sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 50 ' We were never the marring type, oh no'

PRZEPRASZAM. KOCHAM WAS. PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!! :*

SPOILER: NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ EVER O.o

*Następny dzień - poniedziałek*
*Narrator*
Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Maia oddychała bardzo szybko.
-Wszystko w porządku? - brunetka usłyszała głos swojego przyjaciela. Spojrzała na niego i uśmiechnęła nerwowo.
-Nie za bardzo - odpowiedziała i zaczęła trzeć dłonie o spodnie.
-Spokojnie. Dasz rade - Rokcy objął ją opiekuńczo ramieniem.
-Jest bardzo dużo kandydatów - zauważyła spoglądając na liczne twarze siedzące w korytarzu i denerwujące się tak samo jak ona.
-Eva Michigen - jakaś kobieta wyszła z pokoju przesłuchań i zaprosiła kolejną kandydatkę. Dziewczyna o blond włosach podeszła do niej i obydwie zniknęły za drzwiami.
-Słyszałeś? Pewnie ja będę następna - brunetka powiedziała z lekka wystraszonym głosem.
-Nie denerwuj się tak, na pewno ich wszystkich załatwisz - chłopak mrugnął do przyjaciółki, co odrobinę ją rozluźniło.
-Dzięki - powiedziała i ujęła jego dłoń w swoją lekko ją ściskając. Przymknęła oczy i w ciszy powtarzała tekst, który miała za chwilę wyrecytować czy też zagrać. Rocky siedział trzymając jej dłoń i rozglądał się po korytarzu. Było naprawdę dużo dziewczyn, które także ubiegały się o rolę w serialu The Fosters. Bruneta to trochę zmartwiło, bo to oznaczało dla Mai ciężką walkę, jednak był dobrej myśli. Wiedział bowiem, że Mitchell ma szansę, aby zabłysnąć i wyróżnić się z tłumu, bo wierzył w jej talent aktorski.
Nagle drzwi z sali przesłuchać się otworzyły i wyszła z nich wcześniej wywołana blondynka, która w chwili obecnej wyglądała na niezachwyconą.
-Maia Mitchell - jakaś kobieta wyczytała imię następnej kandydatki.
Dziewczyna natychmiast otworzyła szeroko oczy i spojrzała na bruneta.
-Będzie dobrze. Powodzenia - powiedział z krzepiącym uśmiechem, który przyjaciółka po chwili odwzajemniła. Jeszcze raz ścisnęła dłoń Rocky'ego, wstała i podeszła do kobiety tylko po to, aby po sekundzie znikąć za drzwiami sali przesłuchań.
Natomiast Lynch siedział nadal na krześle i mocno trzymał kciuki za przyjaciółkę. On sam się denerwował, bo zdawał sobie sprawę z tego, że ta rola dałaby uczucie szczęścia Mai, a chłopak chciał dla niej tego, co najlepsze.
-Przepraszam, czy to miejsce jest zajęte? - brunet został natychmiast wyrwany ze swoich myśli przez jedno pytanie. Spojrzał przed siebie i zobaczył uśmiechniętą dziewczynę. Rocky otrząsnął się i odpowiedział:
-Nie, nie. Można usiąść.
Czarnowłosa kiwnęła głową i zajęła miejsce. Odetchnęła, odstawiła swoją walizkę obok krzesła i spojrzała na scenariusz, który trzymała w ręku.
-Wiesz może kto teraz wszedł? Mam na myśli na jaką literę było ostatnie nazwisko.
-Na 'M'.
-Ooo to dobrze. Już się bałam, że nie zdążę - odpowiedziała z uśmiechem i zaśmiała się cicho pod nosem. Rocky odwzajemnił gest dziewczyny i spojrzał na stojącą obok niej walizkę.
-Od razu z lotniska? - spytał, a czarnowłosa od razu podążyła za nim wzrokiem.
-Ach tak. Pędziłam tu jak szalona, bo miałam opóźniony lot - wytłumaczyła.
-Z Wielkiej Brytanii, tak?
-Dokładnie. Akcent jest tak oczywisty?
-Trochę - odpowiedział z uśmiechem, a czarnowłosa go odwzajemniła.
-Takie życie angielki.
Rocky kiwnął głową.
-W ogóle... Rozmawiamy tak, a ja nawet nie wiem jak masz na imię. Rocky - podał dłoń, którą dziewczyna po chwili uścisnęła.
-Anna.
-Przyjechałaś tu specjalnie na ten casting? - spytał, a brytyjka zaprzeczyła ruchem głowy.
-Nie, przyjechałam do chłopaka. A to przesłuchanie przy okazji. Mój manager powiadomił mnie o nim, więc postanowiłam, że wpadnę tu parę dni wcześniej niż zamierzałam i spróbuję.
-I dobrze. Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Może nawet dostaniesz tę rolę.
-Byłoby miło.
-Ale nie życzę ci tego - powiedział, a dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Brunet wzruszył ramionami z uśmiechem - Wybacz, ale kibicuję komuś innemu.
Anna wyszczerzyła ząbki.
-Nic nie szkodzi - powiedziała i w tym samym momencie drzwi się otworzyły.
Maia wyszła z sali, a Rocky od razu wstał i podszedł do niej.
-I jak?
Brunetka spojrzała na niego rozkojarzona i uśmiechnęła się lekko.
-Dobrze - odpowiedziała.
-Widzisz? Mówiłem - powiedział radośnie i objął ją ramieniem. Mitchell przytuliła się do przyjaciela.
-Idziemy już? - spytała, a brunet kiwnął głową.
-Jasne. Miło było cię poznać - chłopak zwrócił się do Anny.
-Ciebie również - odpowiedziała patrząc na Maię i Rocky'ego z uśmiechem.
Brunetka odwzajemniła gest nieznajomej i będąc nadal objęci skierowali się do wyjścia z budynku. Po paru minutach przyjaciele znaleźli się na powietrzu, nie zrobili nawet kilku kroków, gdy Mitchell nagle się zatrzymała i zakryła twarz dłońmi.
-Co jest? - spytał zdziwiony brunet.
-Zawaliłam to. Pomyliłam tekst. Pozwolili mi powtórzyć, ale i tak było mi głupio. I miałam wrażenie, że Jeniffer Lopez przeszywała mnie wzrokiem po wpadce z tekstem - wyznała zmartwiona odsłaniając twarz.
Rocky westchnął cicho i podszedł do niej.
-Spokojnie, na pewno było dobrze. Nie przejmuj się tak.
-Naprawdę to zawaliłam...
-Nawet jeśli to co? Znajdziemy coś innego.
-A jak nie?
-Za bardzo się przejmujesz.
-Czasem nie umiem żyć tak beztrosko jak ty - powiedziała i westchnęła ciężko.
Chłopak złapał ją za ramiona powodując, że brunetka spojrzała mu w oczy.
-Zapomnij o tym. Idziemy świętować.
-Niby co? - spytała zrezygnowana.
-Poznałaś Jennifer Lopez! - uśmiechnął się szeroko czym spowodował cichy śmiech przyjaciółki.
-Fakt. Jest co świętować.
-To co? Lody?
-Tak. OGROMNA ILOŚĆ LODÓW - powiedziała z uśmiechem i oboje ruszyli w stronę lodziarni.
* * * * *
-Chyba skończyliśmy.
Dwa słowa, a tyle radości. Kąciki ust same uniosły się do góry. Satysfakcja z efektu. Duma z powodu dobrnięcia do końca. I to ukłucie w klatce piersiowej, gdy zdajesz sobie sprawę, że to już koniec.
Patrząc na ukończony plan serialu, nad którym pracował Jim Lawrance, wszyscy mieli mieszane uczucia. Radość przeplata się ze smutkiem. Teraz każdy jest mieszanką sprzecznych uczuć.
Laura uśmiechnęła się lekko i westchnęła cicho.
Koniec.
-Teraz będziesz mogła skupić się tylko i wyłącznie na serialu - zauważył Jim podchodząc do niej. Dziewczyna kiwnęła głową.
-Prawda, ale przyjemnie było mieć tyle na głowie - wyznała i spojrzała na mężczyznę - A ty już masz następny projekt do zrobienia?
-Tak, dla mnie pracy tutaj nigdy nie brakuje. Pewnie nie raz spotkamy się na planie twojego serialu, bo będę musiał zaprojektować jakieś pomieszczenie czy miejsce - wyznał, a brunetka uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za możliwość pracy z tobą. Dziękuję.
Jim odwzajemnił jej gest.
-Nie ma za co. Potrzebowałem pomocy, a czasem ciężko mi jest się do tego przyznać. A trzeba powiedzieć, że bardzo mi pomogłaś - wyznał szczerze i z kieszeni spodni wyjął ołówek "kubuś" - Proszę, weź to. Dzięki temu będziesz pamiętała, że należysz do naszej rodziny.
Laura ujęła w swoją dłoń podarunek i uśmiechnęła się szczerze. Właśnie takim ołówkiem najwygodniej rysuje się niektóre szkice. A teraz ona go ma, ale wartość sentymentalna tego przedmiotu zawsze będzie przeważać nad jego praktycznością.
-Dziękuję - powiedziała i spojrzała w oczy mężczyzny.
Jim poprawił okulary na swoim nosie, a jego kąciki ust uniosły się lekko do góry.
-Zmykaj już do domu, bo Tom będzie miał później do mnie wyrzuty, że cię przytrzymuje - zazartował.
Marano kiwnęła głową i objęła go.
-Nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz. Ja tu jeszcze wrócę.
-Mam taką nadzieję - powiedział i oboje się cicho zaśmiali.
Dziewczyna odsunęła się od niego i zaczęła powoli kierować się do wyjścia z planu. Uśmiechami czy machnięciami dłoni żegnała się po drodze z innymi osobami, z którymi pracowała przez ostatni miesiąc.
-Hej, Laura! - brunetka usłyszała głos Jima. Zmarszczyła brwi zaskoczona i odwróciła się w jego stronę - Gdzie wysłałaś swoje papiery na studia?
-Do Artystycznej Uczelni w Miami.
-A w Los Angeles?
-Nie - zaprzeczyła ruchem głowy - A co?
-Nic. Zastanawiałem się czy do dobrej szkoły wysłałem list polecający - odpowiedział z uśmiechem, mrugnął do niej i odwrócił się idąc do kogoś innego.
Laura stała chwilę nieruchomo, ale po paru sekundach jej kąciki ust uniosły się do góry i wyszła z planu serialu Liv&Maddie.
* * * * *
-Jestem w domu! - Laura krzyknęła w przestrzeń, gdy tylko przekroczyła próg.
Cisza.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i spojrzała na zegarek. Było po godzinie 17. Co jak co, ale ktoś o tej porze powinnien już być w domu. Brunetka zajrzała do salonu. Pusto. Przeszła się do kuchni i zaczęła się po niej rozglądać. Zauważyła na wyspie leżącą zapisaną kartkę, którą chwyciła w swoje dłonie i zaczęła czytać.
"Dziewczyny,
Wraz z Van poszliśmy do przyjaciół. Będziemy późnym wieczorem. W lodówce macie obiad, więc go sobie odgrzejcie. Bawcie się dobrze, ale spokojnie ;)
Tom"
Laura przeczytała wiadomość i zajrzała do lodówki. Na drugiej półce znalazła lasagne. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, chwyciła talerz posiłku i włożyła go do mikrofali. Ustawiła na dwie minuty i pobiegła na górę, żeby zobaczyć czy Spencer przypadkiem nie ma w swoim pokoju. Zajrzała tam, ale nikogo nie było. Zmarszczyła brwi i wybrała numer do przyjaciółki, lecz nie odbierała. Brunetka wzruszyła ramionami i zeszła do kuchni, aby zjeść obiad.
Laura usiadła na krześle przy stole i zaczęła jeść swój gorący kawałek lasagne. Konsumowała posiłek w ciszy, co nie za bardzo jej się to podobało, dlatego szybko włączyła muzykę w radio. Nie przepada przebywać sama w ciszy. Wtedy czuje się bardzo samotnie. Ta pustka po zakończeniu pracy nad planem teraz zaczęła jej mocno doskwierać.
Dziewczyna kończyła jeść obiad, gdy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz, uśmiechnęła się lekko i odebrała:
Laura: Halo?
Ross: Hej, co robisz?
L: Siedzę w domu.
R: I tyle?
L: I tyle.
R: To rozumiem, że zechcesz wpaść do mnie i spędzić ze mną odrobinę czasu?
Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.
L: Oczywiście.
R: To wpadnę po ciebie za 15 minut.
L: Nie trzeba, przejdę się.
R: Na pewno?
L: Tak, będę za 20 minut.
R: Dobrze, Lau, tylko weź ze sobą scenariusz. Dla przykrywki.
Brunetka czuła, że chłopak uśmiecha się do słuchawki.
L: Wezmę, do zobaczenia.
Marano rozłączyła się, szybko posprzątała po sobie, poprawiła wygląd, chwyciła scenariusz i wyszła z domu kierując się do swojego chłopaka.
* * * * *
Rocky zaopiekował się zasmuconą przyjaciółką i przypilnował, żeby wzięła ogromną miskę lodów o przeróżnych smakach z bitą śmietaną, polewą i kilkoma dodatkami oraz posypkami. Maia wcinała swoją porcję, a z każdym kolejnym kęsem poprawiał jej się humor. Powoli, z każdą minutą, szansa na uśmiech na twarzy dziewczyny się zwiększała. Rocky'emu podobało się to, że z jego przyjaciółką jest już lepiej i, że nie przejmuje się przesłuchaniem.
-Jak wam idzie pisanie nowych piosenek? - Maia spytała pomiędzy jednym kęsem lodów, a drugim.
Brunet wzruszył ramionami.
-Jakoś idzie. Mamy parę napisanych, ale jeszcze się nimi nie chwalimy, bo chcemy je dopracować na ostatni guzik i przedstawić wytwórni.
-Wasza druga płyta? - Mitchell się uśmiechnęła, a chłopak odwzajemnił jej gest.
-Dokładnie.
-Ale mam nadzieję, że nam, swoim przyjaciołom, pokażecie te piosenki wcześniej niż wytwórni.
-Oczywiście, będziecie mieli możliwość skrytykować je jako pierwsi.
-Weź - rozbawiona brunetka trąciła go w ramię - Nawet tak nie żartuj. Na pewno są świetne.
-Mamy taką nadzieję - odpowiedział szczerząc swoje ząbki.
Przyjaciele patrzyli się chwilę w swoje oczy w milczeniu. Byli rozbawieni i radośni
-Wiesz, że nie musisz się martwić tą rolą? Ewentualnie znajdziemy coś innego. Pomogę ci - obiecał chłopak, a Maia spuściła z niego wzrok i zaczęła bawić się łyżką grzebiąc w miseczce z lodami. Trochę posmutniała.
-Dzięki. Jesteś naprawdę świetnym przyjacielem, wiesz? Wspierasz mnie, pomagasz, pocieszasz i nawet płacisz za moje ogromne desery - zaśmiała się cicho i spojrzała w jego oczy - Robisz dla mnie naprawdę wiele... Dziękuję.
Rocky uśmiechnął się lekko.
-Nie ma za co, ty zrobiłabyś dla mnie to samo - powiedział pewnie, a brunetka kiwnęła twierdząco głową.
Chłopak popatrzył na swoją prawie pełną miskę z lodami i ukradkiem spojrzał na zajętą jedzeniem dziewczynę. I nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nałożył odrobinę lodów na łyżkę i wystrzelił je w stronę swojej przyjaciółki, które wylądowały na jej brodzie i dekoldzie. Mitchell otworzyła szeroko usta i oczy ze zdziwienia i spojrzała na Rocky'ego.
-Osz ty! - powiedziała i rzuciła w przyjaciela swoimi lodami, które wylądowały na jego ramionach.
Rozbawiony chłopak ponowił swój ruch i wcelował w nos przyjaciółki. Natomiast ona, próbując pobrudzić Lyncha, nie trafiła i obsmarowała lodami jakąś kobietę siedzącą za nim.
-Co jest?! - spytała zdezorientowana.
Brunet zaśmiał się i odwrócił się w stronę poszkodowanej. Maia wykorzystała ten moment, chwyciła całą swoją miskę i wywaliła ją na głowie przyjaciela. Dziewczyna zaczęła się głośno śmiać, a brunet powoli odwrócił się w jej stronę, a jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
-Już nie żyjesz - ostrzegł ją, a dziewczyna pisnęła, chwyciła swoją torebkę i pędęm rzuciła się w ucieczkę.
Z tego względu, że lodziarnia, w której byli, znajdowała się na plaży, Maia pobiegła w stronę oceanu. Omijała z piskiem ludzi leżących na piasku, podczas gdy Rocky gonił ją ile miał sił w nogach. Dziewczyna co chwilę odwracała się, aby zobaczyć jak daleko jest za nią Lynch i z przerażeniem w oczach stwierdzała, że z każdym kolejnym krokiem przyjaciel niebezpiecznie się zbliżał. Mitchell w pewnym momencie skręciła i zaczęła biec wzdłuż linii brzegowej. Ich stopy naprzemiennie zanurzały się w gorącym i mokrym piasku oraz były muskane odrobiną chłodnej wody z oceanu. Obydwoje śmiali się głośno, a dziewczyna mieszała okrzyki radości z piskiem strachu.
W końcu Rocky złapał Maię w pasie i podniósł ją wysoko.
-Nie! Zostaw mnie! - krzyczała przez śmiech, gdy chłopak wirował z nią w kółko.
-Przeproś!
-Za co?
-Za miskę lodów na mojej głowie!
-Do twarzy ci z nimi!
-Doigrałaś się - powiedział brunet, przełożył przyjaciółkę przez ramię i zaczął iść do oceanu.
-Ani mi się waż! - krzyczała, gdy zobaczyła, że chłopak jest już po kolana w wodzie i brnie dalej - Nie! Nie ma mowy!
-Ale my tu nie dyskutujemy. Ja cię stawiam przed faktem dokonanym - oznajmił z chytrym uśmieszkiem i jednym płynnym ruchem wrzucił dziewczynę do wody.
Zanurzona Maia wypłynęła po sekundzie i od razu wzięła głęboki wdech. Chłopak stał i zwijał się ze śmiechu.
-To wcale nie jest zabawne!
-Oj jest, jest - wyszczerzył swoje zęby w szerokim uśmiechu.
Mitchell wstała i stanęła przed nim.
-Dopiero zaraz będzie - oznajmiła i mocno pchnęła bruneta tak, że i on wpadł do wody.
Dziewczyna śmiejąc się z zadowolenia oddaliła się odrobinę od przyjaciela w obawie, że ten ją znów zaatakuje. Gdy Rocky wstawał, brunetka zaczęła ochlapywać go wodą, aby opóźnić jego następny atak. Obydwoje śmiali się głośno i chlapali się nawzajem.
-Przestań hahaha! - krzyczała rozbawiona.
-Ty pierwsza!
-Nie ma mowy!
-To nie przestanę haha!
Chłopak ponownie złapał Maię i zanurzył ją w wodzie. Następnie brunetka chciała zrobić to samo, ale nie dała rady, więc znowu ona została wrzucona do oceanu.
-To nie fair! Jesteś za ciężki! - zaprotestowała i stanęła przed nim.
-Chcesz powiedzieć, że jestem gruby? - uniósł jedną brew do góry.
-Raczej masywny, taki... męski - powiedziała, a chłopak uniósł dumnie brodę i wypiął klatę.
-Teraz to się zgodzę.
Brunetka uśmiechnęła się chytrze i wykorzystując okazję, że przyjaciel stracił czujność, rzuciła się na niego zwalając go z nóg i powodując, że obydwoje zanurkowali w wodzie. Maia szybciej się wynurzyła i oddaliła od bruneta o krok, ale on po chwili ją złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Zapłacisz mi za ten numer.
-Nie, błagam nie wrzucaj mnie. Już nie będę tak robić - obiecywała kładąc mu dłonie na piersi w razie czego, gdyby musiała się mu wyrwać.
Rocky uniósł wysoko brwi.
-Na pewno?
-Na pewno, obiecuję - uśmiechnęła się słodko. Chłopak patrzył na nią chwilę, ale w końcu odwzajemnił jej gest.
-No dobrze, nie wrzucę cię już - powiedział, a dziewczyna odetchnęła z ulgą i dotknęła jego włosów.
-Widzę, że już wypłukałeś te lody ze swojej czupryny.
-Trochę tak - odpowiedział patrząc w jej oczy.
Maia odgarnęła mu mokry kosmyk z twarzy i wzrokiem spotkała się z jego. Spojrzała mu w oczy i automatycznie kąciki jej ust uniosły sie do góry. Obydwoje, z uśmiechami na twarzy, wpatrywali się w siebie. Długo. Zbyt długo.
Mitchell nagle opuściła swoje dłonie, a Lynch przestał obejmować przyjaciółkę w pasie i za to podrapał się po karku.
-To może wyjdziemy z tej wody, co? Bo trochę zimno się robi - powiedziała obejmując się ramionami. Rocky kiwnął głową i ramię w ramię wyszli na brzeg - I co teraz?
-Idziemy.
-Dokąd?
Brunet wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
-Tam, gdzie nas nogi poniosą.
* * * * *
Riker siedział w domu w kuchni i czytał jakiś wywiad w kolorowej prasie.
-Słyszałaś, że George Clooney się zaręczył?
-No już dawno.
-Serio? - blondyn zmarszczył brwi zaskoczony.
-Pokaż - powiedziała Spencer i zabrała mu magazyn - Czytasz gazetę z poprzedniego miesiąca, głąbie - oznajmiła i oddała mu prasę.
-I to wszystko wyjaśnia - kiwnął głową dalej ją przeglądając.
-Jak wczoraj było z Cloe? - spytała dziewczyna.
-Dobrze. A czemu pytasz?
-Z ciekawości.
-Już miałem nadzieję, że z zazdrości.
-Marzenie.
-W sumie racja - chłopak spojrzał na nią i mrugnął do niej.
-Weź mi wytłumacz dlaczego jej imię zapisuje się 'Cloe', a nie 'Chloe'? To jakaś ksywka czy skrót? Czy jak? - spytała dodając do miski cukier.
-Bo ona jest z pochodzenia greczynką. Imię ma po prababci czy coś takiego - odpowiedział wzruszając ramionami.
-Ty w ogóle patrzysz jak ja to tutaj wszystko robię? - spytała pokazując na miskę i składniki poukładane obok niej.
-Hę? - zdezorientowany Riker podniósł głowę znad magazynu. Rudowłosa westchnęła ciężko.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Spencer spojrzała na blondyna.
-Spodziewasz się gościa?
Zaprzeczył ruchem głowy.
-Ja nie.
-Otworzę! - usłyszeli krzyk Rossa, a potem tupot jego zbiegających po schodach stóp. Chłopak podszedł do drzwi i otworzył je - Cześć - przywitał się z uśmiechem i pocałował Laurę w policzek.
-Witaj.
-Wchodź - zaprosił ją do środka.
Spencer i Riker, słysząc, ale nie widząc z kuchni swoich przyjaciół, unieśli znacząco brwi do góry. Wiedzą, co trzeba teraz robić.
Marano weszła do środka i tym samym zobaczyła Rikera.
-Hej - powiedziała rozpromieniona i przywitała się z nim.
-Hej.
-A ze mną się nie przywitasz? - spytała jej przyjaciółka.
-Spencer? Nie mogłam się do ciebie w ogóle dodzwonić - oznajmiła i przytuliła ją.
-Telefon mam gdzieś głęboko w torebce - machnęła ręką.
-Idziemy? - spytał Ross Laurę, a ona kiwnęła głową.
-Gdzie idziecie? - spytał najstarszy.
-Do mnie do pokoju - odpowiedział młodszy brat, a Riker i Spencer unieśli pytająco brwi.
-Do pokoju? Sami? - podkreślała rudowłosa.
-Żeby poćwiczyć rolę, a co ty myślałaś? - brunetka skrzyżowała ramiona.
-No nic, jakoś nigdy wcześniej nie przychodziłaś do Rossa ćwiczyć sceny.
-Tak? A ja nie zauważyłam kiedy się tak bardziej zakolegowałaś z Rikerem, że mu już ciasto pieczesz.
-Ja mu nie pieczę, ja go uczę.
-No jasne.
-No tak.
-To może my już pójdziemy na górę, a was zostawimy tutaj - powiedział Ross i szybko zaciągnął brunetkę na górę po schodach.
W kuchni został tylko rozkojarzony Riker i zirytowana Spencer.
-Co to było? Jakaś kłótnia czy coś? - spytał blondyn, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Patrzysz jak robię tę szarlotkę czy nie?
-Już, już - powiedział podchodząc do niej - Wsypujesz cukier i co dalej?
-Trzeba to jakoś wydusić...
-Czekaj... Co? Co wydusić? Z ciasta? - pytał rozkojarzony.
-Nie. Z Laury i Rossa. Jeśli rzeczywiście coś ich łączy to jakoś powinniśmy skłonić ich do mówienia.
-Ale przecież mieliśmy ich tylko obserwować - zauważył chłopak, a Spencer kiwnęła głową.
-Tak, ale Marano tak dziwnie się zachowuje ostatnio, że już nie mam siły czekać.
-To co proponujesz?
Rudowłosa wzruszyła ramionami.
-Poderwę Rossa.
Riker spojrzał na nią zaskoczony.
-Co?
-To co słyszałeś.
-To już nie lepiej, żebym ja spróbował wziąć się za Laurę?
-Nie. Po pierwsze, gdyby okazało się, że oni są ze sobą to startowałbyś przeciwko swojemu bratu, a to byłby cios poniżej pasa. Po drugie, to byłoby podejrzane, bo jeśli Lau by ci się podobała to już dawno byś do niej zarwał - wytłumaczyła, a blondyn zmrużył oczy.
-Ale ona jest twoją przyjaciółką, to też nie będzie fair w stosunku do niej, jeśli oni są parą.
-Masz rację, ale to jest odrobinę mniejsze zło. Poza tym to nie będzie podejrzane, bo wszyscy wiedzą, że uważam Rossa za przystojniaka.
-Serio? Od kiedy?
-Nie wiem. Odkąd tu przyjechałam. Już raz do niego zarywałam, więc to nie będzie nic nowego.
-Dlaczego dowiaduję się o wszystkim jako ostatni?
Spencer wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem.
-Bywa.
-To jak spróbujesz go poderwać to zobaczymy jak się będą wtedy zachowywać...
-I będzie nam łatwiej stwierdzić czy czegoś pomiędzy nimi nie ma.
-Idealnie - blondyn uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna odwzajemniła jego gest.
-A teraz posmaruj formę masłem - powiedziała, a chłopak zrobił to, o co go poproszono kątem oka zerkając na rudowłosą i jej skupioną minę, która powodowała lekki uśmiech na jego twarzy.
* * * * *
Ross i Laura leżeli na łóżku na brzuchach trzymając się za swoje dłonie i oglądali film, ale brunetka nie mogła się na nim skupić. Co chwila się wierciła albo odwracała wzrok i patrzyła gdzieś przez okno.
-Co się dzieje? - zaniepokojony blondyn spojrzał na swoją dziewczynę, która tylko westchnęła i mocniej ścisnęła jego dłoń.
-Może to całe ukrywanie się było złym pomysłem? - brunetka odezwała się po chwili.
Ross zmarszczył brwi, zatrzymał film i ułożył się na boku nie odrywając wzroku od Laury.
-Dlaczego?
-Spójrz, nie mogę podzielić się z moją najlepszą przyjaciółką, że mam chłopaka. Nie mogę się z nią z tego pośmiać czy nawet na ciebie ponarzekać. Tylko kryję to przed nią, moją rodziną i resztą przyjaciół. Żałuję, że zaproponowałam ci, aby ukrywać nasz związek - powiedziała i zasmucona położyła głowę na łóżku. Chłopak westchnął cicho i odgarnął kosmyk włosów, który spadł jej na oczy.
-Czyli chcesz im to powiedzieć? - spytał, a brunetka spojrzała na niego i kiwnęła twierdząco głową. Ross przygryzł dolną wargę i odwrócił od niej wzrok.
-A ty? - spytała, ale spotkała się z milczeniem. Dziewczyna podniosła się na ramieniu i zmarszczyła brwi - Nie chcesz im mówić, prawda?
Blondyn podrapał się po karku i spojrzał na nią.
-Nie za bardzo.
-Czemu?
-Z tych samych powodów, dla których ty nie chciałaś. Pragnę się tobą nacieszyć, ominąć milion pytań ze strony najbliższych i jeszcze nie chcę słuchać ich okrzyków typu 'gorzko!' - Laura uśmiechnęła się lekko pod nosem, a Lynch ujął delikatnie jej twarz w swoją dłoń - Daj nam jeszcze chwilę, co?
Brunetka przez chwilę tylko patrzyła w jego oczy, ale w końcu kiwnęła twierdząco głową.
-Dziękuję - szepnął, schylił się do niej i pocałował ją w usta. Marano uśmiechnęła się lekko.
-O czym jest ten film w ogóle? - spytała, a chłopak wzruszył ramionami, zamknął laptopa i pocałował dziewczynę w szyję.
-Nie mam pojęcia - szepnął, a ją przeszły przyjemne ciarki.
Brunetka usiadła na łóżku i spojrzała na Rossa.
-Uczymy się roli, mój drogi.
-Nie możemy później? - spytał z nadzieją.
Laura uśmiechnęła się do niego i schyliła kładąc mu dłoń na piersi.
-Nie ma mowy - szepnęła mu do ucha i wstała z łóżka będąc gotowa do pracy. Chłopak westchnął ciężko i po chwili dołączył do swojej dziewczyny trzymając scenariusz w ręku.
* * * * *
-Pyszna jest ta szarlotka, wiesz? - powiedział zachwycony Riker jedząc kawałek ciasta. Drugi z rzędu.
-Dziękuję, ale nie jedz już więcej, bo dla reszty nie starczy.
-Jakiej reszty?
-Twojego rodzeństwa, Laury, Van, Toma, Mai, Ella, Josha... Wielu osób.
-Ach, jeszcze oni... - powiedział zasmucony blondyn biorąc do ust następny kawałek ciasta.
Rozbawiona Spencer powoli szykowała sję do akcji. Laura i Ross mieli za chwilę zejść na dół, a rudowłosa miała rozpocząć mały flirt z młodszym Lynch'em.
-Dobrze wyglądam? - spytała Rikera poprawiając swoje bujne rude włosy.
-Stroisz się dla mojego brata, spytaj jego.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
-Nie pomagasz - powiedziała, a chłopak poszedł po maliny do kuchni.
W tym czasie Laura wraz z Rossem zeszli po schodach do salonu i weszli do jadalni.
-Przez całą próbę myślałam o twojej szarlotce, Spence - powiedziała rozpromieniona brunetka.
-Cieszę się, że tak działają na ciebie moje wypieki.
-Mogę już zacząć jeść? - spytał młodszy Lynch patrząc pożądliwie na kawałek ciasta.
-Oczywiście - rudowłosa uśmiechnęła się do niego słodko.
-Mówię wam, niebo w gębie - powiedział Riker wchodząc do jadalni.
-Już zjadłeś?
-Nie mogłem dłużej na was czekać - odpowiedział młodszemu bratu - A na dokładkę przyniosłem jeszcze maliny.
-Same słodkości widzę - zauważył Ross.
Przyjaciele jedli we czwórkę smakołyki śmiejąc się przy tym i żartując. Spencer nie miała okazji ani nawet chęci, aby jakoś wystartować do młodszego blondyna. Na samym początku miała na to energię, ale teraz nawet nie chciała niczego zaczynać. Gdy wszyscy skończyli jeść ciasto, zaczęli jeść owoce.
-Posprzątam - powiedziała nagle rudowłosa i wstała od stołu zbierając talerze.
-Poczekaj, ja to zrobię. Jesteś naszym gościem, a nie sprzątaczką i kucharką - Ross mrugnął do przyjaciółki i także wstał od stołu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
-Dziękuję, jesteś uroczy - powiedziała i pocałowała go lekko w policzek.
Laura zmiażdżyła malinę, którą trzymała w swoich palcach.
Spencer wraz z blondynem poszli na chwilę do kuchni, podczas gdy Marano wraz z Rikerem siedzieli w jadalni.
-Opowiadaj jak wam idzie na planie serialu.
-A dobrze, ludziom podobno się bardzo podoba, więc nie mamy na co narzekać - brunetka odpowiedziała z uśmiechem.
Rudowłosa wraz z przyjacielem wrócili do reszty
-Słyszałem, że wasi fani już dali wam przezwisko 'Raura' - powiedział Riker, a Spencer się zaśmiała.
-To sobie trochę poczekają na to połączenie. Haha.
-Tak... Poczekają - Ross przytaknął i usiadł przy stole.
-Ktoś z was jadł maliny z masłem orzechowym? - spytała rozpromieniona rudowłosa.
-Z masłem? - Rik zmarszczył brwi.
-Orzechowym. Dziwny przyspak Spencer - poinformowała Lau z uśmiechem.
-Ja nie - powiedział Ross.
-To dawaj - powiedziała rudowłosa i  przygotowała malinę - Otwórz usta.
Zaskoczony blondyn kątem oka spojrzał na swoją dziewczynę, która powoli traciła równowagę, ale nie dawała tego po sobie poznać.
-Dobra, brat. Nie cykaj się - zachęcał go starszy.
Ross uśmiechnął się lekko i otworzył usta. Przyjaciółka delikatnie wrzuciła mu malinę, ale przy tym musnęła nią jego dolną wargę, brudząc go odrobinę.
-Oj - szepnęła dziewczyna i otarła serwetką jego usta z masła. Marano odwróciła wzrok - Przepraszam - powiedziała uroczo i jak gdyby nigdy nic wróciła do swojego jedzenia.
-Mmm dobre - oznajmił po chwili.
-Wiedziałam, że będzie wam smakować.
-A co tam u Cloe, Riker? - spytała brunetka.
Blondyn wzruszył ramionami.
-A nic. Widzieliśmy się ze dwa razy, ale ona nie jest w moim typie.
-A jaka jest... - prychnęła rudowłosa. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony.
-Co chciałaś przez to powiedzieć?
-To, że mi ciebie szkoda. Skaczesz z kwiatka na kwiatek i nawet nie masz zamiaru się ustatkować. Do czego ty dążysz, powiedz mi.
Riker otworzył szeroko oczy.
-No przepraszam cię bardzo, że korzystam z własnego uroku osobistego. Poza tym przesadzasz, prawda? - najstarszy skierował się do reszty towarzystwa. A przyjaciele milczeli - Wy też przeciwko mnie?
-No wiesz... Dobrze by było gdybyś w końcu dał szansę jakiejś dziewczynie, bo zanim ona zdoła się do ciebie zbliżyć to ty ją rzucasz - zauważył łagodnie brat.
-Dobra, nie mam ochoty z wami na ten temat rozmawiać - powiedział, odszedł od stołu i przeszedł do salonu.
Zapadła cisza między przyjaciółmi.
-Poróbmy zdjęcia, może to go trochę rozchmurzy - zaproponowała Spencer i poszła po aparat.
Po chwili wszyscy znaleźli się w dużym pokoju, a rudowłosa robiła zdjęcia.
-Uśmiech!
Jednak Riker nadal był zirytowany. Dziewczyna opuściła kamerę i spojrzała na przyjaciół szukając wsparcia, ale i oni nie wiedzieli co zrobić. Rudowłosa chwyciła blondyna za rękę, pociągnęła go tak, że wstał z kanapy, spojrzała mu głęboko w oczy i wręczyła aparat.
-Zrób mi zdjęcie z Rossem - powiedziała przypominając mu o ich planie. Ten kiwnął lekko głową i przygotował się do wykonania prośby. Uśmiechnięta dziewczyna podeszła do jego brata i objęła go stając w pozie. Zrobili sobie parę zdjęć, przy których Laura patrzyła na nich z coraz mniej ukrywanym mieszanym uczuciem. W końcu Spencer wyzwała Rossa mówiąc, że on na pewno nie ma lepszej klaty niż ona umięśnionego brzucha, dlatego młodszy blondyn zdjął swoją koszulkę, a rudowłosa podciągnęła swoją.
-No i teraz zamierzacie się obnażać? - spytał Riker.
-A co? Zazdrościsz, że twój brat jest lepiej wysportowany niż ty? - Spence oparła dłonie na biodrach.
-Nie.
-Udowodnij.
-Dobrze - powiedział, wręczył Laurze aparat, zdjął koszulkę i stanął obok przyjaciółki, która teraz stała między braćmi - Rób zdjęcia.
Marano zaczęła fotografować przyjaciół, chłopcy prężyli swoje mięśnie, a rudowłosa robiła jakieś zmysłowe pozy czy też ich obejmowała.
-Dobra, teraz chcę parę z Rossem - oznajmiła Spencer uśmiechając się szeroko do wspomnianego chłopaka.
-A dlaczego z nim? Może ze mną powinnaś? - zaproponował Riker, a dziewczyna niezauważalnie spiorunowała go wzrokiem.
-Może później.
-A może teraz? - spytał łapiąc ją za dłoń.
-Nie chcę.
Riker przyciągnął ją do siebie i uśmiechnął się szeroko.
-Może jednak?
-Naprawdę nie - powiedziała stanowczo próbując się mu wyrwać.
-No nie bądź taka.
-Powiedziałam Nie - syknęła i  wyrwała mu się, ale przy tym zrobiła krok do tyłu wpadając na Rossa, który w ostatniej chwili ją złapał i uchronił przed upadkiem - Och - wyrwało jej się.
-Uwaga - powiedział rozbawiony blondyn.
-Dobrze, że tu byłeś - zauważyła z uśmiechem i dłonią dotknęła jego gołej klaty.
-Przepraszam was, pójdę do łazienki - powiedziała nagle Laura i wyszła z salonu, a Ross, widząc swoją odchodzącą dziewczynę, od razu odstawił przyjaciółkę.
-Pewnie poszła poprawić makijaż do zdjęć - rudowłosa próbowała zmienić temat, żeby udać, że wcale nie zauważyła lekkiej złości na twarzy Marano. A chłopcy kiwnęli głowami - Ross, przeprosimy cię na chwilę - powiedziała i pociągnęła Rikera do kuchni, aby dać możliwość blondynowi, aby uspokoił Laurę. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, dziewczyna zamknęła drzwi i skrzyżowała ramiona - Co cię opętało?! - spytała ściszonym głosem, aby nikt inny ich nie usłyszał.
-Ale o co ci chodzi?
-O co mi chodzi? Nie pomagałeś mi!
-Jak nie? Robiłem wszystko o co mnie prosiłaś nawet po tym jak na mnie naskoczyłaś przy stole - powiedział zdenerwowany.
-Ach, więc to chodzi o twoją urażoną dumę...
-To po prostu nie było miłe.
-Prawda nie zawsze jest przyjemna.
-Ale można by ją trochę umilić.
-To nie w moim stylu.
Blondyn prychnął, nie wiedział jak to skomentować. Zabrakło mu słów. Wiedział, że dziewczyna nie owija w bawełnę i za to ją podziwiał, a zarazem nienawidził.
-W ogóle co ty odstawiłeś? Ja tu próbuję jakoś poflirtować z Rossem, a ty mi przeszkadzasz.
-Przeszkadzam?
-Tak! Co to miało być? To 'zrób sobie ze mną zdjęcie, a nie z Rossem'? Wiedziałeś, że o co mi chodziło - powiedziała i ucichła na chwilę - Zachowałeś się jakbyś był zazdrosny - dodała po chwili.
-Ja? Zazdrosny? - chłopak uniósł wysoko brwi, a rudowłosa spojrzała mu w oczy.
-Chcesz mi coś powiedzieć? - spytała poważnie podchodząc do niego, a blondyn chwilę patrzył na nią, ale w końcu pokręcił przecząco głową.
-Nie. To typ gry. Jeszcze wiele się musisz nauczyć - powiedział, a dziewczyna spuściła z niego wzrok.
-Więc i na mnie wykorzystałeś swoje gierki?
-Po to by osiągnąć cel jakim było sprawdzenie czy Lau i Ross są parą. Tak.
Rudowłosa kiwnęła głową i spojrzała przez okno.
-To trzeba było zarywać do Laury.
-Może trzeba było - przytaknął, a Spencer pokiwała głową.
-Nieważne, zrobiliśmy to, co chcieliśmy. Twoja gra rzuciła mnie w ramiona Rossa i wyprowadziła z równowagi Laurę. Teraz już na sto procent jestem pewna, że są razem, bo zareagowała tak jak każda dziewczyna w związku by się zachowała.
-Czyli... to wszystko? - Riker spytał, a rudowłosa podeszła do drzwi, położyła dłoń na klamce i spojrzała na niego.
-Tak. Na tym kończy się nasza współpraca. Już nie mamy ze sobą nic wspólnego - powiedziała poważnie, a blondyn kiwnął głową.
-Dobrze, możesz już wyjść. Oni na pewno już zdążyli porozmawiać i się pogodzić - oznajmił beznamiętnie, a Spencer poprawiła włosy i z gracją wyszła z kuchni.
-Co tak długo? - spytała uśmiechnięta Laura.
Tak, na pewno brunetka rozmawiała z Rossem.
-A co? Stęskniliście się? - spytał Riker.
-Trochę. Idziemy do nas, bo mamy wolny dom do późnego wieczora - poinformowała Marano, a chłopcy uśmiechnęli się szeroko - Zadzwoniłam po resztę i już tam jadą.
-No to chodźmy - Spencer powiedziała jakby było jej wszystko jedno, chwyciła swój aprat oraz torebkę i wyszła z domu.
Laura i Ross spojrzeli pytająco na Rikera, a on tylko wzruszył ramionami.
-Nie wiem o co jej chodzi - oznajmił i także opuścił budynek.
* * * * *
Gdy Laura, Ross, Riker i Spencer zajechali pod dom Marano, Rydel, Maia i Rocky już czekali na nich siedząc na schodach. Przyjaciele wyszli z samochodu i podeszli do reszty.
-Nie sądziłam, że tak szybko przyjedziecie - wyznała Lau.
-Byłam w pobliżu - powiedziała Delly.
-My też - dodał Rocky.
-A wam co się stało? - spytał Rik patrząc na mokrego brata i Maię.
-Długo by opowiadać - odpowiedziała brunetka z lekkim uśmiechem - Wchodzimy?
Po chwili wszyscy znajdowali się w domu i powoli opróżniali lodówkę. W szczególności chłopcy.
-Pamiętajcie, że mam dla was szarlotkę - przypomniała Spencer, a przyjaciele od razu się rozpromienili.
-Zaraz ją zjemy! - powiedział Rocky.
-A gdzie Josh, Ell i Ryland? - spytała nagle Rydel.
-Powinni niedło być - odpowiedziała Laura.
-Delly... - rudowłosa zatrzymała blondynkę i wręczyła jej kawałek ciasta - Zostawiłam też trochę dla Liama - powiedziała i uśmiechnęła się znacząco.
-Mam mu ją dać? - spytała unosząc wysoko brwi.
-Każda wymówka jest dobra. No leć - powiedziała i lekko pchnęła dziewczynę w kierunku wyjścia przez taras, przez które po chwili wyszła.
Rudowłosa stała chwilę i patrzyła jak jej przyjaciółka się oddala. Nagle ktoś podszedł do niej i stanął za jej plecami.
-Poszła do niego? - usłyszała głos Rikera.
-Tak - odpowiedziała beznamiętnie.
-Doradziłaś jej coś?
Spencer odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego.
-Nie każdy potrzebuje gierek, żeby się dogadać - powiedziała i odeszła w stronę przyjaciół trącając go przy tym w ramię.
W tym samym czasie Rydel poszła na parcelę obok. Przeszła przez bramkę płotu i poszła na tyły domu chłopaka, tam, gdzie go zwykła widywać. I tym razem się nie myliła. Na przywitanie wybiegł jej pies, który wyglądał na zadowolonego jej przyjściem.
-Glimmer! - zawołała z szerokim uśmiechem i ukucnęła do zwierzęcia - Cześć kochanie - mówiła do niej głaszcząc ją po głowie i drapiąc pod pyskiem.
-Rydel? - dziewczyna usłyszała nagle głos chłopaka i spojrzała w jego stronę - Co ty tu robisz?
-A ty co? Nie przywitasz się ze mną? - spytała rozbawiona i podeszła do niego.
-Przepraszam. Cześć - pocałował ją w policzek, a potem spojrzał za siebie.
-Wszystko w porządku? - blondynka zmarszczyła brwi.
-Co? Tak, tak. Ja po prostu... To nie dobry moment, Rydel - powiedział drapiąc się po karku. Oznaka zakłopotania.
-Przeszkadzam?
-Po prostu przyjechała do mnie moj...
-Liam, gdzie zniknąłeś? - spytała nagle jakaś dziewczyna wychodząc zza rogu domu. Gdy zobaczyła Delly, zatrzymała się - O, przepraszam. Nie wiedziałam, że masz gościa.
-Nie, nie. Ja zaraz idę - powiedziała szybko blondynka i uśmiechnęła się lekko do nieznajomej, która podeszła do bruneta i stanęła obok niego.
-Nie przedstawisz nas? - spytała promiennie, a chłopak kiwnął głową.
-Anna, to jest Rydel, przyjaciółka mojej sąsiadki. Rydel, to jest Anna, moja dziewczyna - powiedział.
Delly niezauważalnie rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Dziewczyny uścisnęły swoje dłonie.
-Miło ciebie poznać - przywitała się czarnowłosa.
-Ciebie również.
-To może ja was zostawię samych i sobie porozmawiacie, co?
Blondynka szybko pokiwała głową.
-Nie ma takiej potrzeby. Przyszłam tylko podzielić się z Liam'em szarlotką, którą upiekła moja przyjaciółka.
-To bardzo miło z twojej strony - Anna uśmiechnęła się szeroko.
-Dziękuję - powiedział brunet odbierając od Rydel pudełko z ciastem. Przy tym ruchu dotknęli się lekko opuszkami palców, jednak blondynka prędko zabrała swoją dłoń.
-To... Ja będę już iść, bo pewnie wszyscy na mnie czekają, więc pójdę. Smacznego - mówiła szybko, aby jak najprędzej opuścić to miejsce.
-Dziękujemy, wpadnij do nas jak będziesz miała chwilę - zaproponowała czarnowłosa.
-Dobrze - powiedziała, uśmiechnęła się lekko i pomachała im na pożegnanie. Jednak zanim się odwróciła, spojrzała w oczy bruneta, które teraz patrzyły na nią z zakłopotaniem.
Rydel zwróciła się w stronę wyjścia i jak najszybciej opuściła teren domu Liama. Idąc przez ogród państwa Marano, blondynka szła ze spuszczoną głową. Weszła do domu przyjaciółki ze smutną miną, którą chciała ukryć, ale coś jej nie wyszło.
-Co tak szybko? - zaśmiała się Spencer, ale gdy zobaczyła pochmurniałą minę przyjaciółki, od razu spoważniała - Wszystko w porządku? - jak zadała to pytanie, wszyscy spojrzeli na blondynkę.
-Powiedzcie mi jedno... Czemu wam zawsze wychodzi? A jak mi na kimś zależy to od razu musi się to spieprzyć? - spytała zdołowana i każdy już wiedział, że stało się coś niedobrego.
-Co zrobił? - spytał od razu Riker gotów do przywalenia brunetowi w twarz.
-Prócz tego, że okazało się, że ma dziewczynę to zupełnie nic - powiedziała i ze łzami w oczach poszła szybko na górę.
-Rydel! - Maia, Laura oraz Spencer zawołały równocześnie i pobiegły za nią zostawiając trzech braci w salonie.
-A to gnojek - syknął Rik.
-Tak pogrywać z naszą siostrą? Błąd - powiedział Ross.
-A on jej robił jakieś nadzieje? - spytał Rocky.
-No przecież z nią flirtował - zauważył najstarszy.
-Może nieświadomie? - rzucił brunet.
-No niby jak? - Riker uniósł wysoko brwi.
-Normalnie. Chyba tylko ty świadomie i bez żadnych skrupułów flirtujesz.
-Chłopaki, co z nim robimy? - spytał nagle Ross.
Bracia wzruszyli ramionami.
-Pobicie nie gra roli? - spytał najstaszy.
-Bez przesady...
-No co? Rydel przez niego płacze, a to chyba wystarczający powód.
-Ej, a może po prostu z nim kulturalnie porozmawiać? - zaproponował Rocky, a blondyni spojrzeli na niego spode łba - No co?
-Od razu mu piwo postaw - odpowiedział Ross. Brunet prychnął niezadowolony.
-No to nie wiem...
-Dobra, coś się wymyśli. Nie ucieknie nam, wiemy gdzie mieszka - zauważył Riker z chytrym uśmieszkiem.
Bracia spojrzeli na niego uważniej.
-Uśmiechnąłeś się podobnie do Spencer - stwierdził brunet.
-Nie prawda.
-Prawda... No właśnie, ty przypadkiem nie spędzasz z nią coraz więcej czasu? - spytał podejrzliwie młodszy blondyn.
-Chyba ci się zadaje.
-Ale on ma rację. Rzeczywiście spędzasz z nią ostatnio dużo czasu. Więcej niż z nie jedną laską. Czyżby Spencer wpadła ci w oko? - spytał brunet robiąc brewki.
-Nikt mi nie wpadł w oko, jasne? Gdyby tak było już dawno bym ją poderwał. Z resztą... Rocky, co się mnie tak wypytujesz? Lepiej powiedz jak ci się układa z Maią, hmm? Co to za historia, że jesteście cali mokrzy?
-No właśnie co wy robiliście?
-A co was to tak obchodzi?
-Z ciekawości pytamy - Riker wzruszył ramionami.
-My się tylko przyjaźnimy i nic więcej - powiedział Rocky.
-No jasne...
-A ty co, Ross? Zajmij się sobą i Laurą, bo widzę, że nie możesz spuścić z niej oka - zauważył brunet.
Najmłodszy parsknął śmiechem.
-To ci się wydaje.
-Nie sądzę - najstarszy poparł brata.
-Wiecie co? Zajmijcie się sobą - powiedział Ross.
-I vice versa - odpowiedzieli mu równocześnie bracia.
Wszyscy we trójkę opadli ciężko na kanapę i co chwila spoglądali na siebie w milczeniu jakby każdy z nich próbował przeanalizować podane przez braci przemyślenia dotyczące dziewczyn.

---------------
¡Hola mis amigos! :D
Długo mnie nie było, co? Dlatego z góry chcę was przeprosić za moją długą nieobecność. Wybaczycie? <3 Od Niewi dowiedziałam się, że niektórzy nieźle się zbulwersowali tym, że nie pisałam przez jakiś czas, ale pragnę powiedzieć:
Po 1. Wyjechałam i miałam was zamiar o tym poinformować na miejscu, ale okazało się, że na mojej wsi nie łapie internet -.- I na tym skończyło się moje powiadamianie was xD
Po 2. Co jak co, ale mamy wakacje. Wyjeżdżam i odpoczywam jak wy, więc błagam nie piszcie, że powinnam dodawać rozdziały za wszelką cenę, bo gdy tak piszę to wychodzi coś kiepskiego, a ja nie lubię dzielić się z wami jakimś badziewiem. Poza tym, umówmy się, mnie też należy się trochę luzu.
Po 3. Z tego względu, że mnie długo nie było i, że siedzę na wsi i mam do dyspozycji hamak (<3) to napisałam najdłuższy rozdział w mojej historii. Myślałam, że go nie skończę xD Dlatego końcówka może być mniej dopracowana, bo już chciałam to skończyć jak najszybciej :P
KOŃCZĘ MOJĄ LITANIĘ xD
Pewnie i tak połowa jej nie przeczytała, ale co tam. Przeżyję. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i bardzo was proszę SKOMENTUJCIE, zróbcie mi taki mały wakacyjny prezent :D
I TAK! Ze względu na 50 rozdział postanowiłam, żeby był dłuższy i, żeby skupić się trochę na Raurze, Rai, Rencer (tak łączymy Rikera i Spencer? :P) oraz hmm... Liama i Rydel (jak będzie brzmieć ich połączenie? O.o Bo nie wiem jak mam o nich mówić xD)
Całuję was! :*

P.S. W tym momencie jestem 14 km od mojej wsi i złapał mi internet! Więc jeszcze nie będę dostępna, ale już niedługo to się zmieni ;) Dobra, wracam na rowerze na mój kochany hamak xD

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 49 'We don't sleep when the sun goes down, We don't waste no precious time'

*Następny dzień - niedziela*
*Laura*
Było po ósmej i mimo że byłam wykończona wczorajszym dniem, nie mogłam już usnąć. Taki piękny niedzielny poranek rozpoczęty drastyczną pobudką przez hałaśliwą kosiarkę sąsiada - bezcenne.
Westchnęłam ciężko i wstałam z łóżka kierując się do łazienki. Wzięłam szybki zimny prysznic, umyłam zęby, zrobiłam delikatny makijaż i rozczesałam włosy. Ubrałam się w moje ulubione spodnie dresowe, a do tego założyłam jakąś luźną bluzkę i zeszłam na dół na śniadanie.
W kuchni zauważyłam Toma, który stał przy ekspresie do kawy i, z widoczną niecierpliwością na twarzy, czekał na gorący napój.
-Dzień dobry.
-O, dzień dobry - odpowiedział z uśmiechem. Mężczyzna miał lekki zarost. No tak, niedziela, dzień bez pracy i maszynki do golenia.
-A gdzie reszta? - spytałam rozglądając się po pustym salonie i kuchni.
-Jeszcze śpią. Chcesz kawy?
Kiwnęłam głową, a szwagier dał mi kubek z gorącym napojem.
-Dzięki. Nie mogłeś spać?
-Przez sąsiada i jego kosiarkę.
-Ty też? - spytałam rozbawiona i oboje usiedliśmy na krzesłach przy wyspie.
Obydwoje zaczęliśmy pić kawę w ciszy delektując się jej smakiem. I tak było nam dobrze. Chwila spokoju, ptaki ćwierkały i...no nie...
-Zaraz uduszę tego sąsiada - warknął Tom słysząc, że ktoś za płotem znowu włączył kosiarkę.
-A wczoraj serwowałeś mu szaszłyka z grilla.
-Wczoraj były przyjemności, a dziś obowiązki - powiedział uśmiechając się lekko.
-Jakby co ja nic nie wiem o twoich morderczych planach - uniosłam ręce do góry w geście obrony.
-Spokojnie. Zwale winę na kogoś innego.
-Niby jak?
-Jestem prawnikiem, zapomniałaś? - spytał z szerokim uśmiechem, który natychmiast odwzajemniłam.
Westchnęłam cicho.
-Tom? - zagaiłam, a mężczyzna spojrzał na mnie zaintrygowany.
-Tak?
-Pamiętasz jak mówiłeś mi i Rossowi o drugim sezonie serialu?
-Tak. Mam nadzieję, że nikomu o tym nie mówiliście, bo to jest dopiero wstępny plan.
-Nie martw się. Nikomu nie pisnęliśmy słowa... Ech... Zastanawiam się po prostu kiedy byśmy go kręcili - powiedziałam niepewnie. Szwagier spojrzał na mnie uważniej.
-Zacznijmy od tego, że ten pierwszy sezon skończymy emitować gdzieś w październiku czy listopadzie biorąc pod uwagę fakt, że teraz odcinki puszczamy co dwa tygodnie. I dopiero po skończeniu sezonu zaczną się poważne rozmowy na temat pociągnięcia tego serialu. Wiesz... wszystkie formalności prawne, dyskusje, negocjacje, uzbieranie finansów na tę operację trochę czasu zajmie. Myślę, że definitywna decyzja padnie gdzieś w styczniu lub lutym. Wtedy scenarzyści zaczną tworzyć tekst do nowych odcinków. Sądzę, że najwcześniej zaczniemy kręcić w kwietniu następnego roku - odpowiedział, a ja odetchnęłam z ulgą.
-To dobrze, bo już się bałam, że nałoży mi się to ze studiami.
-Lau... Pamiętam o nich i nigdy bym nie pozwolił na to, żebyś została postawiona w sytuacji wyboru między studiami a serialem - zapewnił mnie z lekkim uśmiechem, który od razu odwzajemniłam.
-Dzięki.
-Błagam... Rozmawiacie o pracy tak wcześnie rano w niedzielę? - nagle po schodach zeszła Vanessa. Podeszła do Toma i pocałowała go w policzek - Macie przestać albo was wyrzucę z tego domu - zapewniła z uśmiechem.
-Co tak wcześnie wstałaś? - spytałam.
-Jakiś durny sąsiad kosi trawę - odpowiedziała zirytowana i napiła się trochę kawy męża.
-Wszystkich nas obudził - zauważył brunet.
-Oprócz Spencer, ale ona ma mocny sen - zaśmiałam się pod nosem.
-Taki piękny ranek... Idziemy popływać? - spytała Vanessa z szerokim uśmiechem.
Basen o poranku? Czemu nie?
* * * * *
*Spencer*
Było przedpołudniem. Zapowiadał się piękny i ciepły dzień. Tom na zmianę rozmawiał przez telefon i przygotowywał lekki brunch, a Laura wraz z Vanessą od kilkunastu minut kąpały się w basenie albo opalały na leżakach. Z chęcią dołączyłabym do nich, ale musiałam najpierw wybrać zdjęcia do mojego portfolio, które muszę złożyć razem z wszystkimi papierami na studia. Dzisiaj jest ostatni dzień terminu składania swojej kandydatury, więc muszę się pośpieszyć. Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę...
Siedziałam na łóżku przed laptopem i zgrywałam na niego zdjęcia z lustrzanki, gdy zadzwonił mój telefon. Chwyciłam go i odebrałam nawet nie patrząc, kto dzwonił.
-Halo?
-Cześć złotko - usłyszałam. Zmarszczyłam od razu brwi i spojrzałam na wyświetlacz. I wszystko jasne...
-Riker, te słówka zachowaj dla swoich panienek.
-Do nich się inaczej zwracam.
-Nie chce wiedzieć jak - odpowiedziałam szybko i westchnęłam ciężko opadając bezwładnie na poduszki - W jakiej sprawie dzwonisz?
-W sprawie Rossa i Laury. Tak sobie wczoraj myślałem i przy...
-Rik, teraz nie mam siły na ten temat rozmawiać. Muszę wybrać zdjęcia do portfolio i na samą myśl mnie nosi...
-To wpadnij do nas to ci pomogę, a potem pogadamy.
-Ty się nawet nie znasz na fotografii - zauważyłam.
-Oj tam. Pomogę ci zdecydować mówiąc ci, które moim zdaniem jest lepsze.
-No nie wiem...
-Możesz to robić sama, albo z takim przystojniakiem jak ja - powiedział, a ja miałam wrażenie, że blondyn uśmiecha się do słuchawki.
Spojrzałam na zdjęcia w laptopie. Było ich mnóstwo, a wybrać mogłam tylko kilka. Może jednak przyda mi się czyjaś pomoc? Nawet jeśli ta osoba nie ma o tym zielonego pojęcia?
-Zgoda. Przyjdę do was niedługo - poinformowałam.
-Przekonałem cię tym przystojniakiem, co nie? - spytał, a ja usłyszałam, że się uśmiecha.
-Nie bądź siebie taki pewien. Ja na ciebie nie lecę. Pamiętaj - powiedziałam i rozłączyłam się.
Rzuciłam telefon na łóżko i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Z wygodnych dresów przebrałam się w krótkie dżinsowe spodenki i białą luźną bluzkę z nadrukiem, a do tego nałożyłam czarny kardigan. W łazience się pomalowałam, a potem szybko spakowałam skórzany plecaczek oraz torbę z laptopem. Wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i przeszłam do holu mijając w salonie rozmawiającego przez telefon Toma. Założyłam szybko moje czarne conversy za kostkę i wyszłam do ogrodu przez taras.
-Wychodzę - powiadomiłam dziewczyny, które niemalże od razu odwróciły się w moją stronę.
-Gdzie? - spytała Laura.
-Idę na chwilę do Lynch'ów. Będę za jakieś dwie godziny - odpowiedziałam i pomachałam im na pożegnanie.
Wyszłam z posesji domu i skierowałam się na przystanek autobusowy.
* * * * *
W autobusie siedziałam obok jakiegoś starszego mężczyzny, który śmierdział na kilometr. Mam nadzieję, że jego fetor nie wniknął w moje ubrania, bo przyjaciele pomyślą, że się nie myję...
Po kilku minutach doszłam do domu Lynch'ów i nacisnęłam dzwonek, aby powiadomić o moim przybyciu. Poczekałam chwilę, aż otworzono mi drzwi. Riker stał przede mną, a ja bezceremonialnie weszłam do środka.
-Hej - rzuciłam i zawędrowałam do salonu, żeby się rozpakować i włączyć laptopa, aby jak najszybciej wziąć się do pracy. Blondyn zamknął drzwi i podszedł do mnie.
-Chcesz się czegoś napić albo zjeść? Ja jem śniadanie, więc jak chcesz to mogę ci coś zrobić.
Spojrzałam na niego.
-A co jesz?
-Tosty.
-To możesz mi też zrobić - powiedziałam i zajęłam się przygotowywaniem stanowiska pracy.
Usiałam po turecku na kanapie wraz ze swoim sprzętem i czekałam, aż się włączy. W tym czasie rozejrzałam się po domu. Cicho. Zbyt cicho - Gdzie są wszyscy? - spytałam, a Riker wyszedł z kuchni z talerzami pełnymi jedzeniem i usiadł obok mnie na kanapie.
-Rocky pojechał do Mai pomóc ćwiczyć jej do jutrzejszego castingu, Rydel wyciągnęła Rylanda na zakupy. Biedaczek... A Ross chyba nadal śpi.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
-Jak rozumiem nudziło ci się samemu.
-Nie miałem być sam.
-Aaa rozumiem... Randka ci się wykruszyła? - uniosłam wysoko brwi.
-Ona ma na imię Cloe.
-Mądra dziewczyna, przynajmniej nie zmarnuje kilku godzin na ciebie. Pewnie cię przejrzała.
-Po prostu musiała zająć się młodszym bratem.
-Jasneee.
-No naprawdę.
-Ja pewnie też musiałabym się zająć bratem.
-Przecież ty nie masz rodzeństwa.
-No właśnie - powiedziałam znacząco i wgryzłam się w swojego tosta.
Riker zmrużył oczy spoglądając na mnie groźnie, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem i zaczęłam szukać zdjęć na laptopie. Gdy już je znalazłam, dokończyłam jeść swój posiłek.
-Najedzona? - spytał mnie blondyn, a ja kiwnęłam głową. Chłopak odebrał ode mnie talerz i wraz ze swoim odłożył na stolik obok, a przy tym chwycił kubki z sokiem grejfrutowym. Nie pomarańczowym, bo go nie lubię - Spencer, słuchaj... - zaczął, a jego głos nie brzmiał na zdecydowany. Zaczęłam pić sok - Przez telefon nie udało mi się ciebie o czymś poinformować. Przypomniałem sobie, że gdy Ross wrócił do domu z koncertu The NBHD miał rozmazaną szminkę... na ustach - powiedział, a ja wyplułam na niego sok otwierając przy tym szeroko oczy.
-Co?!
Riker zacisnął usta w cienką kreskę i zaczął wycierać swoją twarz chusteczką.
-Mogłem nie dawać ci tego picia...
-Myślisz, że oni...?
-Spencer, oni na pewno się całowali. Cały czas myślałem, że to była Savannah i dopiero wczoraj wieczorem mnie olśniło, że przecież na tym koncercie Ross był z Laurą...
Zaniemówiłam. Odstawiłam kubek na stolik i spojrzałam na przyjaciela.
-No nieźle - szepnęłam.
-Tylko zastanawiam się czy oni są razem...
-Nie wiem... No nie wierzę! Jak rzeczywiście się z nim całowała i nic mi nie powiedziała to się obrażę! - powiedziałam i skrzyżowałam ramiona niczym mała dziewczynka. Riker spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko - No co?
-Nic, czasem mnie rozbawiasz.
-Pff.
Blondyn pokazał swoje białe ząbki widząc mnie trochę zirytowaną. Zawsze cieszył się, gdy ja byłam zdenerwowana. Nie lubię go za to.
-Trzeba będzie ich obserwować - powiedział nagle, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Chcesz ich śledzić?
-Nie. Obserwować. Zwracać uwagę czy ich zachowanie jest jakieś tajemnicze i czy... na przykład wychodzą w tym samym momencie - sprecyzował blondyn, a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Dobra. To mogę robić, bo śledzić nikogo nie zamierzam.
-Spokojnie, dziećmi nie jesteśmy - Riker wytknął mi język, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.
-Pomóż mi lepiej z tymi zdjęciami. Obiecałeś - przypomniałam, a chłopak kiwnął głową i zatarł ręce.
-Racja, to weźmy się do pracy!
Powoli zaczęliśmy przeglądać moje zdjęcia. Były one różnorodne, ale na swój sposób podobne. Moje fotografie nie opierały się głównie na naturze i żywiołach, które same w sobie zachwycają swoją wyjątkowością i pięknem. Nie. Moją inspiracją byli ludzie i ich codzienność. A dlaczego? Bo to właśnie ona nie jest przez nas doceniana, przelatuje nam między oczami. Zapewne jest to spowodowane przyzwyczajeniem. Jedziemy do pracy, mijamy te same budynki, witamy się z tymi samymi ludźmi, robimy zakupy, gotujemy, jemy, odpoczywamy i zasypiamy. A następna doba wygląda podobnie. I tak dzień po dniu.
Po prostu codzienność.
Nie widzimy w niej niczego wyjątkowego, a tak być nie powinno. Każdy szczegół jest ważny, każdy napis graffiti na ścianie czy też dziecko puszczające bańki mydlane. W tym wszystkim można znaleźć przekaz czy zwykłą małą radość, która spowoduje, że się uśmiechniesz. Ja postanowiłam skupić uwagę na ludziach, którzy tworzą naszą społeczność, i ich zwykłych, a zarazem niezwykłych codziennych czynnościach.
Starsza kobieta z widocznymi zmarszczkami na twarzy jadąca metrem z torbą zakupów.
Mężczyzna na rowerze palący przy tym papierosa.
Staruszek w pasiastej koszuli studiujący mapę w kawiarni.
Dziewczyna malująca graffiti na ścianie budynku.
Pies wystawiający głowę ze starego garbusa.
Uśmiechnięte dziecko upaćkane czekoladą.
Tłum ludzi przechodzący przez pasy na jezdni.
Para nastolatków idąca przez ulicę i trzymająca się za dłonie.
Starsza kobieta wybierająca owoce na bazarku.
To wszystko i wiele innych obrałam sobie za mój cel obserwacji i inspiracji. Zwykli ludzie i ich codzienne czynności, ale czy są one takie pospolite? Trzeba zajrzeć głębiej.
I co? Widać?
Ja widzę.
Co?
Wyjątkowość w zwykłości.
Przerzuciłam na kolejne zdjęcie.
-Kto to? - spytał Riker, a ja wzruszyłam ramionami.
-Ross i jego mięśnie.
-On też był twoją inspiracją?
-No tak - uśmiechnęłam się szeroko, a przyjaciel pokręcił głową nie dowierzając.
-Nie wierzę...
-Co?
-Jemu robiłaś, a mnie nie? Przecież wiadomo, że ja jestem lepiej wysportowany niż on! - powiedział wskazując na zdjęcie Rossa bez koszulki.
Chwyciłam dłoń blondyna.
-Napnij ją - poprosiłam, a chłopak od razu uwydatnił swoje mięśnie. Zaczęłam macać jego biceps - Eeeee... Nie wydaje mi się. Twój braciszek ma lepszy.
-Co? Nieprawda!
-Prawda, prawda bracie - powiedział rozbawiony Ross schodząc po schodach - Cześć, Spence.
-Hej - odpowiedziałam z uśmiechem. Przyjaciel podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
-Długo tu siedzicie? - spytał ziewając.
-Jakąś godzinę - poinformował Rik, a młodszy kiwnął głową i wskazał palcem na kuchnię.
-Idę zrobić sobie śniadanie. Chcecie coś? - spytał, a my zaprzeczyliśmy kręcąc głowami i blondyn poszedł przyszykować sobie coś do jedzenia.
Ja wraz z Rikerem wróciliśmy do wybierania zdjęć. Nie powiem, że nie przydała mi się jego pomoc. Niby nie zna się na świetle, perspektywie, kompozycji, ekspozycji czy głębi ostrości, ale ma dobry gust. I to mi wystarczyło. Po kolejnych dziesięciu minutach wybrałam w sumie dwadzieścia zdjęć. Większość była w mojej tematyce codzienności, ale musiałam dać przynajmniej jedną fotografię krajobrazu, makro, reklamową, architektury, zwierzęcia oraz wykonaną nocą - taki wymóg.
Ross poszedł zjeść śniadanie do swojego pokoju, aby zostawić nas w spokoju. A raczej mnie.
Miałam wszystko gotowe - wypełniony formularz, moje dane, wyniki z egzaminów, osiągnięcia, wybrane zdjęcia i list polecający od Petera, głównego operatora filmowego na planie serialu A&A. Wystarczyło tylko to wszystko wysłać do uczelni przez internetową rejestrację. Jedno kliknięcie, a tyle stresu. Zaczęłam obgryzać paznokcie.
-Wyślij - usłyszałam ciepły głos Rikera. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się do mnie szczerze, co, nie powiem, trochę mnie rozluźniło. Położyłam palec na przycisku i zamknęłam oczy. Zamarłam. Zero ruchu. Nagle poczułam jak blondyn łapie mnie za dłoń i delikatnie przyciska mój palec na klawisz - I wysłane - oznajmił, a ja uniosłam powieki zestresowana.
-A co jak im się nie spodoba?
-Na pewno zachwycą się twoją pracą.
-Myślisz?
-Jestem tego pewien - odpowiedział z uśmiechem, który szczerze odwzajemniłam - To do jakiej jeszcze szkoły startujesz?
Zmarszczyłam brwi.
-Tylko do jednej. W Miami.
-A nie myślałaś o tej w L.A.? - spytał zdziwiony, a ja pokręciłam głową.
-Coś ty! Z pewnością nie dostanę się na najlepsze studia fotograficzne i reżyserskie w kraju!
-Czemu tak sądzisz?
-Bo tak będzie.
-Skąd wiesz? Robisz świetne zdjęcia! Masz talent dziewczyno.
-Ale jest milion osób lepszych ode mnie.
-Nie uwierzę dopóki się o tym nie przekonam - odpowiedział pewnie, a ja westchnęłam ciężko.
-Nie chcę się rozczarować, rozumiesz? Dlatego tam nie wysyłam swojego zgłoszenia.
-Ale jak możesz myśleć, że nie masz szans? Jesteś utalentowanym fotografem, a do tego masz list polecający od Petera i jesteś u niego na stażu! Spencer, ten koleś jest szanowany w tej branży. A on sam każdemu młodemu fotografowi nie pisze takiego listu - powiedział dosadnie, a ja patrzyłam na niego chwilę, jednak po sekundzie spuściłam wzrok z blondyna. Wiedziałam, że mówił szczerze i, że chciał uświadomić mi moje zdolności, ale czasem bywają chwile, w których twoje poczucie pewności sięga zera - Spence, mówię ci... Wyślij zgłoszenie na tę uczelnię w L.A. Nic na tym nie stracisz, a możesz tylko zyskać - powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko.
Nagle zabrzęczał telefon Rikera. Chłopak spojrzał na niego i sięgnął go w swoje dłonie. Szybko przeczytał wiadomość i momentalnie na jego buzi pojawił się szeroki uśmiech.
-Co jest? - spytałam.
-Cloe napisała mi, że ma wolny wieczór. Widzisz? Leci na mnie - odpowiedział zadowolony.
-To świetnie.
-Idę powiedzieć Rossowi, że jednak miałem rację, że ta dziewczyna nie może mi sie oprzeć - dumnie wypiął klatę, wstał z kanapy i zawędrował do pokoju brata.
Pokiwałam głową z niedowierzaniem. Wariat.
Weszłam na stronę internetową uczelni w L.A. i kliknęłam w formularz. Podkuliłam nogi i objęłam ją ramionami. Patrzyłam na stronę, a głowę zaprzątało mi jedno pytanie.
Wysłać czy nie wysłać?

~ ♥~ ♥~


¡Hola!
No i jak tam? Pewnie już śpicie -.- Dodaję w nocy, ale są wakacje, więc mam nadzieję, że jeszcze nie śpicie :P
Zmieniłam wygląd bloga, podoba się? :) Aktualizowałam jeszcze strony: Kontakt, Bohaterowie (wejdźcie, jeśli chcecie zobaczyć Liama) i Polecane blogi :D Więc wpadnijcie tam.
Jak się rozdział podoba? :D Wiem, wiem, nie ma Raury, ale pamiętajcie, że moje opowiadanie nie jest tylko o nich. Mam wiele bohaterów, którzy ostatnio czuli się zaniedbywani xD 
Także liczę na to, że i tak skomentujecie, bo coraz mniej się odzywacie :(
Ale dobrze... Miłej nocki kochani! :*
Całuję! <3

P.S. Kochani zróbcie mi przyjemność i wpadnijcie na bloga Martyny MoonRatliff!
http://simple-story-about-life.blogspot.com/



piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 48 'Somethin' in your eyes, makes me wanna lose myself, Makes me wanna lose myself, in your arms'

BARDZO DŁUGI ROZDZIAŁ. RADZĘ ZAOPATRZYĆ SIĘ W COŚ DO JEDZENIA :>
Dziękuję Niewi i Anabell za pomoc i wsparcie w pisaniu rozdziału <3

*Narrator*
Weekend to najbardziej uwielbiany czas przez dorosłych, którzy nie muszą wtedy pracować, i dzieci, które w końcu mogą pobiegać ze znajomymi po podwórku. Można spać do południa i obijać się ile wlezie, przynajmniej przez dwa całe dni w tygodniu. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Ross był zmuszony pracować w ogrodzie Toma razem z Lucas’em, jego ogrodnikiem.  Był dość spory upał, więc już po godzinie pracy blondyn zmuszony był pozbyć się koszulki. Dzięki temu można było dokładnie przypatrywać się jego napiętym mięśniom i to też robiła Spencer, która jako fotograf miała bzika na punkcie ludzkiego ciała. Postanowiła porobić trochę zdjęć, które potem mogłaby wykorzystać do aplikacji na studia. Pognała, więc pędem na górę do swojego pokoju po aparat robiąc przy tym taki hałas, że obudziła Laurę. Brunetka przeciągnęła się porządnie i zwlokła się z łóżka. Jej piżama składająca się z bluzki na ramiączka i krótkich spodenek była idealna na takie upały. Udała się do łazienki, aby wykonać poranne czynności, rozczesała włosy i myjąc zęby podeszła do okna. To, co zobaczyła wywołało u niej dziwne uczucie. Jej przyjaciółka latała dookoła pracującego Rossa i robiła mu zdjęcia. Mimo że blondyn nie zwracał żadnej uwagi na koleżankę, Laura i tak była zazdrosna o to, że ona siedzi tutaj, a jej partner jest łakomym kąskiem dla Spencer.
Skończyła myć zęby, wyszła z pokoju i zeszła z dużą szybkością na dół po schodach przewracając się po drodze o dużą torbę sportową.
-Kto to tu postawił? - zawołała gniewnie podnosząc się z podłogi.
-O juz wstałaś. Super, chodź na śniadanie. A to jest torba Rossa z jego ciuchami - odpowiedziała jej Van, która wychyliła głowę z kuchni.
‘Z jego ciuchami’ - Laurze zapaliła się lampka niczym pomysłowemu Dobromirowi.
-Masz zrobiłam ci tosty - powiedziała Van podsuwając Laurze talerz pod nos.
-Dzięki to ja pójdę zjeść na dworze.
-Nieee, czekaj. Nie zostawiaj mnie - zawołała płaczliwie siostra brunetki - Wszyscy mnie zostawili. Tom ciągle rozmawia przez telefon, a Spencer pstryka zdjęcia mięśniom Rossa, bo ją fascynuje ludzkie ciało. Jakby nigdy czegoś takiego nie widziała. Ja tam widziałam więcej niż ona - dodała, a Laura zakrztusiła się jedzeniem - No co przecież mam męża, wiec to chyba logiczne, że widziałam więcej - zareagowała na krztuszenie siostry i zrobiła brewki.
-Chyba odechciało mi się jeść - odpowiedziała Laura z lekkim obrzydzeniem.
-Teraz się brzydzisz, pogadamy jak sama tego doświadczysz.
-Chyba jednak nie pogadamy - odgryzła się młodsza brunetka.
-Dobra nieważne. My z Tomem jedziemy zaraz na duże zakupy. Na obiad zamówcie sobie pizze. Poczęstuj też Rossa i daj mu się umyć w swojej łazience, bo w tej na korytarzu coś się zepsuło. A teraz lecę, bo musimy juz wychodzić. Jakby co ma klucze. Paaa - poinformowała i wyszła zostawiając Laurę z kolejną żarówką, która zapaliła się w jej głowie.
* * * * *
Laura siedziała sobie spokojnie na kanapie oglądając serial w telewizji i zajadając się sorbetem malinowym. Spencer złapała taką fazę na zdjęcia, że wyleciała z domu mówiąc, że nie wie kiedy wróci, bo ma wenę twórczą, a Lucas też już uciekł do domu zostawiając Rossowi dokończenie kosmetycznych rzeczy.
Laura właśnie kończyła swój deser, kiedy do domu wszedł upaćkany Ross. Na jego widok brunetka zaśmiała się cicho. Jednak przestała, gdy zauważyła grymas bólu na twarzy blondyna. Jego górna część ciała była czerwona od słońca i dość mocno spieczona. Odstawiła, więc miseczkę i podeszła do chłopaka. Wyciągnęła butelkę wody i podała zmęczonemu koledze. W podzięce Ross obdarzył ją delikatnym uśmiechem, który i tak sprawił, że zrobiło jej się cieplej.
-Na obiad jest dziś pizza. Na jaką masz ochotę?  - zaczęła jakąś rozmowę.
-Wszytko jedno Lau, teraz marzę tylko o prysznicu.
-Dobra to zamówię zwykłą margaritte. Idź do mojej łazienki, bo w tej na korytarzu coś się zepsuło. Na łóżku masz już przygotowany ręcznik. Tylko nie przeholuj z zimną wodą, bo dostaniesz szoku termicznego.
-No nieźle się spiekłem - zauważył blondyn.
-Trzeba to posmarować chłodzącym kremem, żebyś mógł jakoś funkcjonować.
-Dobra, to idę. Tylko wezmę torbę.
-Też już ją zaniosłam na górę. Potknęłam się o nią jak schodziłam na śniadanie.
-O wszystkim pomyślałaś, co? - zapytał z uśmiechem blondyn.
-Tak jakoś wyszło - odpowiedziała Laura odwzajemniając gest. Podnieśli się w tym samym momencie przez co stali blisko siebie. Wpatrywali się chwilę w swoje oczy, aż w końcu Ross schylił się lekko i ucałował Laurę w policzek.
-To idę - wyminął brunetkę i skierował się na górę, przez co nie zauważył rumieńców, które pojawiły się na policzkach Laury i to jak dotknęła miejsca, w które ją pocałował.
Laura zamówiła pizze, która miała być dopiero za około godzinę, a było to spowodowane dużą ilością zamówień. Rozpoczęła, więc poszukiwania kremu chłodzącego dla Rossa. Zajęło jej to 20 minut, ale w końcu znalazła go w kosmetyczce siostry, w której nie powinna była grzebać, ale to była wyjątkowa sytuacja. Weszła, więc do swojego pokoju nie pukając i nie biorąc pod uwagę faktu, że Ross może być w samym ręczniku. Na szczęście chłopak miał na sobie spodenki i właśnie miał zakładać koszulkę, kiedy usłyszał otwierające się drzwi. Odwrócił się i spojrzał na brunetkę, która pokazując mu krem powiedziała:
-Znalazłam - uśmiechnęła się.
Dopiero teraz przyjrzała się blondynowi. Jego włosy były mokre i potargane, a pojedyncze kropelki odbijały światło na jego klacie. Teraz rozumiała czemu Spencer się tak podjarała. Był naprawdę wspaniałe umięśniony. Jeździła tak po nim wzrokiem, aż przygryzła dolną wargę. Wtedy odezwał się Ross:
-Wiem, że jestem seksowny i w ogóle, ale krępuje mnie jak się tak na mnie gapisz. Jeszcze chwila i się na mnie rzucisz - uśmiechnął się zawadiacko patrząc znacząco na Laurę, która się otrząsnęła.
-Przypatrywałam się twoim mięśniom... znaczy oparzeniom. Trzymaj krem, idę na dół.
-Myślałem że mi pomożesz, trochę mi trudno będzie posmarować plecy.
-To źle myślałeś - powiedziała skrępowana i wyszła z pokoju.
Nie zrobiła nawet trzech kroków, gdy skarciła się w myślach i wróciła do pokoju.
-Dobra, dawaj ten krem to cię nasmaruję.
Blondyn podszedł do niej wyraźnie zadowolony i wręczył jej butelkę. Stanął do niej przodem i czekał na rozwój wydarzeń. Patrzył na nią TYM wzrokiem. Laura delikatnie dotknęła jego klatki piersiowej, od której biło gorąco. Nie powstrzymało jej to jednak. Swoimi drobnymi dłońmi gładziła tors Rossa tak, jakby chciała zbadać każdy jego centymetr. Jemu to nie przeszkadzało, ponieważ jej chłodne jak zawsze ręce przynosiły mu ulgę. Włożył ręce do kieszeni i stał niczym bezbronne dziecko. Brunetka tymczasem coraz odważnej badała ciało chłopaka, miejscami go łaskocząc. Kiedy usłyszała jego szczery śmiech, nie wytrzymała i wpiła mu się w usta. Chciała to zrobić od momentu, gdy zobaczyła go przez okno, ale się powstrzymywała, aż do teraz. Zdecydowanie obdarowywała blondyna, który w końcu zaczął oddawać pocałunki. Dawno nie czuli smaku swoich ust, brakowało im tego jak powietrza. Emocje i podniecenie tak nimi targały, że wpadli na ścianę. Ross przyległ do brunetki całym swoim ciałem. Podniósł ją tak, aby mogła opleść go nogami. Zaczął muskać delikatnie jej szyję. Oddech dziewczyny stał się szybszy, to był jej czuły punkt, o którym on doskonale wiedział. Uwielbiała jak to robił, sprawiało jej to ogromną przyjemność, ale chciała mu się zrewanżować. Podniosła jego głowę i znów namiętnie pocałowała, wyszeptując między pocałunkami, że jest jej trochę nie wygodnie, co miało być aluzją do przeniesienia się w wygodniejsze miejsce. Podziało. Wylądowali na łóżku. Laura szybko przekręciła się tak, że to ona była na górze. Usiadła okrakiem na Rossie i zaczęła muskać delikatnie jego tors. Zjeżdżała coraz niżej, aż dotarła do brzucha. Wtedy blondyn usiadł, spojrzał jej w oczy, uśmiechnął delikatnie i kolejny raz pocałował. Nie planowali niczego, po prostu żyli chwilą nie bacząc na konsekwencje i resztę świata, liczyło się tylko tu i teraz. Dłonie blondyna zawędrowały pod bluzkę Laury, zaczął gładzić jej drobne ciało. Chwilę później bluzka wylądowała w kącie. Teraz on przejął kontrolę. Całował każdy centymetr odsłoniętego ciała dziewczyny, która oddychała coraz ciężej. Między pocałunkami obdarowywali się szczerymi uśmiechami.
I wtedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Niby dźwięk, który słyszy się codziennie, ale teraz sprawił, że oboje odskoczyli od siebie i spadli z łóżka będąc przerażeni faktem, że mogli zostać przyłapani przez kogoś z rodziny Laury. Brunetka ubrała szybko swoją bluzkę i poprawiła włosy, a na schodach uspokoiła oddech.
Podeszła do drzwi i je otworzyła. Za nimi czekał na nią dostawca pizzy, o której kompletnie zapomniała. Zapłaciła i pożegnała mężczyznę z uśmiechem. Zamknęła drzwi i wróciła do środka. Stanęła w kuchni i oparła się o blat oddychając ciężko przywołując wspomnieniami to, co dopiero miało miejsce. Przeszedł ją przyjemny dreszcz, gdy poczuła oddech blondyna na szyi. Przytulił ją od tyłu i wyszeptał do ucha:
-Niezła z ciebie kocica Marano.
Uśmiechnęła się tylko i odchyliła głowę do tyłu.
-Z ciebie też jest niezłe ziółko - powiedziała do niego, a blondyn pocałował ją w policzek i odsunął od niej lekko stając tak, aby być z nią twarzą w twarz.
-Jesteś piękna - wyznał po chwili patrzenia na nią. Laura zarumieniła się lekko i wtuliła w jego mocne ramiona. Lekko obolałe ramiona - Aaauuu...
-Oj, przepraszam. Naprawdę musimy wysmarować ci te oparzone miejsca - zauważyła, a Ross kiwnął głową.
-Pójdę po butelkę na górę i zaraz tutaj wracam. Tylko poczekaj na mnie z jedzeniem - powiedział wskazując na nią ostrzegawczo palcem.
-Jasne - oznajmiła, ale gdy chłopak tylko zniknął na schodach, chwyciła kawałek pizzy i wgryzła się w niego. Rozkoszowała się smakiem włoskiej potrawy. Jednak po minucie blondyn zszedł po schodach i zmrużył oczy widząc zajadającą się brunetkę.
-Miałaś zaczekać.
-Nie wytrzymałam.
-Dobra, nieważne. Posmarujesz mnie do końca? - spytał podając dziewczynie butelkę z kremem. Laura odłożyła kawałek pizzy, wytarła dłonie w ręcznik kuchenny i ponownie zaczęła smarować tors chłopaka.
-Teraz nie masz na co liczyć - powiedziała widząc jak Ross świdruje ją spojrzeniem.
-Dlaczego? - spytał lekko zawiedziony. Brunetka spojrzała na niego i delikatnie pocałowała w usta.
-Bo nie. A teraz odwróć się i daj mi swoje plecy - rozkazała, a blondyn zrobił to, o co go poproszono. Marano zaczęła gładzić zaczerwienione plecy chłopaka - Jak wygląda praca w ogrodzie? Długo wam zajmie jego dokończenie?
-Właściwie już skończyliśmy, muszę tylko posprzątać cały sprzęt i tyle. Wraz z Lucas'em w końcu zrobiliśmy ten taras, zawiesiliśmy lampki, które mają oświetlać teren w nocy, i zrobiliśmy oczko wodne, gdzie jest zainstalowane światło i wszystko potrzebne do życia dla kilku rybek znajdujących się tam.
-Nieźle. Vanessa ma w końcu ogród jaki sobie wymarzyła.
-Mam taką nadzieję, bo nie mam siły już pracować na tym słońcu. A moje plecy są tego przykładem.
-Nie trzeba było latać bez koszulki cały dzień.
-Będziesz mi to teraz wypominać?
-Nie - powiedziała i cmoknęła delikatnie jego ramię - Koniec. Możemy jeść - oznajmiła, umyła ręce z kremu i oboje usiedli na kanapie z pizzą oraz sosami na kolanach - Tylko sprzątnij ten cały sprzęt jak najszybciej.
-Czemu? - spytał jedząc posiłek.
-Bo mamy zamiar zrobić sąsiedzkiego grilla u nas w ogródku.
-Kto?
-Ja i Spencer.
-Spence? - uniósł wysoko brwi.
-Tak, coś nie tak?
-Nie, skąd. Tylko uważajcie, aby niczego nie podpalić. Z wami to wszystko możliwe - powiedział śmiejąc się pod nosem.
* * * * *
-Laura, wraz ze Spencer wpadłaś na świetny pomysł z tym grillem. Dawno nie mieliśmy na naszym osiedlu takiej sąsiedzkiej imprezy.
-Wiem - siostra uśmiechnęła się szeroko.
-I ten ogród... Wygląda cudownie!
-Tak jak sobie wymarzyłaś?
-Tak - odpowiedziała ze świecącymi się oczami z zachwytu - Ale jeśli przez ten grill ktoś mi go zepsuje to cię uduszę.
-Dobra...
-O! Dzień dobry Pani Mayers! - Van zawołała i podeszła do starszej kobiety, która właśnie weszła wraz ze swoim mężem na posesję domu.
Laura odetchnęła i rozejrzała się po ogrodzie. Wszystko było już przygotowane - stoły wypełnione jedzeniem, krzesła, grill już się nagrzewał, a goście powoli przybywali. Było późne popołudnie, dlatego zaplanowano, że gdy już się ściemni, włączy się światła, które rozświetlą czarną kurtynę nocy. Laura wróciła do domu i skierowała się do kuchni, w której stała Spencer i dokańczała przygotowania kulinarne.
-I co? Już przyszedł? - rudowłosa spytała przyjaciółkę. Oczywiście miała na myśli Liama.
-No właśnie nie. A Lynch'owie kiedy będą?
-Pisali, że już właśnie jadą.
-Dobra. Pomóc ci jakoś?
-Nie, dzięki.
-To ja pójdę wziąć szybki prysznic i przebrać się, bo mam wrażenie, że cuchnę mięsem... - powiedziała brunetka, a Spencer kiwnęła głową ze zrozumieniem.
Laura pognała po schodach do swojego pokoju, gdzie weszła do prywatnej łazienki. Dziewczyna zaczęła się kąpać i już po niecałych dziesięciu minutach wyszła spod prysznica. Założyła bieliznę, owinęła się ręcznikiem i poprawiła makijaż. Gdy skończyła, wyszła z łazienki i zerknęła co ma w swojej szafie. Stała chwilę przed nią, gdy usłyszała, że ktoś puka i otwiera drzwi do jej pokoju.
-Hej, pożyczyłabyś sweterek? - spytała Spencer stojąc w progu.
-Jasne, który?
-Ten jasny z ciemnymi wzorami.
-Dobra - powiedziała, chwyciła sweter z szafy i podała go przyjaciółce.
-Dzięki, a ty w co się ubierasz?
-Pewnie w sukienkę.
-Ok. To ja idę się umyć. Lynch'owie już przyszli, ale Liam jeszcze się nie zjawił, więc miej Rydel na oku - powiedziała i pospiesznie wyszła z pokoju brunetki.
Laura uśmiechnęła się lekko rozbawiona zachowaniem i pełnym zaangażowaniem przyjaciółki. Jeszcze raz spojrzała na swoje ubrania i zaczęła szukać jakieś odpowiedniej sukienki. W końcu ją znalazła. Zadowolona z wyboru nałożyła ją na siebie. Gdy próbowała zapiąć suwak, który był z tyłu sukienki, ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę - powiedziała nie patrząc nawet kto wchodzi do pokoju. Brunetka męczyła się z zapinaniem sukienki, gdy poczuła oddech na swojej szyi.
-Pomogę ci - szepnął Ross ujmując suwak w swoje dłonie.
Dziewczynę przeszły przyjemne ciarki słysząc jego głos. Blondyn odgarnął włosy brunetki z pleców i powoli zaczął zasuwać tył sukienki. Gdy skończył, delikatnie musnął ustami jej odkryte ramiona. Laura przymknęła powieki zadowolona. Chłopak pocałował szyję dziewczyny, a brunetka odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego.
-Wszyscy są tutaj - przypomniała, a Ross westchnął.
-Nawet pocałować cię nie mogę - powiedział zawiedziony, a Laura chwyciła go za rękę i uścisnęła ją lekko.
-Wytrzymasz - oznajmiła z lekkim uśmiechem.
I w tym momencie drzwi do pokoju się otworzyły.
-Lau, a pożyczysz mi ten naszyj... O hej, Ross - powiedziała widząc chłopaka. Brunetka niezauważalnie puściła dłoń blondyna.
-Który naszyjnik? - Marano spytała z uśmiechem i podeszła do przyjaciółki.
-To ja wrócę już na dół i może w czymś pomogę - powiedział Lynch i wyszedł z pokoju.
-Co on tu robił? - spytała rudowłosa.
-Przyszedł porozmawiać - odpowiedziała i spojrzała na Spencer - To który naszyjnik chciałaś pożyczyć?
-O ten - wskazała palcem na wymarzoną biżuterię.
-Dobra, masz. Idź się przebierz, a ja lecę na dół pilnować Rydel - postanowiła brunetka i obydwie wyszły z pokoju kierując się w swoje strony.
Laura zeszła po schodach do salonu i przeszła do kuchni, gdzie spotkała Toma i Rikera.
-Hej, wszyscy sąsiedzi już przyszli?
-Nie, jeszcze nie. Właśnie... Muszę iść pomóc Van witać gości. Lau, dokończysz za mnie? - spytał ją szwagier.
-Jasne - kiwnęła głową i podeszła do blatu, a mężczyzna szybkim krokiem wyszedł do ogrodu - Co robimy?
-Koreczki - odpowiedział Riker wykonując wspomnianą czynność. Brunetka kiwnęła głową i także zabrała się do pracy - Powoli wszyscy się zbierają. Dużo macie sąsiadów.
-To duża okolica.
-Racja.
-Wiesz gdzie jest Rydel?
-Gdzieś jest w ogrodzie z Maią i Raini. Czemu pytasz?
-Tak sobie. Stęskniłam się - powiedziała pokazując chłopaku język. Blondyn uśmiechnął się szczerze.
-Tak w ogóle Josh cię szukał.
-Josh? - spytała zdziwiona.
-Chciał porozmawiać - powiedział i w tym samym momencie po schodach zeszła Spencer.
-Co tam robicie? - spytała z szerokim uśmiechem. Wyglądała prześlicznie, a jej rozpuszczone rude włosy zmysłowo okalały twarz i idealnie pasowały do stroju.
Riker zawiesił chwilę wzrok na Spencer.
-Koreczki, laseczko - odpowiedział z uśmiechem, a przyjaciółka podeszła do niego i walnęła go w ramię.
-Idź podrywać inne dziewczyny.
-Jakie?
-Na przykład Mayers.
-A kto to? Blondynka? Brunetka? Ładna?
-Śliczna - powiedziała rudowłosa.
-Naprawdę?
-Tak - przytaknęła Laura - Jak na osiemdziesięcioletnią mężatkę jest naprawdę całkiem całkiem.
I obydwie dziewczyny wybuchły szczerym śmiechem i przybiły sobie piątkę.
-Zabawne... - powiedział naburmuszony Riker.
-I tak nasz kochasz - zauważyła rudowłosa z uśmiechem.
-Riker sam dokończysz te koreczki? I zaniesiesz je potem na stół w ogrodzie? Bo ja ze Spencer musimy znaleźć dziewczyny i z nimi pogadać - wytłumaczyła Laura, a blondyn kiwnął głową.
-Dobra...
-Dzięki, to idziemy - Marano pociągnęła przyjaciółkę za rękę i obydwie wyszły do ogrodu, gdzie panował ruch.
Było od groma ludzi, którzy rozmawiali, śmiali się i zajadali pysznymi przekąskami. Dziewczyny przecisnęły się między wszystkimi gośćmi szukając swoich przyjaciółek i chłopaka, na którym przyjściu bardzo im zależało. Po chwili znalazły Lynch'ów oraz resztę swojej paczki i szybko do nich podeszły.
-Hej - przywitały się radośnie.
-No siemka - uśmiechnął się Ell.
-Co wy wszystkie takie wystrojone, co? - zapytał Calum patrząc na dziewczyny.
Maia, Rydel, Spencer, Raini oraz Laura były ubrane w sukienki albo spódniczki. W każdym razie każde z nich wyglądały ślicznie.
-Dla was - odpowiedziała Mitchell uśmiechając się szeroko do przyjaciół.
-Chłopaki, my też wyglądamy niczego sobie - zauważył Josh poprawiając kołnierz swojej marynarki.
Prawda. Każdy wyglądał zjawiskowo.
-Kochani, zaraz zaczynami grillować kiełbaski, szaszłyki i inne mięsa. Pomożecie? - spytała nagle Van podchodząc do grupki.
-My pomożemy! - zaoferowali się Ell i Rocky.
-NIE! - powiedziały niemalże równocześnie siostry Marano. Wszyscy się na nie spojrzeli.
-Bez urazy chłopcy, ale wolę, żeby nic tu nie spłonęło - wyznała Vanessa i chwyciła Rossa za ramię - Chodź, ty mi pomożesz. Ufam, że nic nie podpalisz - powiedziała i pociągnęła blondyna w stronę grilla, przy którym stał też Tom.
-To co robimy? - spytał nagle Ryland.
-Tańczymy! - krzyknął Riker pojawiając się przy przyjaciołach i porwał Spencer do tańca.
-Ratunku! - zawyła rozbawiona rudowłosa, ale już po chwili śmiała się tańcząc w rytm muzyki.
I tak Ell zaczął tańczyć z Raini, a Rocky z Maią. Laura stała wraz z Rylandem, Joshem, Calumem i Rydel rozmawiając. Jednak brunetka kątem oka patrzyła czy przypadkiem sąsiad zza płotu w końcu nie przybędzie na sąsiedzkiego grilla.
-Laura? - usłyszała nagle głos przyjaciela.
-Tak? - spytała Josha unosząc wysoko brwi z zaciekawienia.
-Zatańczysz?
-Umm... Jasne - odpowiedziała i w tym samym momencie zobaczyła upragnionego gościa - Oj, przepraszam. Teraz nie mogę. Muszę pójść przywitać gości jako gospodarz - powiedziała, uśmiechnęła się przepraszająco i poszła szybkim krokiem w kierunku Brytyjczyka - Liam, prawda?
-Yyy...Tak.
-Laura - brunetka przywitała się z brunetem - W imieniu gospodarza domu witam w naszych skromnych progach na sąsiedzkim grillu.
-Dziękuję bardzo - odpowiedział z uśmiechem.
-Zapraszam do zabawy, tańczenia, rozmów i jedzenia. Rydel! - krzyknęła do przyjaciółki, która słysząc swój głos od razu odwróciła się w jej kierunku. Brunetka pokazała jej, aby ta natychmiast podeszła i blondynka po sekundzie stała już obok nich - Zajmiesz się Liamem? Ja mam straaasznie dużo roboty w kuchni.
-Przecież już wszystko jest goto...
-Idźcie sobie już! Tańczyć, śpiewać czy się obżerać! Wszystko mi jedno! - powiedziała szybko i popchała ich w stronę, gdzie było miejsce do tańczenia.
Marano odetchnęła i odwróciła się w stronę domu.
-Mam cię - usłyszała głos przyjaciela - Teraz zatańczymy i mi się nie wymigasz - oznajmił Josh i zaciągnął dziewczynę do tańca.
Nastolatki tańczyli śmiejąc się i wygłupiając do rytmów muzyki, a na to wszystko kątem oka patrzył Ross, który nadal stał przy grillu. Blondyn wiedział, że to zwykły przyjacielski taniec, ale i tak czuł się lekko zazdrosny, bo to on przecież powinien z nią tańczyć. Przecież to oni ze sobą chodzą...
-Aaauu! - Ross krzyknął nagle, gdy poczuł, że jego dłoń się przypala.
-Chłopaku, uważaj - powiedział Tom i spojrzał na oparzenie na dłoni blondyna - Idź do domu i oblej to zimną wodą - rozkazał, a Lynch kiwnął głową i od razu poszedł zrobić to, co mu kazano.
W tym samym czasie Rydel i Liam tańczyli ze sobą rozmawiając przy tym:
-To mówisz, że pochodzisz z Anglii?
-Tak, dokładniej Londynu.
-To jak się tutaj znalazłeś?
-Mam tu rodzinę, więc przyjechałem tutaj studiować marketing - odpowiedział i okręcił blondynkę, a potem ją znów do siebie przybliżył prowadząc w tańcu.
-Marketing? To umiesz wciskać ludziom to, czego nawet nie potrzebują?
-Na razie się tego uczę, ale tak.
-Udowodnij - blondynka rzuciła mu wyzwanie z uśmiechem. Chłopak patrzył na nią chwilę i w końcu odwzajemnił jej gest.
-Sama tego chciałaś - odpowiedział i pociągnął ją za rękę w stronę sąsiadów - Witam Panie Gold, mógłbym zamienić z Panem słówko? - spytał starszego pana we flanelowej koszuli.
-Oczywiście.
-Mam dla Pana świetną propozycję. Tu, oto ta młoda, a jakże piękna dama szuka mężczyzny do ożenku. Jest zgrabna, błyskotliwa, a jakże silna! Mogłaby naprawić zepsuty płot czy cieknący kran w łazience! Mówię Panu... Same zalety i sama słodycz, a ona może zostać pańską żoną, jeśli okaże Pan zainteresowanie tą młodą panną - powiedział Liam, a Rydel cicho zachichotała pod nosem.
Starszy mężczyzna spojrzał na dziewczynę i zmrużył oczy.
-Panie! Co Pan? Czwarty raz się mam żenić? Chce Pan, żebym zwariował?! - spytał i z niedowierzaniem w oczach odszedł od dwójki nastolatków.
-Sprzedasz wszystko, tak? - spytała z uśmiechem.
-A myślisz, że ty sobie poradzisz? - spytał, a blondynka wzruszyła ramionami, pociągnęła go w stronę jakiejś starszej kobiety i stanęli przed nią.
-Dzień dobry, mamy dla Pani bardzo atrakcyjna ofertę! Otóż ten oto jakże dobrze zbudowany mężczyzna, nie bojący się niczego, kochający kotki i porcelanowe laleczki, szuka żony. Pochodzi z Anglii także coroczne wakacje w Londynie gwarantowane! Jest pani zainteresowana? - spytała, a staruszka spojrzała na Liama - Tylko ma on jedną w wadę... - powiedziała szeptem - Po północy zmienia się w Pumbe z "Króla Lwa" i nie daje się z nim wytrzymać. Wie Pani... Te gazy... - dodała Rydel, a brunet lekko trącił ją w ramię czym spowodował uśmiech na twarzy dziewczyny.
-Ooo kochanie! Z miłą chęcią zgarnęłabym takiego przystojnego młodzieńca, ale wiesz... Ja już od kilkudziesięciu lat mam swojego Pumbę i nie zamieniłabym go za żadne skarby - powiedziała z uśmiechem i odeszła powoli człapiąc do swojego męża.
-Pumba? I gazy? - spytał Liam, a Delly zaczęła się śmiać - Ty wiesz, że nie powinnaś podawać żadnych wad, gdy komuś coś oferujesz?
-Ale tą wadą podbiłam jej serce - odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-Kochani! Zapraszam was na jedzenie z grilla! - wszyscy usłyszeli wołającego uśmiechniętego Toma. Liam spojrzał na Rydel i po chwili się uśmiechnął.
-Idziemy? - spytał, a dziewczyna kiwnęła głową odwzajemniając gest i obydwoje skierowali się w stronę wszystkich gości.
* * * * *
Ściemniło się, dlatego zapalono lampki w ogrodzie, które nadały magicznego uroku. Parę rodzin z dziećmi już musiało opuścić imprezę ze względu na późną porę. Dochodziła 21, a maluchy trzeba umyć i położyć spać. Mimo że kilka osób wyszło już z grilla, to i tak nadal było sporo ludzi.
Goście nadal siedzieli w ogrodzie, albo przeszli do domu do salonu, ponieważ powoli robiło się zimno. Chłopcy Lynch'owie wraz z Ellem grali we frisbee. Tak, bawili się talerzem. Ci mężczyźni... jak neandertalczycy.
Laura właśnie wyszła z salonu na taras szukając Rossa. Prawie przez całą imprezę nie zamienili ani słowa, bo blondyn był ciągle zajęty grillem, a brunetka zajmowała się gośćmi mając ręce pełne roboty. Młodsza Marano spojrzała na chłopaków i lekko się uśmiechnęła widząc ich radość z rzucania talerzem. Dziewczyna już miała podejść do nich, gdy zatrzymała ją Vanessa.
-Widziałaś gdzieś Toma?
-Nie, a co?
-Bo szukam go, aby rozpalił jeszcze raz grilla. Ludzie zgłodnieli - uśmiechnęła się uroczo.
-Nie widziałam go, ale przecież ktoś inny może to zrobić.
-Racja - czarnowłosa przytaknęła i odwróciła się w stronę chłopaków - Ross! Nagrzejesz grilla?! - zawołała, a blondyn pokiwał przecząco głową i pokazał dłoń, która była obandażowana. Laura zmrużyła oczy ze zdziwienia widząc to - Dobra... Dzięki! Chyba muszę znaleźć Toma.
-A nie możesz spytać, któregoś z chłopaków?
-Co ty, chcesz, żeby mi dom spalili? - uśmiechnęła się rozbawiona i weszła do domu.
Laura już chciała podejść do Rossa, aby spytać się go o to, co mu się w dłoń stało, gdy podbiegła do niej Maia.
-Lau, chodź do mnie. Calum mnie maltretuje - powiedziała rozbawiona i w tym samym momencie podbiegł do nich wspomniany chłopak.
-Dziewczyny! Tańczymy! - zawołał i zaciągnął dziewczyny do tańca.
W tym samym momencie Rydel i Liam siedzieli na krawędzi basenu i moczyli sobie stopy.
-Przyjemnie tu - odezwał się brunet - Ta cała impreza sąsiedzka jest taka... rodzinna? Wszyscy się dogadują i dobrze się bawią.
-Racja - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Widać było na niej rozmarzenie. Noc, światła... Prawie jak w Paryżu.
-Masz świetnych braci i przyjaciół.
-Prawda, poszczęściło mi się - przyznała patrząc na niego. Liam spoglądał na nią i po chwili uśmiechnął się lekko.
-Pięknie jest tutaj - powiedział nie odrywając od niej wzroku.
-To przez te światła...
-Które odbijają się w twoich oczach...
-Ty wiesz jak to zapalić?!
-Wiem!
Rydel i Liam usłyszeli znajome głosy i od razu spojrzeli w tamtym kierunku. Rocky i Ell majsterkowali coś przy grillu.
-Tutaj trzeba dać ogień - powiedział Ell.
-Jesteś pewien? - spytał Rocky.
-Tak, tak... - wyznał i w tym samym momencie buchnął ogień, tak duży, że prawie objął pobliskie drzewo. Chłopcy, aż upadli na ziemię. Wszyscy spojrzeli na nich zszokowani.
-Co wyście zrobili?! - krzyknęła Vanessa wybiegając z domu - Mieliście tego nie ruszać!
-Nic nie mówiłaś! - odburknął Ratliff.
-Mówiłam! - krzyknęła i w tym samym momencie wszyscy usłyszeli głośne miałczenie kota.
-Co to było? - spytał Rocky i nagle z drzewa spadło wspomniane zwierzę i zaczęło biegać w kółko i drzeć mordkę. Czemu? Bo ogon mu się palił.
-Co mu zrobiliście?! - spytała przerażona Vanessa.
-My nic!
-To kot sąsiadów! Ratujcie go!
Rocky wraz z Ellem zaczęli go gonić.
-Wody, wody!
-Do basenu z łajdakiem!
-Aaaaa! On się fajczy!
-Kot z grilla, kto zamawiał?!
-Zaraz was uduszę! - krzyknęła wkurzona Van.
Chłopcy zebrali się w sobie, złapali kota i z jego palącym się ogonem podbiegli do basenu.
-Z drogi! - zawołał Rocky, ale Liam wraz z Rydel nie zdążyli uciec i Ratliff wpadł na nich czym spowodował, że wszyscy we czwórkę wraz zezwierzakiem wpadli do basenu.
-Uratowany! - krzyknął Rocky pokazując światu mokrego i ugaszonego kota.
-No popatrz Rydel - powiedział Liam, a blondynka spojrzała na niego - Coś mamy z tym basenem. Lubisz do niego wpadać - zauważył z uśmiechem, a dziewczyna wybuchła szczerym śmiechem.
-To chyba nasza tradycja.
* * * * *
Sąsiedzi powoli opuszczali dom sióstr Marano, dlatego też Laura stała w kuchni i zmywała brudne naczynia. Dziewczyna nuciła jakieś piosenki pod nosem, gdy obok niej pojawił się Ross.
-Pomóc ci? - spytał, a brunetka spojrzała na dłoń chłopaka.
-Ty chyba nie pozmywasz. Co ci się stało?
-Oparzyłem się przy grillu.
-Kiedy?
-Praktycznie na samym początku, a co?
-Tak pytam. I sam sobie ją opatrzyłeś? Lewą ręką?
-Nie. Spencer to za mnie zrobiła.
Laura wyłączyła wodę.
-Aha.
-Co?
-Nic - odpowiedziała wycierając mokre dłonie w ręcznik.
-Jesteś zazdrosna.
-Nie jestem.
-Jesteś.
-Nie.
-Tak - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
-Wcale nie.
-Oczywiście, że jesteś - wymruczał jej do ucha i zaczął łaskotać. Brunetka zaczęła się szczerze śmiać próbując mu się wyrwać, ale nie udało jej się to, bo chłopak mocno ją objął.
-Zostaw mnie!
-Nie.
-No puść mnie! - krzyczała rozbawiona.
-No no no. Widzę, że dobrze się tutaj bawicie - powiedziała Spencer wchodząc do kuchni wraz z Rikerem.
Laura i Ross natychmiast się od siebie oderwali.
-Eee... Ja chyba powinienem sprawdzić czy nie pomóc sprzątać w ogrodzie - powiedział blondyn i wyszedł z kuchni.
-A ja pójdę do pokoju zadzwonić do mamy. Poradzicie sobie? - spytała, a przyjaciele kiwnęli głowami. I sekundę później Marano zniknęła z pomieszczenia.
Spencer i Riker spojrzeli po sobie zdziwieni.
-Dziwni są...
-Laura ostatnio często ucina rozmowy na temat twojego braciszka.
-A Ross jest jakiś taki nerwowy, ale to od czasu tego koncertu, na którym był z Savannah.
Rudowłosa momentalnie spojrzała na chłopaka.
-O jakim koncercie mówisz?
-No o tym The NBHD.
-Ale on na nim nie był z Sav...
-Nie? To z kim? - spytał zdziwiony.
-Z Laurą.
-Naprawdę?
-Jestem tego pewna.
-I od tamtego czasu się dziwnie zachowują?
-W rzeczy samej...
-Coś musiało się wydarzyć... Tylko co? - spytał Riker patrząc na dziewczynę, która się chytrze uśmiechnęła.
-Trzeba będzie to sprawdzić.


--------------
¡Hola! :D
Normalnie umieram. Dosłownie. Jestem tak wykończona! Ale dodałam! Prosiliście mnie, więc napisałam. Widzicie jak bardzo was kocham? <3
Zasypiam i wszystko mnie boli, więc rano poprawię rozdział. Także za wszelkie błędy z góry PRZEPRASZAM! Liczę na LICZNE KOMENTARZE! :*
Całuję! :*