzi to gorzko tego pożałuje, ponieważ młody potrafił mocno wierzgać nogami przez sen, dlatego wolał nie ryzykować. Przetarł zaspane oczy i wstał z kanapy kierując się w stronę kuchni. Czuł potrzebę zaspokojenia ilości wody w swoim organizmie. Zatem wziął butelkę wody i zaczął ją tak zachłannie pić, że wydawałoby się, iż zaraz się nią zachłystnie. Jednak czasem potrzeba człowieka jest wielka i nieznająca granic.
-Nieźle cię wzięło - zauważył Josh po mału wchodząc do kuchni. 
Rocky odwrócił się w stronę przyjaciela.
-Przed chwilą spałeś. 
-Chodzisz tak delikatnie jak słoń, mój drogi - wytłumaczył i wziął od niego butelkę - Nie bądź samolubny. 
-Częstuj się.
-Cóż... Dziś wielki dzień. 
Lynch zmrużył oczy. 
-Nie rozumiem. 
-Ćwiczysz z Maią akcent.
-Racja! Myślałem, że to jutro...
-Jutro to ma casting, ile ty wczoraj wypiłeś?
-Nie wiem, ale czuję się jakby mnie ciężarówka przejechała.
-I podobnie wyglądałeś.
-Aż tak? - spytał zmartwiony.
Josh uśmiechnął się lekko. 
-W pewnym momencie wyglądałeś na naprawdę zadowolonego.
-Kiedy? - zaciekawił się.
-Gdy się całowałeś.
-CO?!
-Nie krzycz. Głowa mnie boli. 
-Co ty gadasz? Jakie całowanie?
-No normalnie, to na podłodze.
-Jakie na podłodze?! - wytrzeszczył oczy i obejrzał się za plecami czy ktoś słucha ich rozmowy - Nic sobie takiego nie przypominam. Z kim? - pytał szeptem. 
-Z Maią - brunet wzruszył ramionami.
-Co? Niemożliwe.
-Czemu?
-Ona by nie chciała.
-W przeciwieństwie do ciebie.
-Dokładnie - powiedział, ale po chwili spojrzał na uśmiechniętego Josha - Przejęzyczyłem się.
-Jasne.
-Serio, my się przyjaźnimy.
-Jasne - roześmiał się.
-Nie słyszałeś tego, rozumiesz? Jak komuś powiesz to zginiesz. Czaisz?
Josh uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową z niedowierzaniem.
-Czego ty się boisz, co?
-Niczego. 
-Powiedz jej co czujesz, bo widać, że ona nie jest ci obojętna.
-I co? Jak jej powiem, a ona nie będzie czuć tego samego co ja to nasza przyjaźń się rozpadnie...
-Wcale tak nie musi być.
-Ale już nie będzie taka sama. Po prostu nie chciałbym niczego psuć, dopóki nie jestem pewien, że może ona będzie chciała czegoś więcej. Rozumiesz? Dlatego byłbym wdzięczny gdybyś...
-Trzymał buzię na kłódkę? Łapię.
-Ale teraz to i tak bez znaczenia... Skoro mówisz, że się całowaliśmy to wszystko komplikuje... A najgorsze jest to, że tego nie pamiętam... - powiedział zmartwiony, a Josh nagle wybuchł śmiechem - Co cię tak bawi?
-Nic, po prostu to zmyśliłem.
Lynch otworzył szeroko oczy.
-Co?
-Czułem, że w ten sposób dowiem się czegoś ciekawego. Hahaha!
Rocky zmrużył oczy.
-Już nie żyjesz - powiedział i rzucił się na śmiejącego przyjaciela.
Bruneci zaczęli się "bić". Nie można było nazwać tego walką, ponieważ po 1) mieli zbyt wielkiego kaca, po 2) za dobrze się przyjaźnili, po 3) tak naprawdę ta bitwa była dla zasady i raczej dla zabawy. Duże dzieci.
-Co wy robicie? - spytał zdziwiony Riker wchodząc do kuchni.
Przyjaciele natychmiast oderwali się od siebie.
-Nic!
-Kompletnie nic!
Najstarszy podniósł wysoko jedną brew.
-Jesteście pewni?
-Tak, gdzie Rydel?
-Została u Laury, dziewczyny nie chciały jej wypuścić po tym jak je odprowadziliśmy - odpowiedział blondyn.
-Czekaj... My je odprowadzaliśmy? - spytał zdezorientowany Rocky.
-Ty serio pytasz?
-A pamiętasz w jakim był stanie? - spytał Josh.
-Aaa no tak! W sumie racja, praktycznie czołgałeś się po ziemi.
-Dobra, już nie koloryzujcie.
-Nie żartujemy, mamy zdjęcia. Chcesz zobaczyć? - zaśmiał się brat wyciągając telefon.
Młodszy Lynch machnął ręką zniesmaczony.
-Nie, wolę nie. Poza ty musimy jechać szybko do dziewczyn.
-Po co? - blondyn zmarszczył brwi zdezorientowany. 
-Maia! Musimy poćwiczyć jej akcent! - powiedział i wyszedł z kuchni.
Przyjaciele spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.
-Nie masz żadnych zdjęć, prawda?
-Nope - odpowiedział Rik i obydwaj przybili sobie piątkę. 
* * * * *
W domu Marano dziewczyny leczyły kaca. A jeśli być bardziej dokładnym, to właśnie Rydel leczyła swoje bóle.
-Ktoś chce coś zjeść? - spytała Spencer z głową w poduszce.
-Nie. 
-Nie.
-Tak. 
Wszystkie spojrzały na blondynkę.
-Poproszę ibuprom i dużo wody - poprosiła. 
-Wątpię bym miała jej, aż tyle... - powiedziała Laura.
-Ha ha. Zabawne. Nie potrzebuje wodopoju.
-Tylko ci się tak zdaje - stwierdziła Maia przyglądając się najstarszej.
-Klin klinem dziewczęta! - krzyknęła Spence podnosząc głowę do góry oraz palec podkreślając, że wpadła na jakiś pomysł. Wręcz genialny.
-Co? - spytała Lau. 
-Najlepiej leczyć kaca jego przyczyną. Mamy jeszcze alkohol? - spytała rudowłosa.
-Rydel opróżniła moje zapasy - wyznała Marano.
Przyjaciółki spojrzały na blondynkę. 
-No co? Byłam zdesperowana.
-Ale się z tego powodu tyle nie pije! - zauważyła Maia.
Lynch przewróciła oczami.
-Chodźmy coś zjeść - powiedziała pokracznie wstając z łóżka podczas, gdy reszta dziewczyn tylko spojrzały po sobie i wstały idąc za swoją przyjaciółką.
Rydel cicho schodząc po schodach dopiero poczuła skutki wczorajszego wieczoru. Z każdym kolejnym krokiem czuła jak w jej żołądku się przelewa, a nawet najmniejszy odgłos powodował zawroty głowy. Starała się iść jak gdyby nic, jednak wiedziała, że tak do końca dobrze z nią nie jest. Wszystkie dziewczyny zeszły na sam dół, a ich celem była kuchnia.
Blondynka zaczęła przeszukiwać wszystkie szafki w poszukiwaniu leków. 
-Ludzie, czy wy w ogóle macie jakąś apteczkę?
Laura rozejrzała się wokoło, ale po chwili wzruszyła ramionami.
-Nie mam zielonego pojęcia. Van i Tom mogą to tylko wiedzieć.
-To może ich spytamy?
Spencer spojrzała na zegarek i pokazała palcem na godzinę.
-Jest po 11. Raczej są już w pracy.
-Jacie... Po co my tak wczoraj balowałyśmy? - spytała Maia łapiąc się za głowę i opierając łokciami o blat.
-Któraś w ogóle coś pamięta? - spytała Rydel napełniając szklankę wodą z kranu.
-Ty raczej nic, ale pamiętam jak Spence flirtowała z tym kolesiem przy barze - Lau przypomniała i trąciła przyjaciółkę biodrem - Fajny jest, co nie?
-Spodobał ci się? - spytała Maia.
-Wydaje się być naprawdę w porządku, a to, że jest przystojny to już tylko ułatwia mi sprawę - Spencer uśmiechnęła się szeroko.
-Mimo wszystko mam nadzieję, że i tak przegrasz zakład - powiedział Riker, a dziewczyny odwróciły się w stronę usłyszanego głosu.
-Co wy tu robicie? - spytała Ryd prawie krztusząc się wodą. 
-Stęskniliśmy się - powiedział Ross i podchodząc do Laury uściskał ją mocno.
-Kocham was, ale mi tu tak nie słodźcie, bo znowu sięgnę po butelkę - powiedziała Rydel. 
-Ty masz zakaz na picie na co najmniej miesiąc! - powiedział Riker. 
-Nawet dwa! - dodał Ryland.
-A ty młody się nie odzywaj, jesteś jeszcze nieletni! - przypomniała siostra.
-Oj, czepiacie się kilku miesięcy.
-Ktoś musi - Josh mrugnął do najmłodszego i poczochrał jego włosy.
-Dobra! Koniec żartów! - Maia uniosła  ręce ku niebiosom - Potrzebuje środków przeciwbólowych!
-A nie macie? - spytał zdziwiony Rocky.
-Nie, ale jeśli jesteś taki pomysłowy to może pójdź do apteki? - zaproponowała Laura.
-Ooo i po drodze kup w sklepie cztery zgrzewki wody - dodała Rydel.
-Kupię, ale jeśli ty pójdziesz ze mną siostrzyczko. 
Blondynka zmrużyła oczy.
-No nie wiem...
-Dawaj, chodź. Pójdziemy we trójkę. Muszę wziąć te proszki - powiedziała Mitchell i pociągnęła przyjaciół w stronę drzwi.
Trójka skacowanych muszkieterów snuła się w stronę pobliskiego sklepu. Szli powoli, ponieważ byli zbyt wykończeni po wczorajszym tańcach, by iść szybciej. Jednak czasem trzeba przejść tak na spokojnie. Słońce grzało już całą swoją mocą, co powodowało coraz większe pragnienie wody. Sucho w ustach jak podczas największej suszy. Problemy nastolatków.
-Będziesz teraz tańczyć? - spytał zdziwiony, ale zarazem rozbawiony Rocky widząc swoją siostrę powoli machającą biodrami. 
-A słyszałeś kiedyś o fatamorganie?
-Nooo tak, ale co to ma wspólnego z twoimi tanecznymi krokami?
-Taki, że ja nie widzę żadnego strumienia, ale za to mam ochotę tańczyć! WOHOOO! - krzyknęła blondynka roześmiana blondynka.
Maia i Rocky spojrzeli na siebie. 
-Chyba brak wody nieźle wchodzi ci na psychikę - stwierdziła brunetka z uśmiechem.
-Może - zaszczebiotała Rydel, a przyjaciele się zaśmiali. To niebywały widok, który bardzo cieszy oczy i duszę.
-Rocky?
We trójkę odwrócili się słysząc imię jednego z nich.
Brunet zmarszczył brwi i uśmiechnął się zaskoczony spotkaniem. 
-Anna? A co Ty tu robisz?
-Mieszkam. Znaczy, zatrzymałam się tu w pobliżu na jakiś czas. A Ty? - spytała rozbawiona.
-Przyjaciółka mieszka niedaleko, a odwiedziłem ją teraz.
Maia i Rydel od razu się napięły, ale zarazem uśmiechnęły. Jak to na dobrze wychowane kobiety przystało.
-To zabawne, że tak często na siebie ostatnio wpadamy, prawda? - Anna zaśmiała się.
-O tak, przezabawne - szepnęła cicho Maia.
-Zaraz jej zedrę ten uśmieszek z twarzy - syknęła Rydel.
Brunetka spojrzała na przyjaciółkę zaskoczona.
-A to czemu?
-Jak to czemu? To jest ONA.
-Jaka "ONA".
-Dziewczyna Liama - szepnęła ze zniesmaczeniem.
Mitchell otworzyła szerzej oczy.
-Co ty gadasz?! Rydel, to jest ta laska co chce mi rolę zabrać sprzed nosa - odpowiedziała przejęta.
-Żartujesz - Delly zatkała usta dłonią.
Co za zbieg okoliczności.
-Rydel, Maia, co tak szepczecie? - zapytał rozbawiony Rocky odrywając się od rozmowy z brytyjką. Dziewczyny odwróciły się w ich stronę.
-Nic takiego - machnęła ręką blondynka uśmiechając się jak najszczerzej.
-A właśnie, Anna, poznaj moją siostrę Rydel.
-My się już znamy - Delly odpowiedziała szybko.
Czarnowłosa uniosła wysoko brwi.
-To jest twoja siostra? - spytała zaskoczona.
-Tak, a wy skąd się znacie? - spytał zdezorientowany brunet drapiąc się po głowie z zakłopotania.
-Wpadłyśmy na siebie obok domu Laury - powiedziała szybko blondynka - Wybacz Anna, ale my musimy się zbierać, bo przyjaciele w trybie natychmiastowym potrzebują czegoś z apteki - uśmiechnęła się słodko.
-Jasne to, mam nadzieję, do zobaczenia - odpowiedziała szczerząc ząbki i pomachała im na odchodne.
Dziewczyny odmachały i od razu odwróciły się na pięcie zmierzając do sklepu.
-Ej, co się wam stało? Czemu ją tak spławiłyście? - spytał zdezorientowany Rocky idąc na przyjaciółkami, które momentalnie stanęły i spojrzały na niego.
-Ty się serio pytasz?
-Tak.
-To jest dziewczyna Liama! Ta laska, którą najchętniej bym wykopała na tą jej angielską wyspę! - powiedziała przejęta siostra.
Brunet od razu otworzył lekko usta.
-Co? To ona? Ale skąd mogłem wiedzieć?
-Nie mogłeś, ale wiedziałeś, że to moja konkurentka. A mimo to śliniłeś się na jej widok jak mały pies - stwierdziła wyraźnie urażona Maia. Rocky spojrzał na nią.
-Na nikogo się nie śliniłem. Tylko rozmawialiśmy!
Blondynka pokiwała głową z dezaprobatą.
-Gdzie lojalność przyjacielska? Po czyjej jesteś stronie braciszku?
-Oczywiście, że po waszej! 
Maia patrzyła na chłopaka z urazą. Poczuła się tak, jakby nie wspierał jej w stu procentach. Wiedziała, że to tylko była rozmowa, ale gdyby role były odwrócone, ona nigdy by nie gawędziła z jego rywalem.
-Chodźmy do domu, Rocky sam da sobie radę kupić wszystko - stwierdziła Rydel i pociągnęła przyjaciółkę ze sobą.
Zdezorientowany brunet patrzył jak odchodzą, ale po chwili ruszył w stronę apteki.
-Nie sądzisz, że przesadziłaś Ryd? - zapytała brunetka patrząc na odchodzącego chłopaka.
-Nie. Pewnie mu się spodobała i chce ją wyrwać. A tobie pomaga, bo ci obiecał. Znam swoich braci. - odpowiedziała zdenerwowana nawet nie odwracając się w stronę brata.
Dziewczyny wróciły do domu Marano.
-Tak szybko? - spytał zdziwiony Ross.
-Nie, Rocky stwierdził, że sam się przejdzie - powiedziała Delly siadając na fotelu.
Wszyscy zmarszczyli brwi i spojrzeli po sobie.
-Po prostu spotkaliśmy Anne - wytłumaczyła Maia - Moją rywalkę w walce o pracę, a przy okazji laskę, która jest teraz z Liamem, tym sąsiadem - westchnęła i opadła na kanapę.
-A Rocky się z nią kumpluje! - blondynka załamała ręce. 
-Siostra, spokojnie, Maia skopie jej tyłek na castingu, a ty na pewno też wyjdziesz jakoś zwycięsko z tej sytuacji- zapewnił ją Riker obejmując Delly, która przymknęła oczy 
-Ach, wy dziewczyny... Takie zadziorne i mściwe... - Ell pokiwał głową z niedowierzaniem.
Dziewczyny wzruszyły ramionami.
-Life is brutal.
Przyjaciele zmienili temat i po prostu rozmawiali o przysłowiowym 'wszystkim i niczym'. Cicho się śmiali, a niektórzy łapali za głowy odczuwając skutki migreny. Nie było łatwo, jednak nikt nie powiedział, że tak będzie. Wszyscy byli świadomi konsekwencji spędzania wczorajszego wieczoru w ten czy inny sposób, jednak każdy upierał się przy jednym stwierdzeniu "Oj tam, YOLO"... No i mają skutki tego jednorazowego życia w postaci zawrotów żołądka i migreny. 
-Gdzie on się podziewa? - spytał Josh spoglądając na zegarek - Czy tylko ja mam wrażenie, że nie ma go od ponad pół godziny?
-A apteka jest pięć minut stąd - przypomniała Laura tuląc się bardziej do Rossa siedzącego na kanapie.
-Mogły być kolejki... 
-Niemożliwe, to mała apteka. Nie ma tam tłumów.
-Ej, patrzcie. To Rocky, co on robi? - spytał Ryland.
Wszyscy spojrzeli przez okno i wybałuszyli oczy.
-Serio kupił cztery zgrzewki?
-Mam nienormalnego brata - stwierdziła siostra kiwając galową z niedowierzaniem.
-Chodźmy mu lepiej pomóc, bo chłopak zaraz nabawi się wrzodów - stwierdził Josh i wstał z kanapy kierując się w stronę drzwi wejściowych. Po chwili wszyscy wyszli na ulicę przed dom chcąc pomóc brunetowi z zakupami.
-Stary, jak ty dałeś radę to przenieść? - spytał Ell zabierając mu jedną zgrzewkę.
Rocky stanął, odsapnął i wytarł pot z czoła.
-To dzięki moim mięśniom - zapewnił napinając ręce i całując przy tym swój  uwydatniony biceps.
-Pfff... Nie taki jak mój! - zapewnił Ross uwydatniając swoje.
-Ech... Chłopcy - Maia pokiwała głową z rozbawieniem. 
-Chodźcie, bierzemy te zakupy do domu - najstarszy blondyn zakasał rękawy i wziął się do roboty.
A za nim reszta towarzystwa. Oczywiście męskiego. 
-Jak czasem dobrze być kobietą - stwierdziła Laura uśmiechając się szeroko.
Zanim ktokolwiek ruszył w stronę domu, usłyszeli szczekanie psa. Wszyscy, jak jeden mąż, odwrócili się w stronę tego odgłosu, bo dobrze wiedzieli co się za tym kryje. 
Zadowolona Glimmer biegła w ich stronę, do momentu, gdy dotarła do Rydel i zaczęła się do niej łasić. Jednak dziewczyna nawet się nie schyliła do zwierzaka, patrzyła przed siebie, w stronę skąd przybiegł husky. A skąd teraz wyszedł Liam.
Gdy bracia Lynch go ujrzeli, stanęli obok siebie tuż przed blondynką, zasłaniając ją jakby chcąc ją uchronić. Brytyjczyk widząc ten szyk zrozumiał, że to jego orszak powitalny. Podszedł do nich i patrzył na wszystkich chłopaków.
-Cześć.
-Cześć - odpowiedzieli mu wszyscy, jednak nie pałali radością. Wręcz przeciwnie. W oczach braci, Ella i Josha można było zauważyć ostrzeżenie by nie zbliżał się do Rydel.
-Glimmer, chodź.
Jednak husky się nie ruszał tylko usiadł obok blondynki.
-Proponuję zapinać psa zanim wyjdziesz z domu - powiedziała Spencer, podeszła do zwierzaka, pogłaskała, czym sprawiła, że się nią zainteresował, chwyciła go za obrożę i przeszła z Glimmer między chłopakami.
-Jasne - kiwnął głową i zapiął na smycz pupila - Przepraszam - powiedział mając na myśli, że chce przejść. Chłopcy utrzymywali z nim przez chwilę kontakt wzrokowy i po chwili zrobili mu przejście.
Brunet ruszył przed siebie patrząc na blondynkę, którą minął tuż obok siebie. Jednak dziewczyna nawet nie obdarzyła go wzrokiem. I Liam odszedł.
-Chyba czas wziąć te rzeczy i wracać do domu - powiedziała Rydel i ruszyła we wspomnianą stronę.
I wszyscy ruszyli.
Weszli do domu i rozłożyli się na kanapie, trochę w milczeniu, dlatego włączyli telewizor.
Laura ułożyła się w ramionach Rossa wtulając się jak tylko mogła. Uśmiechnęła się lekko. Cudowne uczucie przytulania tak bliskiej ci osoby.
-Kochanie... 
-Mmm, tak? - spytała.
-Masz ochotę gdzieś się wybrać? Za jakiś czas, odpoczniemy i porwę cię gdzieś na dłuższą chwilę, co? - mruknął jej do ucha Ross, przez co uśmiechnęła się szerzej. 
Spojrzała na niego.
-Z wielką przyjemnością - powiedziała i cmoknęła go lekko w usta.
-Romantyczne chwile zachowajcie na później, bo porywam tego blondyna do obierania ziemniaków - poinformowała Maia ciągnąc przyjaciela w stronę kuchni.
Marano zachichotała pod nosem i przełączyła kanał w telewizorze.
Po dziesięciu minutach leżenia, podszedł do niej Josh z poważną miną. Ukucnął przed nią i spojrzał na nią.
-Co jest? - spytała brunetka z uśmiechem.
-Chciałem z Tobą porozmawiać.
-A no tak. Już na tym grillu sąsiedzkim mnie szukałeś. Mów co ci leży na sercu - powiedziała siadając wygodniej.
Josh pokręcił głową.
-Muszę teraz iść do domu, a to jest bardziej prywatna rozmowa. Może możesz przyjść za dwie godziny do mnie? Muszę opiekować się Sophie.
Laura posmutniała momentalnie.
-Nie mogę, umówiłam się z Rossem.
-Nie możesz tego przełożyć?
-Nie bardzo, coś już przyszykował.
-Jasne - szepnął i spuścił głowę. Wyglądał na bardzo spiętego i przejętego. Spojrzał na blondyna, który stał w kuchni.
-Przepraszam - powiedziała szczerze dziewczyna.
-Rozumiem, po prostu muszę z Tobą porozmawiać. To bardzo pilne - spojrzał jej w oczy. Było widać, że nie żartuje.
-Oczywiście. Może jutro?
-Może - kiwnął głową - Muszę biec. Do zobaczenia - powiedział i pocałował ją w policzek.
-Do zobaczenia - odpowiedziała zdezorientowana, a brunet szybko wstał i wyszedł z domu nawet się nie żegnając z resztą.


Zostaw komentarz 💜