*Narrator*
-Zamknięto nas tu - Laura powiedziała szybko.
-Właśnie dlatego tutaj jestem. Jonah się wygadał - poinformował ich Peter.
Brunetka kiwnęła głową. Nagle zobaczyła za mężczyzną sylwetkę swojego brata. Dziewczyna zmarszczyła groźnie brwi.
-Oj, pożałujesz tego! - syknęła i ruszyła na chłopaka. Jedenastolatek otworzył tylko szerzej oczy i od razu zaczął uciekać. Brunetka ścigała swojego brata po korytarzach, aż do planu serialu. Obydwoje wpadli tam jak torpeda i zaczęli się ganiać. Tylko przez ten czas złość Laury minęła i oboje zaczęli się po prostu śmiać. Biegali pomiędzy ludźmi, sprzętami i meblami na scenie. W końcu roześmiana brunetka złapała swojego brata i chwyciła go w pasie - Mam cię!
-Hahahaha! Nie! - krzyczał rozbawiony, gdy jego siostra podniosła go lekko do góry - Puść mnie! - prosił, ale brunetka nie zamierzała się tak szybko poddać.
-Nie ma mowy, zapłacisz za swoje żarty - zapowiedziała i zaczęła go łaskotać. Chłopiec zaczął wić się ze śmiechu.
Stali tak na środku planu i śmiali się w niebo głosy. Nic innego nie było w tym momencie dla nich ważne. Byli oni. Siostra i brat. Nie widzieli się długi czas, a oni odczuwali tęsknotę każdego dnia. Po rozwodzie ich rodziców i przeprowadzce Vannesy, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej niż byli przedtem. Jednak zawsze we trójkę tworzyli i będą tworzyć Trzech Muszkieterów. Nazywali się tak od zawsze, odkąd tylko pamiętają. A dlaczego? Bo zawsze byli sobie bliscy jak nikt inny, rozumieli się bez słów, a każde kłótnie kończyły się śmiechem. Są prawdziwym rodzeństwem, które znalazło wspólny język i postanowili to wykorzystać. I to im się udało. Mimo dużej różnicy między dziewczynami a chłopcem.
-A co tu się dzieje? - ktoś nagle spytał. Laura i Jonah jak oparzeni przestali się łaskotać i spojrzeli na kobietę stojącą przed nimi - Beze mnie się bawicie? - Van uśmiechnęła się szeroko i dołączyła do łaskotania rodzeństwa. We trójkę śmiali się jak wariaci. W końcu byli razem.
-Chyba dzisiaj już nic nie nakręcimy - Raini stwierdziła z uśmiechem stojąc i wpatrując się z Rossem, Calumem oraz Peterem w rodzeństwo Marano.
-Zamknięto nas tu - Laura powiedziała szybko.
-Właśnie dlatego tutaj jestem. Jonah się wygadał - poinformował ich Peter.
Brunetka kiwnęła głową. Nagle zobaczyła za mężczyzną sylwetkę swojego brata. Dziewczyna zmarszczyła groźnie brwi.
-Oj, pożałujesz tego! - syknęła i ruszyła na chłopaka. Jedenastolatek otworzył tylko szerzej oczy i od razu zaczął uciekać. Brunetka ścigała swojego brata po korytarzach, aż do planu serialu. Obydwoje wpadli tam jak torpeda i zaczęli się ganiać. Tylko przez ten czas złość Laury minęła i oboje zaczęli się po prostu śmiać. Biegali pomiędzy ludźmi, sprzętami i meblami na scenie. W końcu roześmiana brunetka złapała swojego brata i chwyciła go w pasie - Mam cię!
-Hahahaha! Nie! - krzyczał rozbawiony, gdy jego siostra podniosła go lekko do góry - Puść mnie! - prosił, ale brunetka nie zamierzała się tak szybko poddać.
-Nie ma mowy, zapłacisz za swoje żarty - zapowiedziała i zaczęła go łaskotać. Chłopiec zaczął wić się ze śmiechu.
Stali tak na środku planu i śmiali się w niebo głosy. Nic innego nie było w tym momencie dla nich ważne. Byli oni. Siostra i brat. Nie widzieli się długi czas, a oni odczuwali tęsknotę każdego dnia. Po rozwodzie ich rodziców i przeprowadzce Vannesy, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej niż byli przedtem. Jednak zawsze we trójkę tworzyli i będą tworzyć Trzech Muszkieterów. Nazywali się tak od zawsze, odkąd tylko pamiętają. A dlaczego? Bo zawsze byli sobie bliscy jak nikt inny, rozumieli się bez słów, a każde kłótnie kończyły się śmiechem. Są prawdziwym rodzeństwem, które znalazło wspólny język i postanowili to wykorzystać. I to im się udało. Mimo dużej różnicy między dziewczynami a chłopcem.
-A co tu się dzieje? - ktoś nagle spytał. Laura i Jonah jak oparzeni przestali się łaskotać i spojrzeli na kobietę stojącą przed nimi - Beze mnie się bawicie? - Van uśmiechnęła się szeroko i dołączyła do łaskotania rodzeństwa. We trójkę śmiali się jak wariaci. W końcu byli razem.
-Chyba dzisiaj już nic nie nakręcimy - Raini stwierdziła z uśmiechem stojąc i wpatrując się z Rossem, Calumem oraz Peterem w rodzeństwo Marano.
* * * * *
*Dwa dni później - piątek*
Dni mijały w niesamowicie szybkim tempie. Czas leciał, a rodzina Marano spędzała ze sobą możliwie najwięcej czasu. Grali, jedli wspólnie posiłki, rozmawiali i śmiali się. Po prostu byli ze sobą. W komplecie. No prawie... Już od dawna ich rodzina jest niepełna, ale oni poradzili sobie z tym i stworzyli zupełnie nową rodzinę. Bez pana Marano.
-Mamo, mamo patrz! Widzisz to? To jest garderoba Laury! - podekscytowany Jonah ciągał swoją mamę po różnych pomieszczeniach i zakamarkach studia. Czuł się tutaj jak ryba w wodzie, mimo że w tym budynku spędził dopiero dwa dni - Widzisz jaka wielka?
Oczy chłopca świeciły jak iskierki. Wszystko, co znajdowało się w studiu, go zachwycało i fascynowało. Nie mógł uwierzyć, że jego siostra pracuje w tak wspaniałym miejscu.
-Rzeczywiście duża - powiedziała pani Marano, która weszła do wspomnianego pomieszczenia - Mógłbyś pobawić się tutaj w chowanego.
-Bez przesady, aż taka wielka nie jest - powiedziała z uśmiechem Laura opierając się o framugę drzwi.
-A poza tym ja jestem już za duży na grę w chowanego - chłopczyk dodał dumnie.
-No jasne, jakoś ostatnio ci to nie przeszkadzało - zauważyła brunetka, a brat uśmiechnął się szeroko i pokazał jej język.
-Uważaj z tym językiem, bo ktoś ci może go zaraz wyrwać - powiedziała Laura mrużąc oczy.
-Ten ktoś by nie dał rady - oznajmił zadowolony.
-A przekonamy się? - spytała podchodząc do niego, a chłopak zaczął uciekać przed siostrą.
-Kochani, uspokójcie się proszę - powiedziała mama i zwróciła się do Jonah - Może pójdziesz po jakiegoś batona na stołówkę? - zaproponowała, a syn uśmiechnął się szeroko.
-Naprawdę?
-Tak - odpowiedziała pani Marano i wręczyła mu banknot.
-Dziękuje - powiedział, schował pieniądze do kieszeni i wybiegając z pomieszczenia krzyknął - Ross! Ross idziemy coś zjeść?!
Na twarzy Laury i Ellen pojawił się szeroki uśmiech. Nic nie sprawiało im radości jak szczęście ich bliskich.
-Widzę, że dobrze ci się powodzi - oznajmiła kobieta podchodząc do córki i obejmując ją jednym ramieniem.
-Tak, chyba lepiej być nie mogło - brunetka uśmiechnęła się lekko.
-Oglądamy cię w każdą niedzielę.
-Naprawdę?
-Oczywiście, to nasz mały rytuał - kąciki ust Ellen uniosły się do góry.
-Dziękuję.
-Nie masz za co, kochanie. Wiesz, że my zawsze będziemy cię wspierać - powiedziała i nastała chwila ciszy. To było przyjemne milczenie, podczas którego delektowano się swoją wspólną obecnością. Jednak coś trapiło kobietę, która czuła, że musi o coś spytać - Laura... - wspomniana brunetka spojrzała na swoją mamę - A nie przeszkadza ci to, że musisz grać na pianinie w tym serialu? - spytała będąc gotowa na wybuch ze strony córki, ale, ku jej zdziwieniu, dziewczyna zareagowała inaczej.
Laura westchnęła ciężko i spuściła wzrok z Ellen.
-Przeszkadza i to bardzo, dobrze o tym wiesz. Jednak... to moja praca. Postać, którą gram jest mocno związana z muzyką i dlatego ja też muszę, chociaż na te parę minut. Taka moja rola - powiedziała i odsunęła się od mamy - Mimo wszystko, wolę o tym nie rozmawiać. Pójdę przypomnieć Jonah, że wybieramy się ze wszystkimi na plażę - oznajmiła wymijająco i wyszła ze swojej garderoby.
Ellen Marano stała na środku pomieszczenia zastanawiając co się przed chwilą stało. Laura nie wybuchnęła gniewem na wspomnienie o muzyce. Można było powiedzieć, że przyjęła to ze spokojem. A to nie było częste w tym temacie. Ta reakcja zdziwiła kobietę, ale zarazem ucieszyła, ponieważ pierwszy raz, od tylu lat, zobaczyła iskrę nadziei, że Laura w końcu przestanie wyładowywać swój gniew, spowodowanym sytuacją z ojcem, na muzyce.
Dni mijały w niesamowicie szybkim tempie. Czas leciał, a rodzina Marano spędzała ze sobą możliwie najwięcej czasu. Grali, jedli wspólnie posiłki, rozmawiali i śmiali się. Po prostu byli ze sobą. W komplecie. No prawie... Już od dawna ich rodzina jest niepełna, ale oni poradzili sobie z tym i stworzyli zupełnie nową rodzinę. Bez pana Marano.
-Mamo, mamo patrz! Widzisz to? To jest garderoba Laury! - podekscytowany Jonah ciągał swoją mamę po różnych pomieszczeniach i zakamarkach studia. Czuł się tutaj jak ryba w wodzie, mimo że w tym budynku spędził dopiero dwa dni - Widzisz jaka wielka?
Oczy chłopca świeciły jak iskierki. Wszystko, co znajdowało się w studiu, go zachwycało i fascynowało. Nie mógł uwierzyć, że jego siostra pracuje w tak wspaniałym miejscu.
-Rzeczywiście duża - powiedziała pani Marano, która weszła do wspomnianego pomieszczenia - Mógłbyś pobawić się tutaj w chowanego.
-Bez przesady, aż taka wielka nie jest - powiedziała z uśmiechem Laura opierając się o framugę drzwi.
-A poza tym ja jestem już za duży na grę w chowanego - chłopczyk dodał dumnie.
-No jasne, jakoś ostatnio ci to nie przeszkadzało - zauważyła brunetka, a brat uśmiechnął się szeroko i pokazał jej język.
-Uważaj z tym językiem, bo ktoś ci może go zaraz wyrwać - powiedziała Laura mrużąc oczy.
-Ten ktoś by nie dał rady - oznajmił zadowolony.
-A przekonamy się? - spytała podchodząc do niego, a chłopak zaczął uciekać przed siostrą.
-Kochani, uspokójcie się proszę - powiedziała mama i zwróciła się do Jonah - Może pójdziesz po jakiegoś batona na stołówkę? - zaproponowała, a syn uśmiechnął się szeroko.
-Naprawdę?
-Tak - odpowiedziała pani Marano i wręczyła mu banknot.
-Dziękuje - powiedział, schował pieniądze do kieszeni i wybiegając z pomieszczenia krzyknął - Ross! Ross idziemy coś zjeść?!
Na twarzy Laury i Ellen pojawił się szeroki uśmiech. Nic nie sprawiało im radości jak szczęście ich bliskich.
-Widzę, że dobrze ci się powodzi - oznajmiła kobieta podchodząc do córki i obejmując ją jednym ramieniem.
-Tak, chyba lepiej być nie mogło - brunetka uśmiechnęła się lekko.
-Oglądamy cię w każdą niedzielę.
-Naprawdę?
-Oczywiście, to nasz mały rytuał - kąciki ust Ellen uniosły się do góry.
-Dziękuję.
-Nie masz za co, kochanie. Wiesz, że my zawsze będziemy cię wspierać - powiedziała i nastała chwila ciszy. To było przyjemne milczenie, podczas którego delektowano się swoją wspólną obecnością. Jednak coś trapiło kobietę, która czuła, że musi o coś spytać - Laura... - wspomniana brunetka spojrzała na swoją mamę - A nie przeszkadza ci to, że musisz grać na pianinie w tym serialu? - spytała będąc gotowa na wybuch ze strony córki, ale, ku jej zdziwieniu, dziewczyna zareagowała inaczej.
Laura westchnęła ciężko i spuściła wzrok z Ellen.
-Przeszkadza i to bardzo, dobrze o tym wiesz. Jednak... to moja praca. Postać, którą gram jest mocno związana z muzyką i dlatego ja też muszę, chociaż na te parę minut. Taka moja rola - powiedziała i odsunęła się od mamy - Mimo wszystko, wolę o tym nie rozmawiać. Pójdę przypomnieć Jonah, że wybieramy się ze wszystkimi na plażę - oznajmiła wymijająco i wyszła ze swojej garderoby.
Ellen Marano stała na środku pomieszczenia zastanawiając co się przed chwilą stało. Laura nie wybuchnęła gniewem na wspomnienie o muzyce. Można było powiedzieć, że przyjęła to ze spokojem. A to nie było częste w tym temacie. Ta reakcja zdziwiła kobietę, ale zarazem ucieszyła, ponieważ pierwszy raz, od tylu lat, zobaczyła iskrę nadziei, że Laura w końcu przestanie wyładowywać swój gniew, spowodowanym sytuacją z ojcem, na muzyce.
* * * * *
-Zagramy w siatkówkę? - zaproponowała z uśmiechem Maia
stojąc przed swoimi przyjaciółmi oraz ich rodzicami.
W piątkowy wieczór rodzina Lynch oraz Marano wraz z rodzicami oraz przyjaciółmi nastolatków wybrała się na plażę, by spędzić wspólnie czas grając w gry i jedzeniu wcześniej przygotowanych posiłków na piknik. Stormie, Mark oraz Ellen bardzo dobrze się dogadywali, dlatego zajęli się swoim towarzystwem kompletnie zapominając o swoich dzieciach, którzy wykorzystywali każdą sekundę jak najlepiej potrafili.
-No jasne, grajmy! - powiedział podekscytowany Ross wstając z koca i podszedł do Mitchell - Kto się dołącza?
-Wszyscy, bez wyjątków - zapowiedział Ell i mrugnął porozumiewawczo do Jonah, który natychmiast uśmiechnął się szeroko.
I tak zaczęli grać w siatkówkę. Gra toczyła się między nastolatkami, nawet Tom i Vanessa dołączyli. Nie obyło się bez głośnych śmiechów, krzyków, dopingów i zażaleń. Przyjemnie było im uczestniczyć w meczu siatkówki przy tak delikatnym wietrze, który otulał i ochładzał ich ciała swoim dotykiem. A słońce, które powoli zachodziło, lśniło na niebie rozlewając wokół siebie paletę intensywnych kolorów. Widok był tak niesamowity i niepowtarzalny, że aż nie do uchwycenia.
W pewnym momencie Riker, widząc nadlatującą piłkę, podskoczył wysoko i ściął ją bardzo mocno. Ona poleciała na pole przeciwnej drużyny, ale przy tym uderzyła w głowę Savannah. Oszołomiona silnym ciosem blondynka upadła, gdy poczuła, że nagle uginają jej się pod nią kolana. Wszystkim oczy otworzyły się szeroko z przerażenia.
-Sav? - Ross podbiegł szybko do dziewczyny i ukucnął obok niej - Wszystko dobrze? - spytał patrząc na nią. Dziewczyna kiwnęła lekko głową.
-Tak, tak - powiedziała cicho, jakby siła uderzenia odebrała jej mowę.
-Pójdę po lód - oznajmił Riker, który czuł się winny tego małego wypadku. Wrócił biegiem po zaledwie paru sekundach i wręczył dziewczynie worek z lodem - Bardzo cię przepraszam.
-Nic nie szkodzi, zagapiłam się - powiedziała i uśmiechnęła się lekko do blondyna, który odetchnął z ulgą i odwzajemnił jej gest.
-Może zrobimy przerwę, co? - zaproponował Rocky, a wszyscy kiwnęli głowami.
-Chodź, pomogę ci z dojściem na koc - zaproponował Ross i wziął blondynkę na ręce, która cicho się zaśmiała przytrzymując worek lodu do obolałej głowy.
-W ten sposób nie pomagasz mi z dojściem tylko robisz to za mnie.
-A jest w tym duża różnica? - spytał z uśmiechem, który Savannah od razu odwzajemniła. Blondyn podszedł do koca i położył ją tam - Może przyniosę ci coś do picia, hmm? Co ty na to?
-Jak proponujesz to poproszę - powiedziała, a chłopak kiwnął głową i skierował się w stronę turystycznej lodówki, którą zabrali ze sobą. Obok niej stał Jonah.
-Co tam młody? Gdzie reszta?
-Poszli moczyć stopy nad wodę - poinformował go chłopiec i zerknął na Savannah leżącą na kocu - To twoja dziewczyna? - spytał, a Ross otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
-A czemu pytasz?
-Bo tak wyglądacie - wzruszył ramionami, a Lynch uśmiechnął się lekko i sięgnął po butelkę zimnej wody i coli z lodówki.
-Nie jesteśmy parą, ale wiesz... Czasem nie trzeba z kimś być, żeby czuć coś do tej osoby. Można spędzać ze sobą czas, kłócić się czy nawet nie odzywać do siebie, ale wystarczy, że zawsze będzie się trwało przy tej osobie.
-Czyli, że czujesz coś do Savannah? - spytał, a blondyn pokiwał przecząco głową.
-Tego nie powiedziałem.
-To dobrze - chłopiec odetchnął z ulgą.
-Ale dlaczego? - spytał zdziwiony.
-Bo wolałbym, żebyś był z moją siostrą - wypalił nagle, chwycił butelkę coli z lodówki i powolnym poszedł do reszty przyjaciół stojącymi nad oceanem.
Ross zaniemówił. Był zaskoczony tym, co usłyszał. Ale jeszcze bardziej dobiła go ta szczerość. Ta dziecięca i szczera opinia. Spojrzał na roześmianą Laurę, która w tym momencie ochlapywała wodą Rydel. Ross wpatrywał się przez chwilę w brunetkę i nagle pokiwał przecząco głową. Otrząsnął się i szybkim krokiem wrócił do leżącej na kocu Savannah.
W tym samym momencie Jonah szedł w stronę wybrzeża, a naprzeciwko niego szedł Josh.
-Co tam pijesz, młody?
-Cole.
-Wiesz, że to niezdrowe? - spytał podchodząc do niego i unosząc jedną brew. Chłopiec wzruszył ramionami.
-Jestem młody, przystojny i zdrowy. Nie straszny mi cukier w coli! - powiedział uśmiechając się szeroko i wziął dużego łyka napoju. Brunet pokiwał głową z niedowierzaniem uśmiechając się przy tym.
-Chyba udziela ci się towarzystwo Lynch'ów - stwierdził mając na myśli tekst młodego Marano o swojej urodzie.
-Może trochę - wzruszył ramionami i spojrzał ukradkiem na Rossa - Dlaczego oni nie są razem? - spytał, co Josha trochę zaskoczyło, bowiem nie spodziewał się takiego pytania.
-A czemu pytasz?
-No, bo spędzają ze sobą czas i widać, że się lubią to czemu nie są razem?
Proste przyczynowo-skutkowe myślenie dziecka. Skoro ktoś kogoś lubi powinien postarać się o tą osobę, prawda? Proste dla chłopca, lecz trochę bardziej skomplikowane dla starszych od niego osób.
-Wiesz... To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
-Problem w tym, że ja tu nie widzę żadnych komplikacji - odpowiedział szczerze Jonah i wziął łyka napoju. Brunet zmarszczył brwi zdezorientowany. Westchnął i usiadł na piasku, a jedenastolatek się do niego dosiadł.
-Czasem trzeba się po prostu bliżej poznać. Ludzie mogą się sobie podobać i lubić, ale jest potrzebne coś więcej. Wtedy nadchodzi czas rozmów i poznawania się.
-Ale oni wyglądają na to, że mają o czym rozmawiać.
-No mają, mają - przyznał brunet.
-To czemu nie są parą?
-Bo czasem trzeba sobie na to zapracować, nie ma tak łatwo od razu. Trzeba sprawić, żeby druga osoba ci zaufała i była pewna, że może na ciebie liczyć. Jednak najważniejsze jest uczucie łączące obojga. To ono nadaje sens i ono porusza oraz otwiera nasze serca na innych... - powiedział, a Jonah westchnął ciężko i spojrzał na ocean.
-Wiem coś o tym - wyznał, a Josh uniósł wysoko brwi.
-Jak to? - spytał zdziwiony, a chłopiec zamilkł - No mi możesz powiedzieć - powiedział z uśmiechem. Jedenastolatek ponownie westchnął.
-No bo jest taka Callie...
-Ktoś tu się zakochał? - spytał z szerokim uśmiechem i zaśmiał się przy tym dostał kuksańca w bok - Wybacz. Opowiadaj dalej.
-No i ona mi się strasznie podoba. Nawet zaprosiłem ją na lody.
-I co?
-Odmówiła.
Jonah wydawał się być rozczarowany i zasmucony faktem, że dziewczyna, która mu się podobała go odrzuciła. W sumie nic dziwnego.
-Naprawdę? - zdziwiony Josh nie mógł w to uwierzyć.
-Tak. Powiedziała, że nie umawia się z nieznajomymi.
-To wy się znacie?
-No właśnie znamy! Chodzimy do jednej klasy! - powiedział z lekka zdesperowany. O nie... Taki młody, a już się przejmuje dziewczynami? A co będzie w przyszłości? Drugim Rikerem to on raczej nie będzie - I nie rozumiem o co jej chodzi. Czy tak zwykle zachowują się dziewczyny? - spytał, a brunet otworzył szeroko oczy.
-Niestety nawet gorzej - szepnął.
-Co?
-Nic, nic. Słuchaj... Czasem dziewczyny lubią udawać niedostępne, ale lubią także czuć się silniejsze od faceta. To nie idzie w parze z naszym męskim ego, dlatego przeważnie dajemy im odczuć, że to one rządzą, choć tak naprawdę jest inaczej. To my sprawujemy władzę.
Jonah zmarszczył brwi zagubiony. Kompletnie nie zrozumiał o co chodziło brunetowi.
-To skomplikowane - stwierdził, a Josh wzruszył ramionami.
-Nie, jest w sumie całkiem proste.
-Mamy chyba odmienne pojęcia o znaczeniu prostoty - zauważył, a nastolatek uśmiechnął się lekko.
-No to zrób tak... Po prostu spędzaj z nią możliwie jak najwięcej czasu, poznawaj ją i daj jej możliwość, aby ona ciebie poznała. Bądź sobą, a jestem pewien, że jeszcze ona zaprosi cię na lody.
-Myślisz?
-Jestem tego pewien - powiedział i mrugnął do jedenastolatka.
-Cudownie!
-Co cudownie? - spytała nagle Laura podchodząc do chłopaków. Miała mokre nogi i lekko przemoczone krótkie spodenki i bluzkę.
-A nic, tak sobie gadamy - odpowiedział szybko brunet.
-Josh doradzał mi jak zdobyć Callie - oświadczył z szerokim uśmiechem - Dziękuję - zwrócił się do nastolatka i pobiegł w stronę przyjaciół nadal bawiących się przy brzegu.
Laura zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela.
-Jaką Callie?
-Jego ukochaną - mrugnął do niej.
-Mój braciszek się zakochał? - spytała uśmiechając się szeroko, a brunet kiwnął głową - Ale jak to od niego wyciągnąłeś? - spytała zaciekawiona.
Josh wzruszył ramionami.
-Talent - uśmiechnął się szeroko, a brunetka odwzajemniła jego gest.
-Rydel powiedziała mi przed chwilą, że jutro mają koncert. Wiedziałeś o nim?
-Tak.
Dziewczyna uniosła ręce do góry zrezygnowana.
-Czemu ja dowiaduję się zawsze ostatnia?
-Bo wolno łapiesz - zaśmiał się, wstał z piasku i ruszył w stronę brzegu.
Laura stała jeszcze chwilę zastanawiając się nad słowami bruneta, jednak przerwała rozmyślać na chwilę, bo zobaczyła Rossa wraz z Savannah. Siedzieli na kocu i śmiali się szczerze. Brunetka patrzyła się na nich chwilę, ale szybko odwróciła od nich wzrok i ponownie zaczęła rozmyślać nad słowami Josha.
No i w końcu załapała.
-Ej! Ja wcale wolno nie łapię!
W piątkowy wieczór rodzina Lynch oraz Marano wraz z rodzicami oraz przyjaciółmi nastolatków wybrała się na plażę, by spędzić wspólnie czas grając w gry i jedzeniu wcześniej przygotowanych posiłków na piknik. Stormie, Mark oraz Ellen bardzo dobrze się dogadywali, dlatego zajęli się swoim towarzystwem kompletnie zapominając o swoich dzieciach, którzy wykorzystywali każdą sekundę jak najlepiej potrafili.
-No jasne, grajmy! - powiedział podekscytowany Ross wstając z koca i podszedł do Mitchell - Kto się dołącza?
-Wszyscy, bez wyjątków - zapowiedział Ell i mrugnął porozumiewawczo do Jonah, który natychmiast uśmiechnął się szeroko.
I tak zaczęli grać w siatkówkę. Gra toczyła się między nastolatkami, nawet Tom i Vanessa dołączyli. Nie obyło się bez głośnych śmiechów, krzyków, dopingów i zażaleń. Przyjemnie było im uczestniczyć w meczu siatkówki przy tak delikatnym wietrze, który otulał i ochładzał ich ciała swoim dotykiem. A słońce, które powoli zachodziło, lśniło na niebie rozlewając wokół siebie paletę intensywnych kolorów. Widok był tak niesamowity i niepowtarzalny, że aż nie do uchwycenia.
W pewnym momencie Riker, widząc nadlatującą piłkę, podskoczył wysoko i ściął ją bardzo mocno. Ona poleciała na pole przeciwnej drużyny, ale przy tym uderzyła w głowę Savannah. Oszołomiona silnym ciosem blondynka upadła, gdy poczuła, że nagle uginają jej się pod nią kolana. Wszystkim oczy otworzyły się szeroko z przerażenia.
-Sav? - Ross podbiegł szybko do dziewczyny i ukucnął obok niej - Wszystko dobrze? - spytał patrząc na nią. Dziewczyna kiwnęła lekko głową.
-Tak, tak - powiedziała cicho, jakby siła uderzenia odebrała jej mowę.
-Pójdę po lód - oznajmił Riker, który czuł się winny tego małego wypadku. Wrócił biegiem po zaledwie paru sekundach i wręczył dziewczynie worek z lodem - Bardzo cię przepraszam.
-Nic nie szkodzi, zagapiłam się - powiedziała i uśmiechnęła się lekko do blondyna, który odetchnął z ulgą i odwzajemnił jej gest.
-Może zrobimy przerwę, co? - zaproponował Rocky, a wszyscy kiwnęli głowami.
-Chodź, pomogę ci z dojściem na koc - zaproponował Ross i wziął blondynkę na ręce, która cicho się zaśmiała przytrzymując worek lodu do obolałej głowy.
-W ten sposób nie pomagasz mi z dojściem tylko robisz to za mnie.
-A jest w tym duża różnica? - spytał z uśmiechem, który Savannah od razu odwzajemniła. Blondyn podszedł do koca i położył ją tam - Może przyniosę ci coś do picia, hmm? Co ty na to?
-Jak proponujesz to poproszę - powiedziała, a chłopak kiwnął głową i skierował się w stronę turystycznej lodówki, którą zabrali ze sobą. Obok niej stał Jonah.
-Co tam młody? Gdzie reszta?
-Poszli moczyć stopy nad wodę - poinformował go chłopiec i zerknął na Savannah leżącą na kocu - To twoja dziewczyna? - spytał, a Ross otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
-A czemu pytasz?
-Bo tak wyglądacie - wzruszył ramionami, a Lynch uśmiechnął się lekko i sięgnął po butelkę zimnej wody i coli z lodówki.
-Nie jesteśmy parą, ale wiesz... Czasem nie trzeba z kimś być, żeby czuć coś do tej osoby. Można spędzać ze sobą czas, kłócić się czy nawet nie odzywać do siebie, ale wystarczy, że zawsze będzie się trwało przy tej osobie.
-Czyli, że czujesz coś do Savannah? - spytał, a blondyn pokiwał przecząco głową.
-Tego nie powiedziałem.
-To dobrze - chłopiec odetchnął z ulgą.
-Ale dlaczego? - spytał zdziwiony.
-Bo wolałbym, żebyś był z moją siostrą - wypalił nagle, chwycił butelkę coli z lodówki i powolnym poszedł do reszty przyjaciół stojącymi nad oceanem.
Ross zaniemówił. Był zaskoczony tym, co usłyszał. Ale jeszcze bardziej dobiła go ta szczerość. Ta dziecięca i szczera opinia. Spojrzał na roześmianą Laurę, która w tym momencie ochlapywała wodą Rydel. Ross wpatrywał się przez chwilę w brunetkę i nagle pokiwał przecząco głową. Otrząsnął się i szybkim krokiem wrócił do leżącej na kocu Savannah.
W tym samym momencie Jonah szedł w stronę wybrzeża, a naprzeciwko niego szedł Josh.
-Co tam pijesz, młody?
-Cole.
-Wiesz, że to niezdrowe? - spytał podchodząc do niego i unosząc jedną brew. Chłopiec wzruszył ramionami.
-Jestem młody, przystojny i zdrowy. Nie straszny mi cukier w coli! - powiedział uśmiechając się szeroko i wziął dużego łyka napoju. Brunet pokiwał głową z niedowierzaniem uśmiechając się przy tym.
-Chyba udziela ci się towarzystwo Lynch'ów - stwierdził mając na myśli tekst młodego Marano o swojej urodzie.
-Może trochę - wzruszył ramionami i spojrzał ukradkiem na Rossa - Dlaczego oni nie są razem? - spytał, co Josha trochę zaskoczyło, bowiem nie spodziewał się takiego pytania.
-A czemu pytasz?
-No, bo spędzają ze sobą czas i widać, że się lubią to czemu nie są razem?
Proste przyczynowo-skutkowe myślenie dziecka. Skoro ktoś kogoś lubi powinien postarać się o tą osobę, prawda? Proste dla chłopca, lecz trochę bardziej skomplikowane dla starszych od niego osób.
-Wiesz... To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
-Problem w tym, że ja tu nie widzę żadnych komplikacji - odpowiedział szczerze Jonah i wziął łyka napoju. Brunet zmarszczył brwi zdezorientowany. Westchnął i usiadł na piasku, a jedenastolatek się do niego dosiadł.
-Czasem trzeba się po prostu bliżej poznać. Ludzie mogą się sobie podobać i lubić, ale jest potrzebne coś więcej. Wtedy nadchodzi czas rozmów i poznawania się.
-Ale oni wyglądają na to, że mają o czym rozmawiać.
-No mają, mają - przyznał brunet.
-To czemu nie są parą?
-Bo czasem trzeba sobie na to zapracować, nie ma tak łatwo od razu. Trzeba sprawić, żeby druga osoba ci zaufała i była pewna, że może na ciebie liczyć. Jednak najważniejsze jest uczucie łączące obojga. To ono nadaje sens i ono porusza oraz otwiera nasze serca na innych... - powiedział, a Jonah westchnął ciężko i spojrzał na ocean.
-Wiem coś o tym - wyznał, a Josh uniósł wysoko brwi.
-Jak to? - spytał zdziwiony, a chłopiec zamilkł - No mi możesz powiedzieć - powiedział z uśmiechem. Jedenastolatek ponownie westchnął.
-No bo jest taka Callie...
-Ktoś tu się zakochał? - spytał z szerokim uśmiechem i zaśmiał się przy tym dostał kuksańca w bok - Wybacz. Opowiadaj dalej.
-No i ona mi się strasznie podoba. Nawet zaprosiłem ją na lody.
-I co?
-Odmówiła.
Jonah wydawał się być rozczarowany i zasmucony faktem, że dziewczyna, która mu się podobała go odrzuciła. W sumie nic dziwnego.
-Naprawdę? - zdziwiony Josh nie mógł w to uwierzyć.
-Tak. Powiedziała, że nie umawia się z nieznajomymi.
-To wy się znacie?
-No właśnie znamy! Chodzimy do jednej klasy! - powiedział z lekka zdesperowany. O nie... Taki młody, a już się przejmuje dziewczynami? A co będzie w przyszłości? Drugim Rikerem to on raczej nie będzie - I nie rozumiem o co jej chodzi. Czy tak zwykle zachowują się dziewczyny? - spytał, a brunet otworzył szeroko oczy.
-Niestety nawet gorzej - szepnął.
-Co?
-Nic, nic. Słuchaj... Czasem dziewczyny lubią udawać niedostępne, ale lubią także czuć się silniejsze od faceta. To nie idzie w parze z naszym męskim ego, dlatego przeważnie dajemy im odczuć, że to one rządzą, choć tak naprawdę jest inaczej. To my sprawujemy władzę.
Jonah zmarszczył brwi zagubiony. Kompletnie nie zrozumiał o co chodziło brunetowi.
-To skomplikowane - stwierdził, a Josh wzruszył ramionami.
-Nie, jest w sumie całkiem proste.
-Mamy chyba odmienne pojęcia o znaczeniu prostoty - zauważył, a nastolatek uśmiechnął się lekko.
-No to zrób tak... Po prostu spędzaj z nią możliwie jak najwięcej czasu, poznawaj ją i daj jej możliwość, aby ona ciebie poznała. Bądź sobą, a jestem pewien, że jeszcze ona zaprosi cię na lody.
-Myślisz?
-Jestem tego pewien - powiedział i mrugnął do jedenastolatka.
-Cudownie!
-Co cudownie? - spytała nagle Laura podchodząc do chłopaków. Miała mokre nogi i lekko przemoczone krótkie spodenki i bluzkę.
-A nic, tak sobie gadamy - odpowiedział szybko brunet.
-Josh doradzał mi jak zdobyć Callie - oświadczył z szerokim uśmiechem - Dziękuję - zwrócił się do nastolatka i pobiegł w stronę przyjaciół nadal bawiących się przy brzegu.
Laura zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela.
-Jaką Callie?
-Jego ukochaną - mrugnął do niej.
-Mój braciszek się zakochał? - spytała uśmiechając się szeroko, a brunet kiwnął głową - Ale jak to od niego wyciągnąłeś? - spytała zaciekawiona.
Josh wzruszył ramionami.
-Talent - uśmiechnął się szeroko, a brunetka odwzajemniła jego gest.
-Rydel powiedziała mi przed chwilą, że jutro mają koncert. Wiedziałeś o nim?
-Tak.
Dziewczyna uniosła ręce do góry zrezygnowana.
-Czemu ja dowiaduję się zawsze ostatnia?
-Bo wolno łapiesz - zaśmiał się, wstał z piasku i ruszył w stronę brzegu.
Laura stała jeszcze chwilę zastanawiając się nad słowami bruneta, jednak przerwała rozmyślać na chwilę, bo zobaczyła Rossa wraz z Savannah. Siedzieli na kocu i śmiali się szczerze. Brunetka patrzyła się na nich chwilę, ale szybko odwróciła od nich wzrok i ponownie zaczęła rozmyślać nad słowami Josha.
No i w końcu załapała.
-Ej! Ja wcale wolno nie łapię!
----------------
Siemka! :D
Wstawiam rozdział w nocy. Obiecałam sobie, że zrobię to dzisiaj (niby wtorek, ale w tym momencie już środa), więc wstawiam :) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i go skomentujecie ;) Byłoby mi bardzo miło! Jak zawsze z resztą :3
Nie mam siły pisać, dlatego mówię, że jutro powiem coś bardzo ważnego, dlatego odwiedzajcie mnie jutro, bo wam coś powiem! :P
Komentujcie kochani! <3
Miłej nocki życzę :*
Siemka! :D
Wstawiam rozdział w nocy. Obiecałam sobie, że zrobię to dzisiaj (niby wtorek, ale w tym momencie już środa), więc wstawiam :) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i go skomentujecie ;) Byłoby mi bardzo miło! Jak zawsze z resztą :3
Nie mam siły pisać, dlatego mówię, że jutro powiem coś bardzo ważnego, dlatego odwiedzajcie mnie jutro, bo wam coś powiem! :P
Komentujcie kochani! <3
Miłej nocki życzę :*
Super rozdział i czekam na next :*
OdpowiedzUsuńBoski:)
OdpowiedzUsuńsuper, jak zawsze no pisz nexta bo ja tu czytać już chcę !!
OdpowiedzUsuńCoś się zacZyna dziać ! Brat Laury i Vanessy może tak częściej Rossowi mówić :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Ross nie zakocha sie w Savannach :/ ma byc raura ! pisz szybciutko nexcik i wpadnij : http://no-ordinary-love-raura-story.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńJezu zajebisty rozdział
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć taki talent jak ty
Czekam na szybkiego nexta!!
Boski boski <3
OdpowiedzUsuńZdolniacha ;3
Czekam na next ;*
Hahahahahaah ostatni fragment jest the best XD Rzeczywiście, szybko łapie ^^ >_<
OdpowiedzUsuńTak bardzo chciałabym takiego brata jakim jest Jonah *.* To normalnie aniołek w porównaniu do mojego ;-;
Czekam na kolejny kochana :D
Rozdział cudny jak zwykle..
OdpowiedzUsuńCzekam na next....
<3
<3 <3 Karcia 546 <3 <3
Uwielbiam jak opisujesz te rozmowy chłopaków. *Kocham! :D
OdpowiedzUsuńWeny na nexta życzę!!
Rozdział cudowny, jak zawsze♥
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozwój wypadków xD
Skakałam pod sufit, jak przeczytałam, że razem z Niewidzialną macie bloga xD
Super!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Boski rozdział czekam na next!!
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam na mój nowy blog:
OdpowiedzUsuńhttp://toniebylczastoniebylapora.blogspot.com/
Hahah jezu Jonah najlepszy! Jak zwykle młodsze dzieci coś dopalą tak,że nie wiadomo jak się zachowaćxd
OdpowiedzUsuńWiktoria:)
Cudowne!!!
OdpowiedzUsuń